Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wizyta Himmlera w KL Stutthof. Historyk przeanalizował archiwalne fotografie. Dr Marcin Owsiński: Mamy obraz codzienności oprawców

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
23 listopada 1941 r. Heinrich Himmler wraz ze swoją świtą kroczy przed strażnikami w obozie koncentracyjnym Stutthof.
23 listopada 1941 r. Heinrich Himmler wraz ze swoją świtą kroczy przed strażnikami w obozie koncentracyjnym Stutthof. Ze zbiorów Muzeum Stutthof w Sztutowie
Wizyta Heinricha Himmlera jest pewnym pomostem w dziejach obozu w Stutthofie. Ona zmieniła ten pierwotny, mały, peryferyjny obiekt na typowy niemiecki obóz koncentracyjny z czasów II wojny światowej, element polityki masowej zagłady. Wystarczyło kilkadziesiąt minut pewnego smutnego dnia – mówi dr Marcin Owsiński, historyk Muzeum Stutthof, autor książki „Dwie godziny w listopadzie”, w której analizuje dzięki nowej technologii zachowane zdjęcia z tamtego wydarzenia oraz inne źródła z epoki.

Jest takie zestawienie kilku powszechnie znanych zdjęć dokumentujących działalność niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof – wizyta Heinricha Himmlera, jednego z najwyższych przywódców nazistowskich Niemiec, która miała miejsce 23 listopada 1941 r.

Wyobrażając sobie Stutthof, najczęściej widzimy właśnie ten zestaw kilku ujęć z Himmlerem jako ich bohaterem. Tymczasem obóz istniał dalej prawie 4 kolejne lata i niewiele przypominał to, co na tych zdjęciach widać. Ale one zdefiniowały historię. Kiedy przyjrzeć się bliżej tym zdjęciom, widać nieznane dotąd ich szczegóły, zapewnia to współczesna technologia cyfrowa. W dodatku, gdy porówna się je ze źródłami, które dopiero teraz są dostępne, np. dziennikiem Himmlera czy innymi dotyczącymi III Rzeszy, można to wydarzenie obudować w kompleksowy, historyczny kontekst. Bardzo istotny dla więźniów Stutthofu, Pomorza.

To nie była standardowa wizyta? Po co Himmler przyjechał do obozu w Stutthofie?

Był wówczas poniekąd najważniejszą osobą III Rzeszy, po Adolfie Hitlerze. Analizując jego kalendarz, widać wielką częstotliwość jego spotkań z Hitlerem, częstotliwość jego wizyt na froncie, w czasie których oglądał, poza swoimi jednostkami SS, przede wszystkim egzekucje cywilów.

Dla Niemiec walczących od czerwca 1941 r. ze Związkiem Sowieckim był to czas wielkich zwycięstw, moment zbliżania się Niemców do Moskwy i masowych rozstrzeliwań Żydów na Wschodzie.

On prosto z frontu udał się do Hitlera, potem na Pomorze, skąd wyruszył do Wilczego Szańca, ponownie zdać relację Hitlerowi. To był czas wykuwania się „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.

Szacuje się, że około grudnia 1941 roku powstała fizyczna decyzja o budowie zupełnie innej niż dotychczas metody mordowania Żydów – już nie rozstrzeliwań, a budowie komór gazowych i specjalnych obozów.

Wtedy odbyły się pierwsze gazowania więźniów w obozie w Bełżcu, wówczas też gotowy był program konferencji w Wannsee. Stenogramu rozmów w Stutthofie nie ma, natomiast na podstawie kontekstu historycznego łatwo jest go wychwycić. Oni wówczas mogli euforycznie o „ostatecznym zwycięstwie” rozmawiać. Wiemy, że Himmler był w tamtym czasie na Pomorzu kilka dni, że Stutthof był raczej poboczną częścią jego planu spotkań, że bardzo ważna była kwestia rozgrywki z Albertem Forsterem, namiestnikiem Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie. Był to też bardzo ważny okres w jego życiu osobistym i rodzinnym.

Rozumiem, że precyzyjna analiza fotografii przyniosła nową wiedzę.

W samym obozie Himmlerowi towarzyszyło trzech wysokich rangą, ważnych generałów SS, z którymi ściśle współpracował. Oni są na tych zdjęciach, czego nikt nie próbował wcześniej badać. Analiza wskazuje, że wizyta Himmlera w Stutthofie trwała raptem dwie godziny, z czego godzinę spędzono w jadalni w budynku komendantury obozu. Wiemy, z jakich filiżanek pił kawę, jakim samochodem przyjechał, jakie ordery wisiały na mundurze komendanta obozu Maxa Pauly’ego, kiedy zostały mu wręczone. Znamy obieg dokumentów, listów, wrażeń po tej wizycie.

Dokumenty, które powstały po wizycie Himmlera, pokazują, że tych kilka rozmów wystarczyło, by Stutthof stał się tym, czym finalnie był w 1944, 1945 roku – wielkim kombinatem, z dziesiątkami tysięcy więźniów i ofiar.

Ale przecież i wcześniej było to miejsce budzące grozę...

O istnieniu Stutthofu Himmler wiedział od jesieni 1939 roku. Kiedy do Stutthofu przyjeżdżał w 1941 roku, było tu kilka baraków, w których więziono około 600 ludzi (400 więziono w podobozie w Elblągu). To była polana w lesie, bardzo mała struktura.

Decyzja Himmlera o rozbudowie obozu skutkowała przeznaczeniem funduszy, planami i tym, jak funkcjonował w następnych latach. Wizyta Himmlera jest pewnym pomostem w dziejach obozu w Stutthofie. Ona zmieniła ten pierwotnie mały, peryferyjny obiekt na typowy niemiecki obóz koncentracyjny z czasów II wojny światowej, element polityki masowej zagłady. Wystarczyły dwie godziny. To jeden z wielu historycznych kontekstów wizyty Himmlera w Stutthofie.

Na najbardziej znanym zdjęciu widać Himmlera przemierzającego okolice baraków więźniarskich w towarzystwie oficerów SS. To miejsce nie wygląda na obóz, ciężkie więzienie. Wszystko wygląda na nowe, bardzo zadbane.

W towarzystwie Himmlera widzimy trzech generałów SS, o których wspomniałem. Najsłynniejszym z nich był Karl Wolff, prawa ręka Himmlera, szef jego sztabu, był także Otto Hoffmann, szef Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa oraz Ulrich Greifelt, kierujący Urzędem Komisarza Rzeszy do Spraw Umacniania Niemczyzny. Wszyscy (poza Wolffem, który wywinął się od wyroku śmierci) marnie skończyli niedługo po 1945 roku. Wówczas jednak byli bardzo ważni, towarzyszyli Himmlerowi, w swoich skórzanych płaszczach majestatycznie przeszli przez miejsce dotychczas im nieznane.

Widać na zdjęciach także Richarda Hildebrandta, głównego szefa policji i SS na Pomorzu od września 1939 r., który brał udział w rozstrzeliwaniach Polaków i Żydów. On na tych zdjęciach jest „poszarzały” – w styczniu 1942 r. musiał odbyć roczne leczenie psychiatryczne, na skutek wyczerpania dotychczasową działalnością.

Co ciekawe, wszyscy oni mieli w 1941 roku około 40 lat – Himmler miał 41, Max Pauly, komendant Stutthofu, który przyjmował go z honorami, wyorderowany, miał 34, a znany był Himmlerowi przynajmniej od dekady. Decyzje zatem zapadały w gronie młodych ludzi, którzy byli swoją władzą upojeni.

Pamiętajmy też, że z perspektywy Himmlera były to tylko dwie godziny, wizyta na kawie u jego esesmanów. Jednak dla załogi Stutthofu to było być albo nie być. Gdyby Himmlerowi w Stutthofie się nie spodobało, gdyby stwierdził, że należy obóz zamknąć, zwinąć tę strukturę, to utrzymywanie w tym miejscu kilkuset SS-manów, dotychczas służących w obozie, nie miałoby sensu.

23 listopada 1941 r. Heinrich Himmler wraz ze swoją świtą kroczy przed strażnikami w obozie koncentracyjnym Stutthof.

Wizyta Himmlera w KL Stutthof. Historyk przeanalizował archi...

To oznaczałoby koniec karier załogi Stutthofu, straciliby pozycję, funkcje?

Mogliby przede wszystkim trafić na front, do walczących oddziałów Waffen SS, do których zresztą byli już wcześniej, kilka tygodni przed przyjazdem Himmlera, wcieleni w ramach przygotowań do reorganizacji całej tej struktury. To jednak przesądzone nie było, a w momencie gdy Himmler stwierdził, że Stutthof ma z punktu widzenia planów III Rzeszy potencjał, widmo wysłania do walki z Armią Czerwoną oddaliło się.

Na zdjęciach rzeczywiście widać swego rodzaju „sprężystość” załogi Stutthofu, przejęcie, a z drugiej strony to, o co Pan pytał – obóz wymalowany, jakby był oddany do użytku dzień wcześniej. Tuż przed wizytą Himmlera zakończono urządzanie pomieszczeń w komendanturze, które mu potem pokazano. W tym kontekście jest to opowieść o codzienności sprawców, banalności zła. W literaturze od dekad mamy pojęcie „banalności zła”, opisane przez Hannę Arendt po procesie Eichmanna w Jerozolimie.

Ta krótka wizyta miała ogromne znaczenie. Kosztowała przede wszystkim wiele tysięcy istnień ludzkich, z perspektywy czasu, tego co się później zaczęło w obozie, przemianowanym już oficjalnie na Konzetrationslager Stutthof i objętym „opieką” aparatu państwowego III Rzeszy.

Czy ówcześni więźniowie zauważyli Himmlera prowadzącego inspekcję? Fotografie pokazują opustoszały obóz.

Przeanalizowałem ponad dwadzieścia ujęć pokazujących, którędy Himmler i towarzysząca mu świta szli, ile minut to mogło zająć. Skonfrontowałem to z zeznaniami świadków – więźniów oraz topografią. Wynika z tego, że w części więźniarskiej, barakach, warsztatach przebywali chwilę. Najwięcej czasu spędzili w królikarni, komendanturze czy analizując obozowy system kanalizacji. Wówczas większości więźniów w obozie nie było – wyprowadzono ich do pracy w lesie, widać ich na niektórych fotografiach, dzięki technologii w wielkim przybliżeniu (na oryginałach byli niedostrzegalni). Niewielka grupa pracująca w warsztatach widziała jednak Himmlera i zapamiętała go. Poczęstunek także gotowali kucharze-więźniowie, choć kelnerami byli już SS-mani w białych surdutach.

W jaki sposób zdjęcia wizyty przetrwały wojnę?

Wykonał je znany wówczas, gdański fotograf Hans Sőnnke. Ten sam, który fotografował we wrześniu 1939 r. Westerplatte po walkach, a także pierwsze dni obozu w Stutthofie, kiedy trwała jego budowa. Widać, że 23 listopada 1941 r. czekał w Stutthofie na Himmlera, sfotografował jego przyjazd. Łącznie było około 30 zdjęć, w książce zamieściliśmy ponad 20 oraz nieznaną dotychczas mapę sporządzoną przez więźnia, który w tamtym czasie był w obozie, odtwarzającą infrastrukturę i topografię terenu. Później załoga Stutthofu oprawiła zdjęcia Sőnnkego.

Dotarłem do relacji więźnia, który pracował na osobiste zlecenie komendanta przy albumie dokumentującym wizytę Himmlera dla komendantury obozu, m.in. kaligrafował opis. Album w czasie ewakuacji został razem z archiwum obozowym wywieziony i ukryty. Przetrwał, został odnaleziony po wojnie, razem z obozową dokumentacją. Musiał być zatem do końca bardzo ważny emocjonalnie dla SS-manów ze Stutthofu. Po wojnie był dowodem na ich procesach.

Jednym z kontekstów wizyty Himmlera na Pomorzu jest ten dotyczący konfliktu między szefem SS a Forsterem.

Forster z Himmlerem się nie lubili, ich konflikt jest dość znany. Obaj nie przypadli sobie do gustu charakterologicznie, ale też mieli inny pogląd na sprawę tzw. germanizacji, volkslisty. Forster uważał, że każdy, kto urodził się na Pomorzu, był niegdyś poddanym cesarza lub byli nimi jego rodzice, w bardzo szybkim czasie da się zgermanizować, niezależnie od tego, czy ma polską świadomość, czy mieszaną polsko-niemiecką, czy jest Kaszubem. Grupę III volkslisty można było uzyskać stosunkowo łatwo.

Himmlerowi, który był Komisarzem Rzeszy ds. Umacniania Niemczyzny, czyli szefem całej germanizacyjnej struktury, to się nie podobało. On wolał model Arthura Greisera zarządzającego Wielkopolską, gdzie trzeba było mieć mocne dowody na to, że się jest Niemcem. Greiser mówił, że niemieckość trzeba mieć w sobie i trzeba sobie na nią zasłużyć.

O ile na Pomorzu Forster zgermanizował ponad milion ludzi, 50-60 proc. Pomorzan, to w Wielkopolsce Greiser zaledwie kilkadziesiąt tysięcy. Forstera nie można było usunąć, bo uchodził za przyjaciela Hitlera, był silny jego wsparciem.

W ramach prób pogodzenia się Himmler i Forster spotykali się u Führera III Rzeszy na różnego rodzaju pojednawczych „herbatkach”, w czasie których również się kłócili. Wizyta Himmlera na Pomorzu w listopadzie 1941 r. była swego rodzaju ukłonem wobec Forstera, próbą znalezienia kompromisu. Trzy dni w listopadzie 1941 roku na Pomorzu szef SS zapoznawał się z działalnością nadzorowanych przez Forstera urzędów zajmujących się volkslistą, procedurami. Ostatecznie kompromisu nie zawarto, spór trwał dalej. Było to dość typowe dla działania machiny władzy III Rzeszy – ostry konflikt działaczy, których rozsądzał wódz.

Analizie zdjęć z wizyty Himmlera w Stutthofie chciał Pan poświęcić naukowy artykuł, a skończyło na książce „Dwie godziny w listopadzie”. To kwestia obszerności tego tematu, czy konsekwencje dwugodzinnej wizyty Heinricha Himmlera w Stutthofie?

To było ciekawe zajęcie, spełniłem jedno ze swoich badawczych marzeń. Okazało się, że sprawa jest szersza niż tych kilka zdjęć, które dziś znamy. Pokazałem kim byli ci ludzie i po co tu przyjechali, w jaki sposób sprawowano władzę, która miała konsekwencje dla losów, cierpienia kilkudziesięciu tysięcy ludzi.

Książka jest w edycji dwujęzycznej, angielsko-polskiej. Chciałbym, żeby weszła do dyskusji o „arendtowskiej” banalności zła, w kontekście tak małego miejsca jakim był Stutthof. Kontekst Eichmanna, głównego technologa Holocaustu, jest znany, natomiast ja pokazuję zaangażowanie pomniejszych SS-manów, a także osobiste podejście Himmlera do zagłady. Oficjalnie „zreformowany” na „KL” na przełomie 1941 i 1942 roku obóz Stutthof przekształcał się w następnych latach, co ciągnęło za sobą dziesiątki tysięcy ofiar. Cały ten proces miał swój początek pewnego smutnego, listopadowego dnia.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki