Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Waldemar Kuczyński: Mazowiecki i Wałęsa. Dwie połówki wielkiego polityka

Mateusz Pilarczyk
Waldemar Kuczyński.
Waldemar Kuczyński.
Waldemar Kuczyński, minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i jego przyjaciel, o byłym premierze i jego roli w czasach strajków, Okrągłego Stołu i transformacji ustrojowej.

Mazowiecki był politykiem z innych czasów? Możliwe, żeby osoba z takim charakterem mogła teraz zostać premierem?
Waldemar Kuczyński: Tamte czasy, mam na myśli rok 1990, nie były takie idylliczne i idealistyczne. Znaczna część społeczeństwa uznała wówczas, że lepszym od Mazowieckiego prezydentem byłby Stan Tymiński, niezbyt zrównoważony, nikomu nieznany przybysz z Peru. Istnieje skłonność, by dzisiejsze czasy widzieć, jako gorsze od tych dawnych, ale to na ogół nie jest prawda. Mazowiecki mógłby być i dziś premierem. I byłby bardzo dobrym premierem. Oczywiście warunkiem do tego musiałaby być sprzyjająca mu większość sejmowa. W każdym razie pasowałby do dzisiejszych czasów, jak pasował do tych sprzed ćwierć wieku.

Msza w intencji Tadeusza Mazowieckiego

Jaki był prywatnie?
Waldemar Kuczyński: Tadeusz to nie był brat – łata. W stosunkach z ludźmi był bardzo kulturalny, ale na dystans. Niełatwo obdarzał zaufaniem, ale jeśli się dostało w ten krąg zaufania to był fajnym kompanem. Pogodnym, dowcipnym, lubiącym dyskusje, otwartym na argumenty, nie zacietrzewiającym się i nie upartym, choć czasami marudnym i zmiennym w nastrojach. Lubił biesiady towarzyskie i trunki, zwykle mocniejsze, z preferowaną whisky. Bardzo gustował w robionych przez moją żonę Halinę flakach i wiele spraw partyjnych z czasów Unii Demokratycznej i Unii Wolności, przy ich pałaszowaniu właśnie obgadywaliśmy, popijając piwem lub wódką. Opisałem to w moich wydanych już dziennikach. Był wrażliwy na urodę płci pięknej. Nie miał w sobie mściwości. Przypominał mi trochę Winstona Churchilla, który mówił, że trzeba być odpornym na klęski, twardym w walce i wielkodusznym dla pokonanych. Nie chciał żadnej zemsty po roku 1989, tam gdzie trzeba cywilizowanych sądów. Nic więcej. Taki był.

Tadeusz Mazowiecki nie żyje. Poznańskie pożegnanie w poniedziałek

Jakie było największe osiągnięcie Mazowieckiego?
Waldemar Kuczyński: Mazowiecki był osobowością twórczą. Potrafił gromadzić wokół siebie ludzi i budować. W roku 1958 stworzył miesięcznik „Więź”, przez ćwierć wieku najciekawsze, opiniotwórcze medium związane z polskim katolicyzmem, właściwie opozycyjne wobec komunizmu i przez ćwierć wieku był jego redaktorem naczelnym. W latach 70. był jednym z najważniejszych twórców Towarzystwa Kursów Naukowych, jawnej, ale nielegalnej organizacji prowadzącej w mieszkaniach prywatnych wykłady w ramach tzw. Latającego Uniwersytetu.
Teraz chyba czas na Stocznię Gdańską?
Waldemar Kuczyński: Tak. Przyszła stocznia. Historia potoczyłaby się inaczej, trudno powiedzieć jak, chyba jednak nie lepiej, gdyby u boku Wałęsy nie było Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka. Był realistą. Tak było, gdy warunkiem porozumienia, czyli pokojowego zakończenia strajku okazało się uznanie, przez przyszły związek zawodowy, kierowniczej roli PZPR. Zadeklarowano ją, ale tylko w państwie, a nie wobec społeczeństwie. I Mazowiecki bardzo na to napierał, przecież nie z sympatii dla PZPR, tylko z realizmu. Niewkluczone, że ten konflikt mógłby się skończyć dramatycznie. Tadeusz ma też wielki udział w doprowadzeniu do porozumienia przy Okrągłym Stole, drugim po roku 1920, ale bezkrwawym zwycięstwie polskim w XX wieku. Ono utorowało drogę do „Jesieni Ludów” w Europie środkowej. Polska była pierwsza i wcale wtedy nie było jasne, że gorbaczowska pierestrojka się powiedzie. Teraz są mądrzy po czasie, którzy mówią, że przecież wszystko było jasne. Nie było i mogło się skończyć hekatombą. A skończyło się wspaniale. Także dzięki Mazowieckiemu.

To za Okrągły Stół był krytykowany.
Waldemar Kuczyński: Mazowiecki miał wielki wkład w dzieło Okrągłego Stołu, ale nie był jedynym. Był Lech Wałęsa, był Episkopat, wielki orędownik dogadania się z czerwonymi. Podobnie jak Papież Jan Paweł II. Niełatwa sytuacja dla krytyków. Potem przyszła największa rola Mazowieckiego, pierwszego niekomunistycznego premiera. I budowa nowego państwa, demokratycznego o gospodarce rynkowej. W ciągu 16 miesięcy powstała Trzecia Rzeczpospolita. I dokonano pod kierunkiem Leszka Balcerowicza pionierskiej, udanej transformacji gospodarki. Mazowiecki mianował tego ekonomistę szefem ekipy gospodarczej wbrew swej wrażliwości chrześcijańskiego socjalisty. Rozumiał, że taki właśnie radykalny liberalny kurs jest w tamtym czasie niezbędny i taki ekonomista jest potrzebny. To był znak wielkości. No i na koniec ostatnie jego wielkie dzieło, to udział w opracowaniu i uchwaleniu Konstytucji z roku 1997. Pięć wielkich dzieł, piękny wkład.

Z Wałęsą byli tandemem?
Waldemar Kuczyński: Mój syn powiedział kiedyś, że Mazowiecki i Wałęsa są dwiema połówkami bardzo wielkiego polityka. Coś w tym było. Kiedy szli razem wygrywali, gdy szli przeciwko sobie przegrywali. Mazowiecki w roku 1990, ale Lech pozbawiony jego obecności w roku 1995. Błędem naszego środowiska, skupionego wokół Tadeusza, i w sumie też samego Tadeusza było to, że przeciwstawiliśmy się w 1990 roku Wałęsie i jego drodze do prezydentury.

Jego spokój wtedy, w zawierusze lat 80. nie denerwował współpracowników?
Waldemar Kuczyński: Nie denerwował więcej niż robi to przeciętnie człowiek. Jako naczelny „Tygodnika Solidarność” denerwował krewkich w roku 1981 dziennikarzy, którzy zapominali czasem, że toczy się niebezpieczna gra i w niektórych tematach trzeba uważać na słowa. Ale sam wewnętrznie był „siłą spokoju”. Widziałem to w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 roku. To był czas ogromnego napięcia. Nie wiadomo było czy to się zakończy porozumieniem, czy wjazdem czołgów. Były wahania nastrojów: rano euforia, po południu lęk, że się coś stanie, a wieczorem wracała euforia. I tak przez wiele dni. W tym kłębowisku Mazowiecki zachowywał niebywały spokój, który mi imponował. Skąd on bierze na to siły? Odkryłem to przypadkiem. Spałem w Stoczni, a oni u Ojców Pallotynów. Raz poszedłem spędzić tam noc. Wstałem wcześnie, poszedłem obejrzeć kościół i zajrzałem do pustej kaplicy. Była może 6 rano, a tam Mazowiecki. Coś niespotykanego, bo on był nocnym markiem. Klęczał i rozmawiał ze swoim zwierzchnikiem. To On dawał mu spokój.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski