Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wejść do środka książki, która dopiero powstaje... Fotoplastikon Jacka Dehnela

Grażyna Antoniewicz
Grażyna Antoniewicz
Na wernisaż do Muzeum Sopotu tłumnie przybyli wielbiciele twórczości urodzonego w Gdańsku pisarza i poety. Niektórzy przynieśli książki  i prosili o autograf
Na wernisaż do Muzeum Sopotu tłumnie przybyli wielbiciele twórczości urodzonego w Gdańsku pisarza i poety. Niektórzy przynieśli książki i prosili o autograf Aleksandra Pilutkiewicz
W Muzeum Sopotu nowa arcyciekawa wystawa pt. „Fotoplastykon”. Zobaczymy na niej ponad 40 zdjęć z kolekcji pisarza i poety Jacka Dehnela, z jego tekstami. Pisarz przyznaje, że zdjęcia od wielu lat są dla niego źródłem inspiracji zarówno w malarstwie, jak i w pisaniu. W 2009 roku wydał „Fotoplastikon”, obecnie pracuje nad drugim tomem.

Wystawa „Fotoplastikon” powstała na kanwie nieopublikowanego jeszcze, drugiego tomu książki Jacka Dehnela o tym samym tytule. Jej dopełnieniem jest sala ze zdjęciami Sopotu i sopocian. Po wystawie oprowadza nas kuratorka Justyna Gibbs.
- Jest zdjęcie teścia Ernst Claaszena, pierwszego właściciela willi, w której obecnie się znajdujemy oraz fotografia, którą znaleźliśmy w domenie publicznej przedstawiająca mistyka w Sopocie - opowiada kuratorka. - Musiała to być jakaś znana postać, prawdopodobnie z kręgów warszawskich. A tu na przykład jest zdjęcie z 1948 roku, z czynu społecznego, a tu mamy rodzinę sopocką, która wybrała się w głąb Niemiec, w odwiedziny do krewnych. Jacek Dehnel jest kolekcjonerem fotografii jego zdjęcia prezentowane były w wielu polskich muzeach. Na wystawie są również trzy stanowiska do odsłuchu tekstów czytanych przez autora. Postanowiliśmy trochę urozmaicić wystawę przez wprowadzenie fotoplastikonu, oczywiście, jest to kopia, ale można tu obejrzeć trójwymiarowe zdjęcia Sopotu oraz prezentowane na wystawie zdjęcia pana Dehnela. Cenne jest zdjęcie z Powstania Warszawskiego, wykonane przez Sylwestra Brauna.

Właścicielem kolekcji jego zdjęć jest właśnie autor „Fotoplastikonu”, ale znajduje się ona w depozycie Muzeum Powstania Warszawskiego. Fotografie są powiększone, chcieliśmy bowiem pokazać detal.

A sam Jacek Dehnel na wtorkowym wernisażu podziękował sopockiemu muzeum.
- Bardzo dziękuję Muzeum Sopotu za to, że zwróciło się do mnie z propozycją tej wystawy i cieszę się, że została ona tak pięknie wykonana. Jak państwo widzą, nawet papier, na którym wydrukowano teksty, jest lekko srebrzysty, tak jak niektóre odbitki bromowosrebrowe albo dagerotypy. To jest bardzo dziwna wystawa, w tym sensie, że mogą państwo wejść do środka książki, która jeszcze nie powstała, która dopiero się rodzi i tworzy. Pierwszy „Fotoplastikon”, ukazał się ponad 10 lat temu, a ten drugi zaczął powstawać w zasadzie zaraz później i tak się dalej składa, po troszeczku, po troszeczku.

Książka zawiera sto zdjęć i komentarzy do nich. Ktoś mnie kiedyś zapytał: „Najpierw oglądam zdjęcie, myślę, co ja tutaj widzę, a dopiero potem czytam tekst. Czy ja tak mogę?”. Odpowiedziałem: „Może pan i, co więcej, to jest bardzo dobry pomysł. Nie jest tak, że w zdjęciu jest zaklęta jakaś jedna, ostateczna prawda.

Każdy z nas może je twórczo odczytywać na różne sposoby, więc jeżeli ktoś się tego nauczył dzięki lekturze „Fotoplastikonu”, to świetnie.

Wywodzący się z Gdańska pisarz zauważył także, ze w klasycznym fotoplastykonie chodzi o to, żeby z połączenia dwóch płaskich obrazów uzyskać wrażenie trójwymiaru.

Tymczasem w formule ekspozycji, na której fotografiom towarzyszą opisy, ewentualnie fragmenty powstającej książki, trójwymiarem jest to, co powstaje na styku zdjęcia i tekstu. Oglądający wystawę będą mogli wchodzić w tę książkę, czytać poszczególne fragmenty i „zszywać” sobie obraz ze zdjęciem, tworząc na ich styku trójwymiar, pełniejszy obraz.
Zapraszam do oglądania i do czytania - zachęcał Jacek Dehnel.

Zapytaliśmy pisarza m.in. o jego powstającą książkę...

Kiedy należy spodziewać się drugiej części „Fotoplastikonu”?

Nie wiem, bo książka pisze się bardzo powoli zacząłem ją pisać po pierwszej części „Fotoplastikonu”, kilkanaście lat temu. A sam pomysł pisania o zdjęciach i szukania opowieści, które są w nich ukryte, to coś, co towarzyszyło mi od wielu, wielu lat, zanim jeszcze zająłem się pierwszym tomem. Cały czas zbieram starą fotografię i kiedy natrafiam na zdjęcia, w których wyczuwam historię, piszę kolejny tekst. Jest ich już około 60, a docelowo powinno być, jak w pierwszym tomie, 100. Więc już bliżej, niż dalej, ale kiedy dokładnie książka trafi do wydawcy nie wiem.

Kiedy zrodziła się ta pasja kolekcjonowania fotografii?

Zaczęło się bardzo wcześnie, myślę że w szkole średniej, a na pewno na studiach. Pierwsze zdjęcia kupowałem na Jarmarku Dominikańskim, jeszcze jak mieszkałem w Gdańsku, potem na Kole, na warszawskim targu staroci, w innych miastach Polski i zagranicą, na serwisach aukcyjnych. Od czterech lat mieszkam w Berlinie, tam są znakomite targi staroci, więc kolekcja rośnie. Od ładnych kilku lat, chyba od siedmiu, moją kolekcję można w dużej części oglądać online. Udostępniam te zdjęcia, które posiadam na portalu AWERS/REWERS, gdzie jest już ponad dwanaście tysięcy obiektów.

Ile zdjęć liczy cała kolekcja?

Nie wiem, piętnaście, może dwadzieścia. Trudno mi powiedzieć, ale sukcesywnie wrzucam nie tylko to, co kupiłem nowego, ale również zdjęcia, które czekają w szufladach. To jest niestety, bardzo czasochłonne, jeśli się to robi samemu, bo trzeba je zeskanować, opracować, wrzucić na stronę, opisać i tak dalej. Czasami wrzucam skan na Facebooka i bywa, że mądrość zbiorowa wyrzuca celne odpowiedzi. Trafiam na ludzi, którzy mają jakąś niesamowitą pamięć do obrazów. Pamiętam, że kiedyś wrzuciłem pocztówkę przedstawiającą pewną ulicę z szyldem po polsku, z gmachem kościoła w oddali, naprawdę wielkości paznokcia. I po 10 minutach ktoś napisał: „To jest kościół jezuitów w Pińsku, zburzony latach 50. przez władze radzieckie” i faktycznie miał rację. Teraz oczywiście, pomaga też technologia, ale sam research jest fascynujący. Ze zdjęć można się dowiedzieć najdziwniejszych rzeczy.

Czy ma pan ulubione zdjęcia? Może nie najcenniejsze, ale takie które darzy sentymentem?

Och, mam ich dużo. Jest trochę tak, że jak się już ma fotografie, to się człowiek do nich przyzwyczaja i nawet miewa dziwne poczucie, że w jakimś sensie zna te osoby.

Nawet jak jest tak dużo tych zdjęć?

Oczywiście, są i takie fotografie, które wyciągam z szuflady i mam wrażenie, że widzę je pierwszy raz w życiu, i dziwię się czemu je kupiłem? Albo, przeciwnie, dziwię się, jak mogłem zapomnieć, że mam taką świetną fotografię? Często jest też tak, że zdjęcie okazuje się ciekawe dopiero, kiedy zaczynam mu się bliżej przyglądać, badać, googlować. Kiedyś kupiłem zdjęcie młodego mężczyzny z lat 60. XIX wieku, było nawet podpisane z tyłu ołówkiem, ale nic mi to nie mówiło. Potem się okazało, że jest to twórca festiwalu wagnerowskiego w Bayreuth, bardzo ważna figura. Jego zdjęcia z tego okresu są nieznane, a tutaj proszę, trafiło się.

Nie wszystkie zdjęcia pan kupuje.

Pewnego razu zobaczyłem, że są do kupienia trzy dagerotypy i z researchu mi wyszło, że to rodzina założyciela Sopotu, Haffnera. I rzeczywiście, dzisiaj stanowią ważną pamiątkę w zbiorach Muzeum. W mojej kolekcji nie byłyby aż tak istotne, a tutaj są na swoim miejscu. Na pewno są zdjęcia, do których mam szczególny sentyment, choć, jak pani powiedziała, niekoniecznie są szczególnie dobre artystycznie czy ważne z punktu widzenia historii fotografii. Ale mają w sobie coś, co mnie ujmuje nierzadko nie potrafię nawet powiedzieć, czemu. Mają aurę.

Myślę, że być może interesujące jest dla zwiedzających wystawę, że mogą zobaczyć książkę która dopiero powstaje.
Rzadko chyba mamy okazję wejść w książkę, która jest zaaranżowana w formie wystawy, a przynajmniej dla mnie to pierwsze takie wydarzenie. Tym bardziej, że to książka, która jeszcze nie istnieje w druku.

Przy okazji wystawy, kustoszki z Muzeum Sopotu wyciągnęły ze zbiorów muzealnych fotografie, które wydały im się szczególnie urocze, ciekawe, osobliwe, pasujące do do „Fotoplastikonu”.

Na wystawie mamy dziwne zdjęcie chłopca robiącego śmieszne miny i panią z ogromną kokardą, która jest większa od jej głowy.
Cóż, są zdjęcia, które są piękne, albo ważne, bo pokazują ważne wydarzenia ale są i takie, które pobudzają w nas jakiś inny nerw, zdjęcia osobliwe. Duża część ludzkiego życia jest nieistotna, ale każdemu przydarzają się czasem niesamowite wizualne przygody, które niekiedy udaje się zatrzymać na fotografii. A potem te fotografie trafiają czy to na targi staroci, czy do zbiorów muzealnych, często pozbawione kontekstu.Kiedy stoimy przed nimi, patrzymy na nie, możemy tę historię samemu sobie opowiedzieć.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki