Problemy salonu rozpoczęły się z początkiem pandemii koronawirusa w Polsce. Pierwszy lockdown niósł za sobą poważne konsekwencje finansowe dla całej branży fryzjerskiej.
Pierwszy lockdown w Polsce był dla fryzjerów bardzo trudny, jednak otwarcie salonów nie przyniosło oczekiwanych skutków. Po kilku tygodniach z ograniczonym dostępem do usług fryzjerskich, nie wszyscy klienci wrócili.
Klientki, które mają na włosach jeden kolor, nauczyły się same farbować, a nawet jeśli nie one same, to nauczyła się koleżanka, córka lub siostra. Nawet klientki, które przychodziły do nas niemal od początku istnienia salonu, wróciły tylko na strzyżenie, a farbę nakładały już w domu
- mówi Dominika Buczkowska, menagerka salonu Sense.
Sprawdź też:
Przed pandemią koronawirusa do salonu przychodziło wielu studentów i studentek oraz osoby starsze. Ci pierwsi nie wrócili w październiku do akademików, więc przestali chodzić do fryzjera w Poznaniu, a starsi ludzie ograniczają kontakty społeczne do niezbędnego minimum, a podczas wizyty u fryzjera, potencjalnie mogliby się zarazić i zachorować na covid-19. Kolejnym problemem okazała się praca i nauka zdalna. Niektóre pracowniczek salonu musiały zostać w domu z dziećmi, co powodowało braki kadrowe.
Sprawdź też:
Obroty salonu spadły do około 20-30% w stosunku do działalności przed pandemią. Po zapłaceniu wszystkich rachunków i wypłaceniu pensji, właścicielka musiała dopłacać do interesu.
Salon fryzjerski w najbliższych dniach opuszcza lokal przy ulicy Grunwaldzkiej, ale właścicielka nie chce, by dotychczas używane kosmetyki i sprzęty wylądowały na śmietniku. Z tego powodu wszystko zostało wystawione na sprzedaż, która odbyła się w sobotę, 9 stycznia.
Zobacz też:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?