18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wszyscy kochamy Kinga (nawet jeśli o tym nie wiemy)

Monika Kaczyńska
Do książki „Stephen King. Sprzedawca strachu” Roberta Ziębińskiego podeszłam z dużym dystansem graniczącym z przekonaniem, że przeczytam ją tylko po to, by z całą pewnością stwierdzić, że mi się nie podoba i nie było warto. Ale przeżyłam zaskoczenie, którego nie powstydziłby się sam King.

Stephen King i jego twórczość to żywy dowód na to, że w uczuciach rozum nie ma nic do rzeczy. Uwielbiam Stephena Kinga. W postaci książek, filmów, słuchowisk, adaptacji i audiobooków. Uwielbiam „Carry”, „Misery”, „Lśnienie”, „Bastion”, „To”, „Zieloną milę” ,„Skazanych na Shawshank”, wybczam mu nawet opowiadania, których na ogół (jeśli są innego autorstwa) do ręki nie biorę.

„Tak to działa” – jak mawiał cudnej urody Mrówkojad, pełniący rolę sumienia (czy głosu sprawiedliwości dziejowej) w „Szpitalu Królestwo”, który też mimo szeregu zastrzeżeń, oglądam systematycznie.

Równie gorąco jak uwielbiam Kinga nie lubię interpretacji twórczości (zwłaszcza literackiej) jako takich. Nigdy nie miewam pokusy, by je studiować. Bo albo przemawia do mnie to co autor chciał powiedzieć ( i wtedy nie potrzeba mi didaskaliów) albo nie przemawia ( i dodatkowa interpretacja niewiele może w tym stanie rzeczy zmienić).

Z biografiami pisarzy, których lubię jest jeszcze gorzej, bo od nadmiaru wiedzy o ich życiu, sympatia może przerodzić się w niechęć . W związku z czym także starannie ich unikam.

Tak więc do książki „Stephen King. Sprzedawca strachu” Roberta Ziębińskiego podeszłam z dużym dystansem graniczącym z przekonaniem, że przeczytam ją tylko po to, by z całą pewnością stwierdzić, że mi się nie podoba i nie było warto. Ale praca to praca, mus to mus… Wzięłam głęboki wdech, otworzyłam, przeczytałam pierwsze zdania, a zaskoczenia, które przeżyłam nie powstydziłby się sam King. Bo książka jest niezwykła.

Robert Ziębiński zdecydował się na zadanie zdawałoby się karkołomne, usystematyzowania adaptacji filmowych twórczości Kinga, w kontekście zmian zachodzących w kulturze przez cztery dekady funkcjonwania w niej Króla Strachu. Poradził sobie z tym znakomicie.
Chronologicznie uporządkowane adaptacje filmowe omawia krótko, soczyście i co najważniejsze subiektywnie. Od tych najbardziej znanych, jak „Lśnienie”,„Misery”, „Skazani na Shawshank” czy „Zielona Mila” po takie, o których słyszeli tylko najzagorzalsi fani twórczości Kinga i te, które słusznie odeszły w zapomnienie (a Robert Ziębiński obejrzał je za nas i za to jesteśmy mu wdzięczni).

Jeśli chodzi o wątki biografii samego Stephena Kinga, Ziębiński ani się w nich nadmiernie nie zanurza, ani ich nie pomija. Pojawiają się o tyle, o ile mają znaczenie dla twórczości samego Kinga i losów adaptacji.

„Stephen King. Sprzedawca strachu” jest jak dobra rozmowa: inteligentna, czasem zabawna, czasem kontrowersyjna i wciągająca na tyle, że nikt nie wie jakim sposobem z popołudnia zrobiła się czwarta nad ranem.

Dla kogo jest ta książka? Na pewno dla niedzielnych i rasowych fanów Kinga (czym się różnią jedni od drugich wiadomo po przeczytaniu książki). Najciekawsza może się jednak okazać dla tych, którym „Lśnienie” kojarzy się z Kubrickiem, a „Szpital Królestwo” z von Trierem . I nie przepadają za Kingiem. Albo przynajmniej jeszcze nie wiedzą, że jest inaczej.

Robert Ziębiński, "Stephen King. Sprzedawca strachu", Wydawnictwo Replika, 34, 90

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski