Mieszkaniec Plewisk w miniony weekend przekonał się boleśnie, że instalacja, która stopniem komplikacji raczej nie może się równać z reaktorem jądrowym, w czasie ulewnego deszczu zamieniła się w bombę biologiczną. I trudno się dziwić jego złości i rozżaleniu, bo przecież płacąc niemałe pieniądze za podłączenie się do niej, miał prawo oczekiwać, że ten, kto ją projektował, budował i odbierał wiedział, co robił. Że tak nie było - dowiodło życie.
Inni mieli więcej szczęścia. Domów, sklepów, podwórek i ulic nie zalała im fala fekaliów, a "tylko" deszczówka. I znów wszystko było w porządku, wszyscy robili, co mogli, ale "trudności obiektywne": wyłączony prąd, a do tego kanalizacja deszczowa w budowie.
Pech, można powiedzieć. I o ile tłumaczenie, że prądu nie było i to spowodowało kłopoty jeszcze od biedy mnie przekonuje, o tyle pozostałe wyjaśnienia już w żadnym razie. Stwierdzenie, że kanalizacja nie wystarcza, bo "powstało dużo nowych domów" jest już kuriozalne. Nie wyrosły one przecież siłami przyrody niczym grzyby po deszczu.
Ktoś podjął decyzję, że mogą tam powstać i wziął za to odpowiedzialność. Nie przewidział, że będzie padało? Nie sądzę. Raczej uznał, że jakoś to będzie. I jakoś jest. W końcu nikt nie utonął. Winnych nie ma. Tylko mieszkańcy mają przechlapane.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?