Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Weekendowe małżeństwa

Elżbieta Sobańska
Widok żegnających lub witających się par na lotnisku nie  jest rzadkością.
Widok żegnających lub witających się par na lotnisku nie jest rzadkością.
Zostają im tylko weekendy. Są razem, a jednak większość czasu spędzają osobno: z konieczności, przyzwyczajenia. Dlaczego coraz więcej par decyduje się na tzw. weekendowe małżeństwo?

Dorota jest weekendową żoną. Ona pracuje w Poznaniu, jej mąż kilkaset kilometrów dalej - w Gdańsku. Czas, który mogą spędzić wspólnie, to weekendy.

- Nie jest łatwo, ale powoli już się do tego przyzwyczaiłam - opowiada 45-latka. - Lepiej płatną pracę mąż znalazł w innym mieście. Zdecydowaliśmy, że godzimy się na takie rozwiązanie, zwłaszcza że spłacamy kredyt na mieszkanie. A że o pracę nie jest teraz łatwo, to staramy się jakoś do tej sytuacji dopasować.

Najtrudniej było na początku, kiedy rozłąka wydawała się nie do zniesienia. Małżeństwo tłumaczyło sobie, że dzięki temu spłacą zaciągnięte zobowiązania, a może jeszcze trochę zaoszczędzą. Są jeszcze przecież telefony i internet, więc zawsze mogą porozmawiać i tak miną kolejne dni - aż do piątku. Po kilku latach jest już nieco łatwiej, chociaż nadal żyją na dwa domy: ona w kamienicy na Wildzie, on - w wynajętym mieszkaniu w Gdańsku.


Czytaj także:
Jakie powinno być mieszkanie idealne dla rodziny?

- Tomek dzwoni codziennie, pyta, co słychać u mnie i u dzieci, czy już wyszłam z pracy. Kiedy wraca, staramy się nadrobić stracone dni - mówi Dorota. - Jest jak w każdym małżeństwie: zajmujemy się sprawami domowymi, rachunkami, często też gdzieś wychodzimy. Nadal bardzo się kochamy, ale nie ukrywam, że najmniej przyjemności sprawia mi z tego wszystkiego seks. Ja już mam coraz mniej ochoty na to, choć wiem, że dla niego to wciąż jest ważne.

Małżeństwo weekendowe - na taki związek decyduje się coraz więcej par. Kiedyś najczęściej były to osoby, które ceniły sobie swobodny styl życia, w którym nie było miejsca - a przede wszystkim czasu - na stałych partnerów. Dla nich rezerwowane były właśnie dni wolne, resztę pochłaniała praca. Do tej grupy zaliczano też osoby, które przez internet szukały potencjalnych partnerów, a ci mogli mieszkać daleko, lub te, które w wyniku złych doświadczeń stroniły od wchodzenia w kolejny poważny związek. Tworzenie z drugą osobą związku, a mimo to życie na własną rękę doczekało się z czasem nawet fachowego terminu. Takie pary określane są jako LAT (ang. Living Apart Together - "osobne życie razem"), gdzie partnerzy co prawda wobec innych i siebie uchodzą za związek, ale "na dwa domy": spotykają się okazjonalnie, żyją osobno i nie planują dzieci.
Wejście Polski do UE dało możliwość swobodnego przemieszczania się i pracy na terenie państw unijnych.

- Weekendowe małżeństwa to inna, potoczna nazwa dla związku na odległość, gdzie czynnikiem determinującym rozłąkę jest praca lub nauka. Trudno jest w tej chwili mówić o skali zjawiska, łatwiej mówić o pewnym trendzie - mówi Tomasz Kozłowski, socjolog z Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu. - Ta zmiana postępuje, pracodawcy na Zachodzie wiedzą, a w Polsce zaczynają się uczyć, że od podwładnych coraz częściej wymagać można tego rodzaju formy pracy. Długie dojazdy, częste delegacje etc. Popyt na rynku pracy jest na tyle duży, że pracodawcę stać na takie wymagania. Chętni się prędzej czy później znajdują.
O tym, że trend ten może się pogłębiać, alarmowano już kilka lat temu. Eksperci oszacowali, że w zaledwie dwa lata po przystąpieniu Polski do UE liczba weekendowych małżeństw dochodziła do poziomu 300 tysięcy, a w kolejnych pięciu latach miała wzrosnąć co najmniej dwukrotnie. To już nie są czasy dawnej emigracji "za chlebem", kiedy małżonkowie wspólnie decydowali się na przeprowadzkę do innego miasta czy za granicę, by tam próbować zagwarantować sobie lepszą przyszłość. Teraz pary godzą się na rozłąkę, gdzie mobilny jest jeden z partnerów.

- Przenosiny jako o relikt wcześniejszych czasów, wcale nie są dziś tak rzadkie. Praca, która wymaga częstego przemieszczania się, jest coraz bardziej powszechna. Sam znam mnóstwo przykładów par, które nie do końca potrafią określić, czy przenosząc się gdzieś, właśnie "osiadły" na - powiedzmy - dekadę czy dwie, czy jeszcze nie - objaśnia socjolog. - Są to pary żyjące ze świadomością, że w nadchodzącym czasie będzie trzeba gdzieś się przenieść. Żyjemy w czasach niepewnego zatrudnienia i wymogu maksymalnej elastyczności.

Jak dodaje Tomasz Kozłowski, weekendowe małżeństwa to "wynalazek" stosunkowo nowy, świadczący jednak o trudnych warunkach, jakie ma dzisiaj rynek do zaoferowania. Trudno powiedzieć, czy trend ten będzie się pogłębiać.

- Ludzie mają ogromną potrzebę przebywania razem częściej niż w weekendy, dlatego najczęściej kończy się to: romansem, rozwodem albo rzuceniem takiej pracy - zauważa socjolog. - Przypuszczam, że mimo wszystko dążyć będziemy do złotego środka. Podobnie jak małżeństwa weekendowe, upowszechnia się również telepraca, czyli nie życie, ale właśnie praca na odległość. Być może ona będzie tutaj pewnym rozwiązaniem.

Ale to właśnie praca jest najczęściej wyznacznikiem tego, jak ułoży się życie małżonków. Początkowo najczęściej wyjeżdżały osoby z gorszym wykształceniem i, co za tym idzie - niezbyt wykwalifikowane. Teraz coraz częściej na wyjazd decydują się specjaliści. Przeważnie podział przebiega następująco: żona i mąż mogą mieć dobre posady, choć w innych miastach, częściej jednak to jedno z małżonków wyjeżdża w inne miejsce, by tam szukać lepszego zatrudnienia. Jest jeszcze trzeci wariant - jedno z partnerów pracy szuka za granicą.

Taki wyjazd jest ogromną próbą dla związku. W kraju zostaje żona lub mąż, który nierzadko ma pod opieką jeszcze dzieci. Tymczasem daleko od domu mieszka i pracuje małżonek. Nie wszystkie pary przechodzą tę próbę zwycięsko. Część weekendowych małżeństw kończy się rozwodem, kiedy okazuje się, że partner nie chce wracać do Polski, bo praca i styl życia w kraju pobytu jest dużo bardziej kuszący. Tak było w przypadku Eweliny, która zdecydowała się na wyjazd dwa lata temu. Znalazła dobrze płatną pracę w Wielkiej Brytanii.

- To miał być wyjazd czysto zarobkowy. Chciałam odłożyć pieniądze na remont domu i zostawić trochę na tzw. starość. Już wtedy nie układało mi się też z mężem. W Anglii nie czuję się zupełnie jak u siebie, ale - i to muszę otwarcie przyznać - żyje się tu inaczej - opowiada czterdziestolatka. - Pomogło mi to uporządkować swoje życie, nie chciałam też dłużej tkwić w nieudanym związku. Rozstaliśmy się, a ja niedawno poznałam wspaniałego mężczyznę. Teraz stale powtarzam, że wrócę niedługo, bo tęsknię też za bliskimi, ale przekładam datę powrotu.
Trudno jednak jednoznacznie oszacować, czy weekendowe małżeństwa mają więcej wad, czy też korzyści.

- Zaletą takiej pracy jest naturalnie nowe doświadczenie i szansa na rozwój. Ale cena jest ogromna - rezygnacja z ogromnej części życia prywatnego i budowania więzi z partnerem. Zakładam, że mimo wszystko, bliższy naszej naturze jest drugi aspekt i że tak czy inaczej, z takich weekendowych małżeństw ludzie wychodzą z bilansem ujemnym, psychicznie wyczerpani, że gdyby mogli - żyliby inaczej - tłumaczy socjolog WSNHiD. - Do tego dorzucić można również to, o czym mówi socjolog Richard Sennett - brak poczucia zakorzenienia, notoryczne wyrwanie, oderwanie od miejsca, tradycji, domu, rodziny. Ludzie tego potrzebują, choć często wydaje się, że dzisiaj są to elementy trącące myszką. Cena jest potwornie wysoka. Za życie na odległość płacimy rozpadem więzi. W okolicach 40. ludzie dokonują pierwszych poważnych rozliczeń swojego dotychczasowego życia. "Co udało mi się zrobić?" - pytają. Żyjąc na odległość, rzadko znajdują wiele pozytywnych elementów.

Na razie jednak na próżno - zdaje się - szukać innej drogi. Zubożenie wartości rodzinnych jest coraz częściej ceną za próbę dogonienia bardziej majętnego stylu życia, jakie prowadzą obywatele bardziej gospodarczo rozwiniętych państw.

- Podobne zjawisko szerzy się na Zachodzie, a właściwie, właśnie z Zachodu trafiło do nas. Tak właśnie wygląda kolejna faza kapitalizmu: maksymalne eksploatowanie pracownika. Wymóg elastyczności, odporności na stres, gotowości do zmiany, kreatywności, ciągłego przystosowywania się. To cała litania cech, jaką czytać możemy w ogłoszeniach o pracę - zauważa Kozłowski. - Kilkadziesiąt lat temu pracownik mógł całe życie przepracować w fabryce na taśmie, ale - paradoksalnie - poczucie celu i samorealizacji w życiu towarzyszyło mu częściej, niż ma to miejsce dziś. Szukał spokoju i stabilności. Dziś już takie poczucie to luksus. Niepewność warunków własnego zatrudnienia jest dojmująca i towarzyszy wielu obywatelom. Weekendowe małżeństwa znamionują tę niechlubną prawidłowość.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski