Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walt Disney, czyli tata Myszki Miki i Kaczora Donalda

Redakcja
9 czerwca 1934 roku stworzył swoją drugą najpopularniejszą postać - Kaczora Donalda. Ale to nie on stał się twarzą światowego filmu animowanego, ale rezolutna mysz zwana Miki. Choć tak naprawdę pierwszym, co przychodzi nam do głowy, jest nazwisko ojca i matki animacji w jednej osobie. Oczywiście animatorów przed nim było wielu, ale od kiedy Walt Disney pojawił się w Hollywood, rysunkowy świat nabrał intensywniejszych barw niż dotychczas - przypomina Jacek Sobczyński

Jako dziecko parał się fachem gazeciarza. Niekoniecznie z braku pieniędzy - w rodzinie Disneyów panował protestancki etos pracy. Większość zarobionych pieniędzy mały Walt wydawał na kino. Podobno najbardziej lubił chodzić na wczesne komedie z Charliem Chaplinem. Drugą miłością chłopca był rysunek. Szkicował przez cały czas i na czym tylko się dało. Na przykład na… karetce pogotowia. To zdarzenie miało miejsce podczas I wojny światowej. Wówczas Disney bardzo chciał dostać się na front, sfałszował zatem swój wiek i złapał pracę kierowcy ambulansu. Trudno było nie rozpoznać jego pojazdu, całego pokrytego rysunkami zabawnych postaci.

Mysz, która straszyła

Po wojnie Disney postanowił na dobre zająć się tym, co lubił najbardziej. Wraz z przyjacielem Ubem Iwerksem założyli firmę, produkującą krótkie animowane filmy reklamowe na zamówienie. Zbyt wielu chętnych, na powierzenie promocji swojego produktu dwóm nieopierzonym gołowąsom, nie znalazło się. Firma upadła, a Disney zaczął zastanawiać się, czy jest sens brnąć dalej w środowisko filmowe. Postanowił dać sobie jeszcze jedną szansę. Pożyczył pieniądze od wujka i wyjechał z Chicago do Hollywood. Tam założył małe studio filmowe, wynajął rysowników i zaczął produkować swoje pierwsze filmy: "Alicję w krainie kreskówek" i przygody królika Oswalda. Legenda głosi, że z postaci tego ostatniego wzięła się Myszka Miki. Jeden z rysowników przerobił kilkoma pociągnięciami ołówka króliczą głowę tak, że na jej miejscu pojawił się wizerunek uśmiechniętej myszy.

W dużym błędzie będą jednak ci, którzy sądzą, że Myszka Miki od razu zrobiła wielką karierę. W Hollywood nie wszyscy sądzili, że dzieci ją pokochają. W brodę pluć mógł sobie Louis B. Mayer, szef wytwórni Metro Goldwyn Mayer. Kiedy Disney przyszedł do niego z pomysłem na serię filmów o Miki, ten odmówił współpracy. Mayer uważał, że olbrzymia mysz na ekranie może wywołać lęk u… kobiet w ciąży. W późniejszych latach strach przed myszami okazali Rumuni, którzy w 1933 roku odmówili projekcji filmów o Myszce Miki w swoich kinach, argumentując, że dzieci będą się jej bały. A propos Mickey Mouse i dzieci - chyba każdy mały widz przeżył znacznie większy szok, gdy uświadomił sobie, że "ta" myszka jest "tym" mężczyzną…
Ta sytuacja dobrze oddaje poetykę najsłynniejszych filmów, wyprodukowanych przez Disneya. W jego świecie istnieje miejsce na uczucie pomiędzy mężczyzną a kobietą, lecz o wiele więcej uwagi poświęca się jego brakowi. Nie na darmo bardzo częstym motywem jego filmów jest zagubienie małej postaci w świecie złowrogich dorosłych. Jeśli już jakieś postacie wchodzą z sobą w związki, wówczas najczęściej oparte są przede wszystkim na przyjaźni. Nawet w "Zakochanym kundlu" dwójka głównych bohaterów ratuje się nawzajem w imię obopólnego przywiązania. Oczywiście obok Mickey Mouse istniała także mysz - kobieta, Minnie, jednak ich relacje pozostawały pełne niedopowiedzeń. Miłość miłością, ale Miki po pierwsze musiał wplątywać się w coraz to kolejne draki. A widzowie płacili za bilety, śmiali się i przychodzili do kin jeszcze raz.

Wróg "czerwonych"

Podczas II wojny światowej sytuacja finansowa studia Walta Disneya przypominała nieustającą sinusoidę. To właśnie wtedy powstały najsłynniejsze filmy pełnometrażowe Disneya: "Pinokio", "Bambi", "Fantazja" czy "Dumbo". Nakręcenie każdego z nich wymagało jednak zatrudnienia armii rysowników, specjalistów od udźwiękowienia i muzyki. Z reguły tuż przed zakończeniem produkcji wytwórnia znajdowała się na skraju bankructwa. Disney ratował się kręceniem filmów szkoleniowych dla żołnierzy. Radosny wizerunek Myszki Miki w mundurze miał spuścić powietrze z przepełnionych stresem żołnierzy amerykańskich, francuskich czy nawet polskich, bowiem także do naszej armii docierały disneyowskie produkcje. Zresztą postawa samego Disneya była w ówczesnych latach niezwykle niejednoznaczna. Nie odżegnywał się od nazistów, przyjmując w swojej wytwórni ulubienicę Hitlera, reżyserkę Leni Riefenstahl. Z drugiej strony Disney był przez lata tajnym współpracownikiem FBI, więc amerykańskie władze mogły być spokojne, że reżyser nie przejdzie na niewłaściwą stronę barykady.

Miał jednak Walt Disney prawdziwych wrogów w osobach komunistów. Obsesja producenta na ich punkcie graniczyła niemal z obłędem. W 1941 roku część pracowników jego wytwórni podjęła strajk. Powód - Disney nie zgodził się na podwyżkę płac i wprowadzenie dwutygodniowych płatnych urlopów. Bunt wywołał w nim wściekłość, w końcu jego podwładni powinni czuć się dumni, że pracują w tak szanowanym przedsiębiorstwie. Rozsierdzony Disney stwierdził, że strajk podsycili wszechobecni komuniści. Wystosował w tej sprawie gniewne apele do prasy. Gniew artysty próbowali złagodzić nawet wysłannicy prezydenta Roosevelta. Na próżno - Walt Disney nie tylko nie zgodził się na podwyżki, ale przez cały czas z uporem maniaka wyszukiwał w swoim otoczeniu "czerwonych".
Sytuację udało się załagodzić dopiero bratu Disneya, Royowi, drugiej najważniejszej osobie w Walt Disney Pictures. Namówił brata, by ten udał się z wycieczką do Ameryki Południowej, by tam spopularyzować swoje filmy. Przyczyną tej decyzji był krach kinematografii w opętanej wojną Europie. Bracia Disney słusznie zauważyli, że na Starym Kontynencie ich filmy niewiele zarobią. Co prawda Walt Disney stwierdził, że nie ma zamiaru uciekać przed komunistycznym problemem w jego firmie, ostatecznie jednak zgodził się na podróż do Ameryki Południowej, gdzie zresztą mieszkańcy przyjmowali go po królewsku. W tym czasie Royowi Disneyowi udało się załagodzić spór z pracownikami.

Filmy, które naprawiają świat

Uniwersalność obrazów Walta Disneya zapewniła Myszce Miki, Kaczorowi Donaldowi, Psu Pluto, Goofy'emu i reszcie animowanej menażerii absolutną nieśmiertelność. Akcja disneyowskich filmów od zawsze dzieje się w nie-dookreślonej czasoprzestrzeni, przez co z postaciami mogły identyfikować się zarówno dzieci pokolenia pierwszych teleodbiorników, jak i milusińscy, wychowani na internecie i iPodach. Bohaterowie Dis-neya nie są tak wyraziści jak choćby Królik Bugs, Elmer Fudd i reszta rysunkowej kompanii z konkurencyjnej firmy Hanna Barbera. Wszyscy bez wyjątku (nawet kostyczny wujek Sknerus) są jednak nośnikami pozytywnego nastroju. To zresztą dobre słowo, pozwalające najlepiej scharakteryzować klimat disneyowskich kreskówek - wszystkie są pozytywne. A część z nich także niesamowicie atrakcyjna wizualnie, ponieważ Walt Disney był pierwszym, który odważył się połączyć film rysunkowy z muzyką klasyczną. Najlepszym przykładem jest choćby "Fantazja", która co prawda na początku okazała się finansową klapą, jednak jej kolejne wejścia na duże ekrany kończyły się kasowymi sukcesami. W Polsce "Fantazja" po raz ostatni pojawiła się w kinach w 2000 roku.

Disney marzył, by jego filmy zmieniały świat na lepsze. Za 13 lat jego wytwórni stuknie setna rocznica urodzin. Co przez ten czas zmieniło się w promowaniu filmów rysunkowych na świecie? Gdy założyciel animowanego imperium jeszcze żył, wykombinował, że jego postacie mogą równie dobrze wyjść poza kino. Stąd pomysł na założenie pierwszego Disneylandu (1955 rok). Nieco inną taktykę obrał wieloletni prezes disneyowskiej korporacji Michael Eisner. Ten pochodzący z bardzo porządnej rodziny biznesmen wziął się w latach 90. za przeszczepianie kreskówkowych postaci w rejony do tej pory zarezerwowane dla kultury wysokiej. Jak grzyby po deszcze zaczęły pojawiać się oparte na bajkach teatralne musicale, widowiska czy koncerty muzyki poważnej. Obecnie tego typu wydarzenia odbywają się regularnie na całym globie. W Poznaniu na ostatni koncert muzyki z filmów Walta Disneya można było wybrać się dokładnie miesiąc temu.

Tymczasem nieżyjący od 1966 roku Disney z zadowoleniem patrzy z góry na prężnie rozrastającą się korporację, która odpiera coraz silniejsze ataki konkurencji z wizjonerskimi filmami wytwórni Pixar na czele. Piszę "z góry", ponieważ popularną anegdotę o tym, że wielki producent został przed śmiercią zahibernowany można włożyć między bajki. W rzeczywistości Disneya skremowano w grudniu 1966 roku, a według ówczesnych dziennikarzy "cały świat dzieci pogrążył się w żałobie".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski