Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojna. Tyle o niej wiemy, ile powiedzą nam korespondenci wojenni. "To jest sól tej roboty"

Alicja Durka
Alicja Durka
Jedno z najważniejszych zdjęć Mateusza Chystuna z Borodzianki. - Człowiek z taczką to dowód na to, o czym mówiłem - miasto w ruinie, ale nikt nie załamuje rąk. Trzeba działać, sprzątać i brać się za odbudowę - mówi Chłystun.
Jedno z najważniejszych zdjęć Mateusza Chystuna z Borodzianki. - Człowiek z taczką to dowód na to, o czym mówiłem - miasto w ruinie, ale nikt nie załamuje rąk. Trzeba działać, sprzątać i brać się za odbudowę - mówi Chłystun. Mateusz Chłystun
W samej Ukrainie, w 2022 roku zginęło od 34 do 43 pracowników mediów. Korespondenci - jedyne tak precyzyjne źródło informacji o tym, jak wygląda kraj pod kurtyną ostrzałów i zasłoną propagandy.

Organizacja Press Emblem Campaign (PEC) opublikowała raport na temat śmierci dziennikarzy. Okazuje się, że w 2022 roku, w 29 krajach objętych badaniem, zginęło 116 dziennikarzy. Z raportu wynika, że sytuacja najtrudniejsza jest w Ameryce Łacińskiej, gdzie zginęło 40 dziennikarzy. Ukraina jednak jest w ścisłej czołówce. Tam liczba zabitych dziennikarzy w ubiegłym orku wyniosła 34, z czego 14 z nich nosiło mundury armii ukraińskiej. Pozostali to reporterzy prasy lokalnej. Meksyk był po Ukrainie drugim krajem świata, w którym zginęło najwięcej dziennikarzy. Trzecim krajem świata okazało się Haiti, gdzie zabito w ubiegłym roku 9 dziennikarzy.

W Kolumbii zginęło 4 dziennikarzy, w Hondurasie 3 i po 2 w Brazylii i Ekwadorze. I choć w skali świata statystyki maleją, to sytuacja w Europie, w związku z wojną w Ukrainie, drastycznie się pogorszyła. Według Instytutu Informacji Masowej (IMI) w 2022 roku na Ukrainie rosyjscy okupanci zabili 43 dziennikarzy i pracowników mediów. Potwierdzono, że ośmioro z nich było w trakcie wykonywania obowiązków zawodowych. Pozostali albo byli uczestnikami działań wojennych, albo zginęli w wyniku ostrzału cywilów. PEC podaje jednak, że liczba zabitych dziennikarzy spadła od stycznia do kwietnia 2023 roku w porównaniu z analogicznym okresem rok wcześniej.

W pierwszym kwartale tego roku, zginęło 16 osób. To najmniej od 15 lat. Dwoje dziennikarzy zginęło w Afganistanie, dwoje w Kamerunie, dwoje w Meksyku i dwoje na Haiti. Po jednym w Bangladeszu, Kanadzie, USA, Gwatemali, Indiach, Paragwaju i Ukrainie. Sprawa dziennikarza, który zmarł w podejrzanych okolicznościach w Rwandzie, pozostaje w toku.
W 2022 roku, w analogicznym okresie, na świecie zginęło 56 dziennikarzy. Odpowiada za to w dużej mierze spadek śmierci w Ukrainie, gdzie w pierwszych miesiącach zginął jeden dziennikarz. Tłumaczyć to można zaostrzeniem przepisów, w tym ograniczenie dostępu mediów do stref walk poprzez zaostrzenie systemu akredytacji wojskowej, choć i tutaj pojawiają się wątpliwości, co do zasadności odbierania akredytacji w niektórych sytuacjach. Wielu dziennikarzy otrzymało też hełmy i kamizelki ochronne oraz przeszło odpowiednie szkolenia.

Żeby Ukraina mogła otrzymać status kandydata do Unii Europejskiej, musiała m.in. przyjąć wzbudzającą kontrowersje w środowisku medialnym, ustawę. Dziennikarze uważają, że to nie tylko ograniczenie rosyjskiej propagandy, ale także możliwe ograniczenie krytyki władzy Ukrainy. Ostatecznie korespondenci wojenni nie mogą pracować w tzw. strefach czerwonych, czyli narażonych na największe niebezpieczeństwo. W “strefach żółtych” zaś jest to możliwe pod eskortą wojskową. W “zielonej strefie” dziennikarze mogą poruszać się swobodnie.

Czytaj też: Na granicy piekła z Polską. "To przecież tylko na chwilę..."

Polacy na wojnie

Mówiąc o korespondentach wojennych nie można zapomnieć o Waldemarze Milewiczu, który zginął w 2004 roku w Iraku. Milewicz relacjonował wydarzenia w wielu krajach. Przywoził reportaże m.in. z Bośni, Czeczenii, Kosowa, Abchazji, Rwandy, Kambodży, Somalii, Etiopii, Rumunii, Turcji i Hiszpanii.

Samochód polskiej ekipy został ostrzelany z broni maszynowej. Dziennikarze jechali z Bagdadu do Karbali i Nadżafu 7 maja 2004 roku. Milewicz jechał wtedy wraz z montażystą Mounirem Bouamrane i operatorem kamery Jerzym Ernstem. Przeżył tylko ostatni z nich, choć został raniony.

- To wspomnienie będzie ze mną już zawsze. Miałem więcej szczęścia niż Waldek i Mundi. Myślę często, że Waldek uratował mi życie. Gdyby nie siedział za mną, to te trzy kule zabiłyby mnie

- mówił na łamach wp.pl Ernst dziesięć lat po tragicznych wydarzeniach.

Urnę z prochami Waldemara Milewicza pochowano w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. Podczas uroczystości pogrzebowych odegrano, zgodnie z życzeniem dziennikarza utwór zespołu Depeche Mode “I Feel You”.
O zabójstwo dziennikarza i montażysty oskarżono Salaha Chabbasa, ale w 2013 roku prokuratura okręgowa Warszawa Praga umorzyła śledztwo w sprawie zabójstwa Waldemara Milewicza i Mounira Bouamrane’a. Sąd uzasadnił decyzję brakiem dokumentacji ze strony irackiej i amerykańskiej.

"Press" to za mało

Bezpieczeństwo dziennikarzy pracujących przy niebezpiecznych zadaniach na wielu terenach jest teoretycznie zabezpieczone. W praktyce jednak często jest to fikcja. Dziennikarz nie tylko jest czasem balastem, ale wbrew prawu bywa także celem i ofiarą konfliktu zbrojnego. Nie ma praktycznie żadnej gwarancji, że którakolwiek z walczących stron będzie przestrzegała prawa. Tutaj nie ma pola do dyskusji, a ryzyko jest ogromne.

Do tej pory, w Ukrainie nie zginął polski dziennikarz. Docierają za to informacje o korespondentach z innych krajów, którzy za informowanie społeczeństwa zapłacili najwyższą cenę.

- Zawsze był najodważniejszym wśród pierwszych, zawsze pracował w niebezpiecznych miejscach. Opisywał rzeczywistość. Jego materiały robiły wrażenie

- tak mówił prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski o zmarłym w wyniku rosyjskiego ostrzału ukraińskim dziennikarzu Ołeksandrze Machowie.

Machow zginął w wyniku rosyjskiego ostrzału w okolicach Izium, we wschodniej Ukrainie. Dziennikarz wstąpił do armii jako ochotnik.

- Od pierwszego dnia wojny był na froncie. Ochotnik. Na swój sposób dowiedział się czym jest wojna. Dzisiaj zginął. Pod Charkowiem. Miał 36 lat. Jestem myślami z bliskimi i z przyjaciółmi. Rosja odpowie za tę śmierć, Ukraina wygra - co było marzeniem Ołeksandra

- mówił po śmierci dziennikarza prezydent Ukrainy.

Ukraiński fotoreporter Maks Levin zaginął 13 marca 2022 roku. Większość jego prac dotyczyła konfliktów zbrojnych w Ukrainie. Jego zdjęcia wciąż dostępne są w internecie i niezmiennie budzą ogromne emocje, bo pokazują wojnę z bliska, bez zadęcia czy sztucznej pewności. Levin współpracował z takimi agencjami jak Reuters i Associated Press, czy BBC. Zginął, relacjonując rosyjską inwazję w Ukrainie w 2022 roku. Z dostępnych wiadomości wynika, że wraz z Oleksijem Czernyszowym, wojskowym i byłym fotografem, pojechał dokumentować ślady rosyjskiej agresji na Kijowszczyźnie. Mieli zostawić samochód, później kontakt się urwał. Ciało Levina odnaleziono 1 kwietnia. Nie wiadomo, co stało się z jego towarzyszem.

Według ustaleń wyszogrodzkiej prokuratury, Lewin został zabity przez rosyjskich żołnierzy dwoma strzałami z broni ręcznej, miał ubraną kamizelkę z napisem “Press” i aparat.

Czytaj też: Miliony uchodźców opuściły swoje domy i rodziny. Koniec wojny nie oznacza powrotu do ukochanej Ukrainy

Zainteresowanie słabnie, ale warto

Zainteresowanie sprawami Ukrainy słabnie. Wiele osób przyzwyczaiło się już, że wojna za granicą jest. Pomoc cały czas płynie, ale nie jest to już temat numer jeden. Ludzie wrócili do swoich spraw i zmartwień, a wojna toczy się swoim tempem. Czasem o wojnie Polakom przypominają tylko rozmowy ukraińskich sąsiadów, których, po lutym 2022 roku, jest wśród nas znacznie więcej.
Mimo mniejszego zainteresowania i ograniczonej poczytności, korespondenci w Ukrainie nadal są i regularnie przypominają, że za naszą granicą wciąż trwają walki.

- To jest spotkanie z prawdziwym życiem, wartościami i zasadami. Jest to praca obarczona dużą dozą niepewności. Ja jestem reporterem i z mojej perspektywy oczywiście cały czas jest potrzeba, żeby korespondenci nadawali z Ukrainy. Właśnie przez to, że można pokazać, że wojna może dotyczyć każdego z nas, w każdej chwili, a ludzie, którzy cierpią, to są tacy sami ludzie jak my. Chcą mieć fajne lokum, wykształcenie, może samochód, mieć za co żyć. Trzeba pokazać, że to ich najbardziej dotyka ta wojna. To jest sól tej roboty

- mówił Mateusz Chłystun, dziennikarz RMF24 pochodzący z Poznania, którego wojna zastała, gdy był w Ukrainie. Nie spodziewał się takiej eskalacji.

Turystyka wojenna

Przekaz informacji to jednak nie tylko dziennikarze. O turystyce wojennej pisał już w 2014 roku Artur Domosławski, autor książki “Kapuściński non-fiction”. „Dark tourism” nie jest zjawiskiem zupełnie nowym, choć trudno tu też mówić o tradycji. Pierwsze komercyjne oferty pojawiły się bowiem w latach 90. i zachęcały potencjalnych klientów do wyjazdu na tereny dotknięte ludzką tragedią. Były więc tereny, na których w momencie wyjazdu trwała wojna lub niedawno zakończyły się walki, a także miejsca klęsk, katastrof i biedy, a przede wszystkim cierpienia.

Zdjęcia płomieni, zniszczonych budynków, improwizowanych schronień, poranionych i ubogich ludzi, a później drink i odpoczynek w wygodnym hotelu. A wszystko po to, by, jak reklamują swoje usługi agencje organizujące tego typu wyjazdy, zobaczyć prawdę o świecie, przeżyć to, co zazwyczaj ogląda się w mediach tradycyjnych i społecznościowych. Organizatorzy kuszą, że można zobaczyć to, co skrywane po drugiej stronie kamery. Wiedzą to, bo często wcześniej pracowali dla służb, wojska czy jako dziennikarze i mogą opierać się na dawnych znajomościach czy rozeznaniu terenu. To miliardy dolarów rocznie. Wielu daje się skusić.

Mówiąc o turystyce na tereny niebezpieczne, nie należy pomijać możliwości manipulacji. O podłożu politycznym, historycznym, a nawet osobistym i finansowym. Kto bierze pieniądze? Gdzie je przekazuje? I czy jest po którejś ze stron konfliktów? Jeśli tak, to jakiej i z jakich pobudek?

- Świadomą politycznie turystykę promują od lat Izraelczycy i Palestyńczycy. Byli izraelscy żołnierze oferują wręcz konkurencyjne - w znaczeniu politycznym - wizje bliskowschodniego konfliktu. Jedni pokazują turystom, z jakim niebezpieczeństwem ze strony Palestyńczyków zmaga się od wielu lat ich kraj. Inni - ze stowarzyszenia Breaking the Silence (Przełamać Milczenie) - zupełnie za darmo pokazują i opowiadają przyjezdnym, w jaki sposób Izrael, niegdyś także ich rękami, okupuje i prześladuje swoich sąsiadów

- pisał na łamach “Polityki” Domosławski w 2014 roku.

W tamtym czasie zaogniła się również sytuacja w Ukrainie. Tam również można było wybrać się na wyprawę. „The Atlantic” podsumował to wtedy, że tego samego dnia, bogaci Amerykanie mogli zobaczyć sytuację polityczną i bohaterską walkę Ukraińców, ale też w okolicznym barze obejrzeć Super Bowl. Teraz, co widać zwłaszcza w Ukrainie, tego rodzaju wycieczek jest więcej.
Znalezienie oferty zorganizowanej wycieczki np. do Buczy, Kijowa czy Irpienia nie zajmuje wiele czasu. Ceny zaczynają się od 250 euro, górnej granicy nie ma. Organizatorzy robią symulację prawdziwego doświadczenia reporterskiego. Są więc i spotkania z “lokalsami” i możliwość robienia zdjęć w miejscach zniszczonych.

Wojskowi zwracają też uwagę na kolejny element. Bezpieczeństwo. Po eskalacji agresji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku, ten kierunek stał się wyjątkowo interesujący nie tylko dla dziennikarzy, ale także różnego rodzaju blogerów, dziennikarzy-amatorów i gapiów podszywających się pod korespondentów. I tak, jak obecność dziennikarzy jest powszechnie uznawana za potrzebną, tak już perspektywa tego, kto jest odpowiednią osobą, nieco się zawęża. Niektórzy dziennikarze, zdaniem wielu żołnierzy, nadmiernie ryzykują. Naraża to jednak nie tylko tę jedną osobę, ale i współpracujących z nim ludzi.

Podróżujący do krajów zagrożonych, którzy także podpinają się pod prasę, często nie mają pojęcia o podstawowych zasadach panujących w danym środowisku. Przeszkadzają więc w działaniach, narażają na straty bohaterów swoich opowieści i współtowarzyszy. Stąd też później w mediach uśmiechnięte zdjęcia na tle zbombardowanych bloków czy szpitali. Nie ma więc z takiego wyjazdu żadnej wartości dla odbiorców, bo obraz jest często zakłamany, wyidealizowany lub po prostu płytki, a sam proces zbierania treści jest obarczony niewspółmiernym ryzykiem.

Obserwuj nas także na Google News

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski