Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojciech Waglewski: Polskojęzycznej muzyki rockowej nie ma

Marek Zaradniak
Wojciech Waglewski.
Wojciech Waglewski.
Tegoroczny cykl "Męskie Granie" kończy sobotni koncert w poznańskiej Starej Gazowni. Wojciech Waglewski mówi m.in. o tym, na czym polega fenomen tego projektu i jakiego odłamu młodej, polskiej muzyki tak naprawdę nie ma.

Na czym polega fenomen "Męskiego Grania"?

Wojciech Waglewski: - Pewnie lepiej gdyby zapytać o to psychologów i socjologów. Ja na swój własny użytek uważam, że polską muzykę sprzedaje się bardzo niechlujnie. Na wszystkim chce się oszczędzać, a efekty tego są takie, jakie są. Koncerty najczęściej są niedopracowane, nieprzemyślane. Jeśli publiczność potraktuje się poważnie, to ona przyjdzie. Tu nie chodzi tylko o pieniądze, ale i o dramaturgię koncertu, aby każdy z artystów miał tam swoje miejsce.

Czyli...?

Wojciech Waglewski: - Część fanów narzeka, że niektórzy artyści na "Męskim Graniu" za krótko występują. Ale przecież to nie są zwykłe składanki, gdzie ludzie przychodzą tylko na jeden zespół i potem do widzenia, ale ten projekt pomyślany jest jako całość, a wiedząc, że ludzka percepcja jest ograniczona, chcemy te 5 godzin tak zagospodarować, aby pozostawić uczucie niedosytu niż przesytu. Udało nam się stworzyć wspólnie ze wszystkimi artystami od plastyków poprzez scenografów, specjalistów od światła na muzykach kończąc, coś na zasadzie nieco ekskluzywnej bajki. Coś co w ramach festiwali letnich w Polsce do tej pory nie występowało. A poza tym to mocno wybrani i fantastyczni polscy artyści, o których możliwościach ludzie dowiadują się dopiero na tych koncertach.

Ale wielu artystów jest już doskonale znanych widzom.

Wojciech Waglewski: - Tak, ale nie wszyscy. Przykładem jest choćby żywiołowy zespół Pink Freud. Dopiero przy "Męskim Graniu" okazuje się, że oni są w stanie zelektryzować naprawdę całą widownię. Przykładów mogę dać więcej. A poza tym przy okazji "Męskiego grania" powstaje ogromny nacisk na kreatywność. Owszem są artyści, którzy po prostu przyjeżdżają i grają składankę swoich ulubionych piosenek i tacy też z punktu widzenia dramaturgii są potrzebni, ale generalnie w tym koncercie najważniejsi są ci artyści, którzy specjalnie na tę okoliczność kooperują z innymi muzykami. Daje to poczucie niezwykłości rzeczy, które nigdzie indziej się zdarzyć nie mogą i to się w tym roku bardzo ładnie rozwija. Na przyszłoroczną edycję mam pomysły jeszcze bardziej zaskakujące. Wszystko więc opiera się na fantastycznym potencjale artystów kompletnie u nas niewykorzystanych i lekceważonych, no i na głodzie takich koncertów.

Na sobotnim poznańskim koncercie zaśpiewa z Wami lider Acid Drinkers Titus. Wspomniałeś o selekcji artystów. Co decyduje, że jednych zapraszasz, a innych nie?

Wojciech Waglewski: - Titus to jedna z najważniejszych postaci w muzyce rock and rollowej. Ostatnio nagrał bardzo dobrą płytę z Acidami. Byłem nawet skłonny zainteresować sponsora występami Acid Drinkers na dłuższy czas, ale sponsor przyjął zasadę, może i słuszną - śpiewamy tylko po polsku. Myślę, że trudno pokazywać muzykę rockową bez takich postaci jak Titus czy Tymon. Poza młodzieżą, której szukamy bardzo starannie, to o ile z muzyką jazzową czy tą z okolic jazzu jest fantastycznie, to z rockową jest dość słabo. Nie ma się co oszukiwać. Polskojęzycznej muzyki rockowej już prawie nie ma. Więc pozostają takie stare repy jak ja i troszkę młodsi jak Titus. Nie ma wyjścia. Trzeba się na nas opierać.

Poznań to ostatni punkt na trasie tegorocznego "Męskiego grania". Co będzie dalej?

Wojciech Waglewski: - Jadę na wakacje.

Ale co z cyklem?

Wojciech Waglewski: - Nie ukrywam, że jeśli decyzje dotyczące takiego cyklu będą zapadać w kwietniu, to ja się nie podejmę tego robić, bo tak pracować się nie da. Chcę, aby ten projekt był z roku na rok coraz lepszy i coraz fajniejszy i sensowniej przygotowany, ale to wymaga normalnego cyklu produkcyjnego. Musielibyśmy podpisać te umowy do końca listopada. Ze wstępnych rozmów wynika, że się uda. Jeśli tak, to dobrze, jeśli nie, to będę szukał jakiegoś innego sposobu, aby to kontynuować, bo to jest fajne i uruchamia w muzykach wielką energię. Na przykład do Poznania dojeżdża specjalnie zespół  Pink Freud, choć wcześniej nie był przewidziany, ale bardzo chce wziąć udział. Więc choćby dla nich warto to robić. Mam nadzieję, że będzie wszystko fajnie, bo te koncerty świetnie się sprzedają.
Męskie Granie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski