Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wskrzeszanie Łazarza. Stanie się dzielnicą kultury?

Błażej Dąbkowski, Karolina Koziolek
Agnieszka Szablikowska i Łukasz Trusewicz pomagają otworzyć działalność kulturalną
Agnieszka Szablikowska i Łukasz Trusewicz pomagają otworzyć działalność kulturalną Adrian Wykrota
Poznań cały czas czeka na dzielnicę kultury z prawdziwego zdarzenia. To Łazarz, dzięki społecznikom ma największą szansę, by przyciągać artystów i... pasjonatów ogrodnictwa nie tylko ze stolicy Wielkopolski.

W Poznaniu panuje moda na Jeżyce. Czy teraz przyszedł czas na Łazarz? Ci, którzy wybrali łazarski fyrtel, twierdzą, że to nie z powodu mody, ale dlatego, że „są stąd”. Faktem jest, że na Łazarzu coś zaczyna się zmieniać. Otwierają się kolejne kawiarnie oraz miejsca kultury. Będzie ich więcej, kiedy miasto uruchomi program „Lokal za złotówkę”.

Łazarz, jak dzielnica Pekinu
Łukasz Trusewicz chciałby, aby Łazarz stał się dzielnicą kultury na wzór pekińskiej dzielnicy sztuki „798”.

- Taka myśl przyszła mi do głowy podczas podróży do Chin. „798” to dzielnica, w której działa wiele małych galerii, sal koncertowych. Wróciłem na Łazarz, a tam smutna pustka i marazm zamiast ruchu. Nie mogłem siedzieć bezczynnie - mówi.

Trzeba przyznać, że wprowadzanie idei w rzeczywistość mu wychodzi. Rok temu powołał do życia Otwartą Strefę Kultury Łazarz, inicjatywę, która miała integrować ludzi chcących działać w tej dzielnicy. Sam był jednym z tutejszych „działaczy kultury”. Wraz z koleżanką Agnieszką Szabli-kowską od 2011 r. prowadzi na Łazarzu Galerię Raczej.

Otwartą Strefę Kultury powołał do życia razem z koleżanką z galerii oraz Przemysławem Sowińskim z Galerii Łęctwo. Do Otwartej Strefy Kultury przystąpił także Kolektyw Kąpielisko, osiedlowy Klub Krąg, rada osiedla, galeria fotografii PIX.House oraz Perfex, czyli przestrzeń działań performatywnych.

- Oczami wyobraźni widzę, jak może wyglądać Łazarz, co tu może się dziać. To dzielnica, gdzie jest wiele pustych lokali, a to daje wiele możliwości - przekonuje Trusewicz.

Oprócz wizji, są konkrety. OSK wytypowała kilka kamienic należących do miasta, gdzie mogłyby działać instytucje kultury. Wraz ZKZL-em opracowali program „lokal za złotówkę”. W większości chodzi o pustostany na Dolnym Łazarzu i w okolicy ul. Głogowskiej. Zgłosiło się 20 chętnych podmiotów, choć program jeszcze oficjalnie nie ruszył. Trwają przymiarki do uruchomienia podobnego projektu, ale tym razem z prywatnymi właścicielami kamienic.

Kolejny konkret to otwierany dziś (w piątek 11.12) Pireus, gdzie dawniej pod tą samą nazwą u zbiegu ul. Głogowskiej i Gąsiorowskich działała restauracja. Pireus to inkubator kultury mający służyć miejscem na jednorazowe wydarzenia artystyczne, ale także na pracownie artystów, studia graficzne, malarskie i teatralne.

Trusewicz zwraca uwagę, że chce, by Łazarz uniknął gentryfikacji. To proces opisany przez socjologów, a znaczy tyle, co zmiana charakteru dzielnicy z biednej na bogatą, co niesie za sobą niekorzystne dla mieszkańców skutki: wzrost czynszów, cen usług, a w rezultacie konieczność wyprowadzki najuboższych.

- Zależy nam raczej na tym, by aktywizować lokalnych mieszkańców i podnosić ich kompetencje społeczne, by sami mogli zmieniać przestrzeń dzielnicy według swoich potrzeb - tłumaczy Trusewicz.

Wybór nieprzypadkowy
Ci, którzy zdecydowali się na Łazarz mówią, że długo się nad tym nie zastanawiali, ale zawsze o tym marzyli. Wbrew modzie na Jeżyce i otwierającym się tam na potęgę nowym lokalom, które przyciągają także ludzi z centrum.

- Dla mnie Jeżyce nie były żadną opcją. Nie rozumiałem zachwytu nad nimi. Jest tam ciasno, brak zieleni. Łazarz ma pod tym względem więcej walorów, jest bardziej przewietrzony - przekonuje Łukasz Nowak, który wraz z żoną Katarzyną Stawarz i koleżanką Ewą Śliwą założyli w maju klubokawiarnię „239” przy ulicy Sczanieckiej w pobliżu parku Kas-prowicza.

Wszyscy troje są architektami. Wraz z kawiarnią działają ich pracownie architektoniczne Trabendo oraz SFK Studio.

Łukasz opowiada, że z Łazarzem on i jego żona związani byli od zawsze. Tu, przy ul. Siemiradzkiego mieszkali dziadkowie Łukasza. Tutaj cała rodzina kończyła VIII LO, wówczas jeszcze działające przy ul. Głogowskiej. Tutaj cała trójka założycieli studiowała architekturę przy ul. Strusia na Dolnym Łazarzu (obecnie wydział jest przy ul. Nieszawskiej). - Wybór Łazarza nie był podyktowany modą, był oczywisty, bo jesteśmy stąd - podkreśla Łukasz.

Od zawsze marzyli, by stworzyć miejsce, gdzie będą mogli pracować jako architekci, ale też będzie to miejsce na tyle pojemne, by zmieścić tu inne inicjatywy: otwarte spotkania z architektami, ludźmi teatru, kameralne koncerty, debaty wokół sąsiedzkich problemów. Kasia i Ewa wielokrotnie spacerowały po dzielnicy szukając idealnego lokalu. W końcu upatrzyły ten przy ul. Sczanieckiej. Niestety był zajęty, mieścił się tam salon podłóg. Po kilku miesiącach okazało się, że jest do wynajęcia. Decyzja zapadła szybko.

- Byliśmy przekonani, że to miejsce powstanie. Dziadkowie Kasi to cukiernicy. Poza tym czuliśmy, że potrzebujemy w życiu równowagi, czegoś poza architekturą. Klubokawiarnia ma zapewnić nam balans - mówi Łukasz.

„239” działa od maja. Nazwa pochodzi od numeru, pod którym m.in. Łazarz funkcjonuje w rejestrze ochrony zabytków. Gotują Kasia i Ewa. W zamyśle twórców nie ma być zwykłym miejscem, gdzie przychodzi się wyłącznie zjeść. To miejsce zarówno dla pracowników pobliskich firm, którzy przychodzą tu na lunch, jak i dla sąsiedzkich spotkań.

- Ucieszył mnie kiedyś widok 70-letniej pani, która przyszła tu omówić problemy w swojej klatce schodowej ze swoim 20-letnim sąsiadem. Ale ludzie przychodzą bardzo różni i proszę spojrzeć, w poniedziałkowy wieczór jest ich niemało. Chodziło nam o ten gwar - Łukasz wskazuje na część kawiarnianą, od której oddziela nas szklana ściana pracowni.

Nowe życie na Łazarzu
O podobnej potrzebie niezamykania się na lokalnych mieszkańców mówi Magdalena Andersch-Mądry, która na Dolnym Łazarzu we wrześniu otworzyła kawiarnię Hygge. - Hygge to po duńsku chwila przyjemności - mówi. - Przy herbacie, przy winie, w ładnym otoczeniu.

Pani Magdalena jest ekonomistką i większą część życia pracowała w banku. Kawiarnię chciała otworzyć od wielu lat, od zawsze. Rzuciła poprzednią pracę, by poświęcić się swojej kawiarni. - Jestem przed 50., wiedziałam, że jeśli teraz tego nie zrobię, to już nigdy tego nie zrobię. Popchnął mnie do tego mąż i córka - mówi.

Dzielnicę wybrała nieprzypadkowo. Tu kiedyś mieszkała, a ojciec pracował w Polskim Radiu przy ul. Berwińskiego. Łazarz przypomina jej Kopenhagę.

- Z resztą niedługo po tym, jak znaleźliśmy miejsce dla kawiarni, okazało się, że ulicę dalej jest konsulat duński - mówi.

Hygge przy ul. Kanałowej działa od połowy września. Co niedzielę odbywa się tam czytanie bajek dla dzieci, w soboty przychodzą miłośnicy gier planszowych.

- Oprócz tego sąsiedzi, grupa dziewczyn ze Szwecji, które przez pół niedzieli robiły na szydełku czapki w norweskie wzory, byli Australijczycy. Nie wiedziałam, że w okolicy mieszka tak wielu ciekawych ludzi - mówi.

Na 11 listopada pani Magda upiekła gęsinę z farszem piernikowym, w ubiegły weekend razem z dziećmi i ich rodzicami piekła pierniki. Sama robi zakupy, sama gotuje. Mówi, że jest szczęśliwa.

- Trudno powiedzieć, czy Łazarz ma w sobie coś specjalnego, ale mam tu zgromadzonych wokół siebie fajnych ludzi, rodzinę, znajomych. Dzielnica przypomina mi trochę warszawską Pragę przedstawioną w filmie „Rezerwat”, jest tu trochę strasznie, trochę śmiesznie, ale dobrze się tu czuję. Powoli tworzy się dzielnica kultury, może to jakoś zachęci Poznaniaków, by zaglądać tu częściej - zastanawia się Roman Modrzyński, społecznik, członek Rady Osiedla Św. Łazarz. Jego rodzina z dzielnicą związana jest od ponad 100 lat. Babcia pana Romana - Maria Twardowska przyjechała spod Kościana i wraz z mężem zamieszkała przy ul. Chłodnej, a następnie w kamienicy przy ul. Łukaszewicza. Sam społecznik mieszka tu już blisko 50 lat i tylko raz „zdradził” Łazarz, przeprowadzając się na Jeżyce. Wrócił w 2012 r. i... został jedną z twarzy Euro 2012. Stąd poznaniacy jeszcze dwa lata temu mogli kojarzyć go głównie z plakatów promujących Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, ale coś go tknęło, postanowił zmieniać swój fyrtel, choć życie go nie oszczędzało. Jest wdowcem, ma 4 córki, w tym jedną niepełnosprawną i dwoje wnuków. Pracuje jako motorniczy.

- Kiedy tutaj wróciłem, chciałem poznać Łazarz na nowo - mówi. O tym, że w dzielnicy znajduje się tyle urokliwych miejsc, zdał sobie ostatecznie sprawę w momencie, gdy przyszło mu oprowadzić japońską artystkę Hiroko Tsuchimoto, która była gościem Otwartej Strefy Kultury. - Postanowiłem, że zacznę zbierać zdjęcia, pocztówki, historie. Tak powstał Wirtualny Łazarz, początkowo jako fanpage na Facebooku, a później uruchomiliśmy bloga - opowiada.

W realu Wirtualny Łazarz też się przyjął, po tym jak panu Romanowi dzięki konkursowi Centrum Warte Poznania udało się zdobyć pieniądze, podczas Dni Łazarza zbierane przez niego i mieszkańców zdjęcia trafiły na wystawę.

- Ale największym osiągnięciem nie jest sama wystawa, są nim ludzie, których udało się zarazić tym projektem - przyznaje skromnie motorniczy. Tak jak jednego z mieszkańców kamienicy znajdującej się przy ul. Karwowskiego, który rozwiesił archiwalne fotografie na klatce schodowej.

Fotografie i karmniki
Fotografia to zresztą wizytówka Łazarza. Jeszcze w marcu, przybyłych do lokalu po dawnej wypożyczalni kaset erotycznych „Erotica” przy Głogowskiej 35A witało obskurne wnętrze, które prowizorycznie zakrywały wiszące na ścianach zdjęcia. Tak wyglądała wtedy Pix.house - pierwsza w Poznaniu galeria skupiająca się na fotografii dokumentalnej i reportażowej, w której liczy się nie tylko kunszt osoby stającej za obiektywem, ale także historia, jaką chce nim opowiedzieć. Nie byłoby jej, gdyby nie dwóch pasjonatów fotografów - działających w wielkopolskim okręgu ZPAF - Adriana Wykrota i Mariusza Foreckiego. Teraz przestrzeń, gdzie mogą zaprezentować się, wygląda zupełnie inaczej. Po remoncie i 6 miesiącach od pierwszej wystawy, przyciąga kolejnych hobbystów, lokalnych mieszkańców, a nawet studentów dziennikarstwa z Hannoveru i socjologii UAM, stających się rezydentami.

- Byliśmy zdeterminowani, by tworzyć Pix.house, ale wsparcie, jakie otrzymaliśmy od internautów, było nie do przecenienia - wspomina Adrian Wykrota, współtwórca galerii i fotoreporter „Głosu Wielkopolskiego”.

Dzięki zbiórce w sieci udało się uzbierać ponad 22 tys. zł na wymianę instalacji i przywrócenie wynajętego od ZKZL lokalu do stanu użyteczności. Adrian nie lubi, kiedy jego dzieło określa się mianem galerii, bo może to odstraszać ludzi uciekających od świata blichtru i tzw. wielkiej sztuki.

- Naszym zamysłem było stworzenie przestrzeni dla wszystkich pasjonatów fotografii, a nie wyłącznie artystów. Do nas może przyjść każdy i nie musi się obawiać, że jego zdjęcia zostaną wyśmiane. Pokazaliśmy to, organizując warsztaty „Mój Fyrtel”, podczas których sami mieszkańcy ruszyli do swoich dzielnic z aparatami. Ich efekty będzie można zobaczyć już od piątku. To nasza 8. wystawa - wyjaśnia. W lokalu w ostatnim czasie pojawiła się czytelnia, funkcjonuje też społeczne archiwum, zainicjowane głównie z myślą o starszych mieszkańcach Łazarza, regularnie organizowane są konkursy na „Zdjęcie miesiąca”.

- To wszystko jeszcze bardziej integruje lokalną społeczność - przyznaje Adrian.

Kiedy w piątek w Pix.house pojawią się goście, aktywiści z Kolektywu Kąpielisko, działającego przy basenie w parku Kasprowicza będą szykować się do zamknięcia sezonu w swoim ogrodzie. Klaudia Lewczuk i jej przyjaciele zamierzają w przyszłym tygodniu usypać kopiec z ziemi przywiezionej z terenów po byłym dworcu PKS. - Pozostała po działaniach artystycznych, które odbywały się tam w listopadzie. Skorzystaliśmy z niej, bo gleba przy otwartym basenie jest marnej jakości. Na tym zakończymy działania w terenie i zabierzemy się za pisanie wniosków o dotacje i opisanie potrzeb mieszkańców - tłumaczy Klaudia. Dwa lata temu mieszkanka Łazarza znalazła się w grupie założycielskiej Kolektywu, społecznicy chcieli wtedy zachęcić „lokalsów” do stworzenia ogrodu społecznego, warsztatowni, kina oraz sceny w parku Kasprowicza. Zaczęli od... wspólnego wypiekania pierników w kształcie ptaków i budowy karmników. Po kilku miesiącach miłośnikom ogrodnictwa udało się wydzierżawić od Poznańskich Ośrodków Sportu i Rekreacji teren o powierzchni ok. 1600 metrów kwadratowych. Pojawiły się pierwsze warzywa: kapusta i jarmuż.

- Razem z tutejszymi mieszkańcami nie tylko prowadzimy ogród, ale także gotujemy, organizujemy warsztaty dla dzieci. Wypalił nam też projekt „Zawodoznawstwo”, polegający na odwiedzaniu zakładów rzemieślniczych na Łazarzu. Z kolei latem dobrze wypadło kino plenerowe - wymienia.

Choć z 20-osobowej grupy, która zakładała Kolektyw Kąpielisko pozostało 8, Klaudia jest pełna optymizmu, planuje kolejne działania na terenie przylegającym do basenu, żyje już kolejnym sezonem.

- W naszym otoczeniu pojawiają się kolejni ludzie, którzy chcieliby zasadzić lub zasiać eksperymentalne rośliny. Rozwiniemy przestrzeń uprawową, zastanawiam się, czy plony będą równie zadowalające jak w tym roku - kończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wskrzeszanie Łazarza. Stanie się dzielnicą kultury? - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski