On był kierownikiem drużyny mistrzyń Polski, a ja początkującym dziennikarzem. To był niewinny początek naszych sportowych eskapad. Potem była przecież długa lista miast, dyscyplin i niezapomnianych przygód, począwszy od Pleszewa, Lubina, Warszawy, a skończywszy na Parc de Princes w Paryżu, londyńskim Wembley i węgierskiej Bekecsabie.
Ryszard nie był nigdy facetem z arystokratycznymi manierami, choć gesty miał w stylu arystokratów. Lubiłem jego specyficzną szorstkość, pewność siebie i chęć bycia minutę wcześniej przed rywalem. Lojalność i słowność cenił ponad wszystko, a na ziemskim padole nie ma niczego ważniejszego, bo tylko te dwie cechy zazwyczaj wytrzymują próbę czasu. Kibicował poznaniakom, Wielkopolanom i biało-czerwonym. Chyba w takiej kolejności, choć nie wywyższał się i miał wielu przyjaciół w różnych miejscach Polski.
Wspólnie z nim i Marianem Sobczakiem zorganizowaliśmy w 1999 r. w Poznaniu Bilardowe Mistrzostwa Europy, pierwsze zresztą w historii naszego kraju. Poprzedziły je inne imprezy przy zielonym stole, w tym Międzynarodowe Mistrzostwa Polski i MP Dziennikarzy. W tamtych, niezapomnianych latach, stolica Wielkopolski była też stolicą bilarda.
Sportową pasją nr 1 była jednak dla Ryśka koszykówka. Na niej zjadł zęby już w latach młodości, sędziując mecze w parze z Julkiem Podolskim, moim byłym kolegą redakcyjnym. Zerwał z gwizdaniem, ale nie zerwał z basketem. W roli działacza współtworzył potęgę najlepszej poznańskiej drużyny w historii żeńskiej koszykówki, czyli Olimpii. Trzy lata temu po nagłej śmierci najlepszej zawodniczki w historii polskiej koszykówki, Małgorzaty Dydek, wspominał zresztą jej burzliwe sprowadzenie z Wyszkowa do Poznania.
Jego sylwetka nie byłaby pełna, gdybym nie wspomniał o piłce nożnej. Rysiek trzymał kciuki za wszystkie wielkopolskie zespoły, a w szczególności za Amikę Wronki i Lecha Poznań. Zorganizowaliśmy co najmniej sześć wyjazdów na mecze zagraniczne polskiej reprezentacji. W latach 90-tych każdy z nich był czymś więcej niż weekendowym wypadem za granicę Polski. Nie byliśmy wtedy w Unii Europejskiej, a większość z nas sporadycznie opuszczała kraj. Były kłopoty formalne i korowody organizacyjne, ale były też udane powroty i emocje, których nie kupi się za żadne skarby świata.
U Ryśka bardzo podobała mi się jeszcze jedna rzecz – miał jak każdy człowiek swoje słabości. Nigdy się jednak z nimi nie krył i nigdy nie uważał się za świętego. Nie wtrącał się też w życie prywatne innych osób, bo wychodził z założenia, że każdy jest kowalem własnego losu. Nad tym swoim nie lubił się użalać, bo wiedział, że życie to ruletka i dlatego trzeba umieć czerpać z niego garściami...
Pogrzeb Ryszarda Dropa (w tym roku skończyłby 51 lat) odbędzie się w sobotę o godz. 12.30 na cmentarzu górczyńskim. Godzinę wcześniej zaplanowana jest msza żałobna w Kościole Świętego Krzyża przy ul. Częstochowskiej w Poznaniu.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?