Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybuch gazu w Borku: Babciu, już nie mamy domku

Beata Pieczyńska
Rodzina Chojnackich została bez dachu nad głową: Stanisław i Irena Chojnacka z córkami Magdą i Elżbietą Janicką z mężem Piotrem i  ich dziećmi -  Kingą i Antosiem
Rodzina Chojnackich została bez dachu nad głową: Stanisław i Irena Chojnacka z córkami Magdą i Elżbietą Janicką z mężem Piotrem i ich dziećmi - Kingą i Antosiem Beata Pieczyńska
Ranek w Borku tego dnia był pogodny. Irena Chojnacka wracała do domu. Właśnie odprowadziła wnuczkę na autobus. I wtedy usłyszała wielki huk. To w jej domu eksplodowała butla z gazem.

- Podczas akcji ratowniczej zastaliśmy takie zniszczenia, że nikt nie odważył się wpuścić tam ludzi - mówi Sebastian Andrzejewski, rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Koninie.

Gruzowisko wyglądało jak wielkie wysypisko śmieci - buty, cegły obrazy, pudełka, zabawki... Wszystko się wymieszało. Zawalony dom przeszukały psy z grupy specjalistycznej z Poznania. To potwierdziło, że na szczęście w momencie wybuchu nikt z rodziny nie przebywał w budynku.

- To było nad ranem w poniedziałek, 11 kwietnia. Córka pojechała do lekarza na badania. Wcześniej samochód jej nie chciał odpalić, to wziąłem prostownik i naładowałem akumulator - wspomina Stanisław Chojnacki, właściciel gospodarstwa.

Antoś, jego dwuipółletni wnuczek jeszcze spał, bo lubi sobie rano pospać, ale wtedy akurat się obudził. Akumulator się ładował, więc jego mama, zanim pojechała do lekarza, zdążyła go jeszcze ubrać. Pojechała na badania do Konina...

Zobacz też: Wybuch gazu w Borkach. Rodzina została bez dachu nad głową [ZDJĘCIA]

Żona Stanisława, Irena jak zwykle odprowadziła ich pięcioipółletnią wnuczkę - Kingę na przystanek, z którego autobus zabiera dzieci do szkoły. Wtedy, w ten jedyny poniedziałek, wzięła też z sobą Antosia, bo był już ubrany i chciał z nimi iść.

Kobieta odprowadziła wnuczkę. Postała chwilę na przystanku, a w drodze powrotnej jeszcze zatrzymała się, by porozmawiać choć chwilę z sąsiadką. Gdyby nie porozmawiała, przyszłaby wcześniej i byłaby wtedy w mieszkaniu. Gdyby Antoś jeszcze spał, też by tam był...

Dach nad głową straciła siedmioosobowa rodzina. Na środku podwórka leży sterta powyciąganego z gruzowiska sprzętu gospodarstwa domowego. Ma trafić na złom...

- Pani redaktor, tak sobie myślę, że ten pani artykuł mógłby zaczynać się tak - proponuje właściciel gospodarstwa, stając do zdjęcia przy tym złomowisku: - Co byś zrobił, wracając z pracy do domu widzisz, że tego domu nie ma. I nie masz gdzie się podziać, ani czego zjeść i się napić. I nie masz rzeczy, dokumentów, bo pomieszały się z gruzem - panu Stanisławowi załamuje się głos.

Wybuch butli z gazem pozbawił dachu nad głową siedem osób:

Źródło: TVN24
Dom dostał w spadku po rodzicach. Był modernizowany. Ostatnio rodzina wyremontowała salon i urządziła pokój dla dzieci. Małe miały ładne nowiutkie mebelki kupione. Dom rozpadł się na jego oczach. Gdy doszło do eksplozji, akurat skończył oprzątać zwierzęta i wychodził z obory. Zamykał drzwi, gdy z okien zaczęły wylatywać szyby. Wszystko runęło.

- Był potężny huk. Wszystko się rozpadło. Aż upadłem z wrażenia. Patrzyłem na dom. Ścian już nie było. Przybiegła żona z Antosiem. Wnuczek wtedy powiedział:

- Babciu, nie mamy już domku...

Wszystko trwało chwilę. Gdyby pan Stanisław zdążył podejść trochę bliżej domu, wylatujące z wszystkich okien szkło by go pocięło. Siła wybuchu powyrywała krany, więc wszędzie lała się woda, drzwi się paliły, a wystraszone zwierzęta kwiczały. Pierwsi ruszyli na pomoc sąsiedzi. Byli natychmiast po wybuchu.

Później przybyli pracownicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Kramsku. Wykupili pani Irenie leki, bo jest po udarze i musi je brać regularnie. Rodzina otrzymała już środki czystości, żywność i zapomogę. Sąsiedzi i sołtysi zrobili składkę i też ich wsparli. Ale dom rodziny Chojnackich nie był ubezpieczony. Stracili dach nad głową i nie mogą liczyć na żadne odszkodowanie.

Ludzie z gminy Kramsk znają tę rodzinę i darzą wielkim szacunkiem. Pan Stanisław był kiedyś nawet sołtysem. Mają wsparcie u swojej rodziny i znajomych, ale ono przecież nie wystarczy na odbudowę domu. A chcą go szybko odbudować, bo chcą mieszkać razem. W tej chwili każdy mieszka u innej rodziny. Nie chcieli zastępczego pomieszczenia od gminy, bo otrzymali wsparcie od najbliższych, którzy również podtrzymują ich na duchu.

Zięć pana Stanisława - Piotr Janicki, jako jedyny pozostał na miejscu wybuchu w małej kuchni letniej przy pomieszczeniu gospodarczym, bo ktoś musiał opiekować się zwierzętami. Chojnaccy mieli jeszcze byki, ale już sprzedali je, by mieć pieniądze na rozpoczęcie prac związanych z budową nowego domu. Pozostała jeszcze trzoda, którą trzeba doglądać.
Choć nie mieszkają razem, cały czas nawzajem podtrzymują się na duchu. W ostatnią niedzielę wszyscy przyjechali do Piotra i spędzili ją razem w letniej kuchni. - My to w tej tragedii mieliśmy wielkie szczęście. Stoimy tu wszyscy, a przecież mogło nas już nie być - mówi płacząc, ale za chwilę się uśmiecha i spogląda na dzieci, które biegają po podwórku.

Te choć takie małe, dobrze rozumieją, co się stało. Nie mają już swojego pokoiku, którym nie zdążyły się nacieszyć. - Teraz to musimy zbudować dom. Mniejszy, ale nasz, bo przecież za trzy miesiące będzie malutkie dziecko - mówi Piotr.

Jest bardzo ambitny i pracowity. Udało mu się już zdobyć projekt na budowę domu. Bo rodzina Chojnackich jest lubiana wśród znajomych i sąsiadów i od razu znalazł się architekt, który podarował im projekt.

Teraz czekają na pozwolenie na budowę. Znalazły się też ręce do pracy, bo pomoc w budowie domu zaproponowali sąsiedzi. Gmina też zrobiła niemało, a co najważniejsze, podeszła do sprawy po ludzku.

- Rozesłaliśmy do wszystkich firm w okolicy prośbę o pomoc - mówi Andżelika Łoś, szefowa GOPS w Kramsku. - I kilka już się odezwało - dodaje zadowolona.

Zobacz też Konin: Wybuch gazu zniszczył dom [ZDJĘCIA]
Mieszkańcy zniszczonego domu otrzymali odzież, żywność, kilkaset złotych na najpotrzebniejsze wydatki i lekarstwa. Teraz potrzebują takiej pomocy, która pozwoli zrealizować największe marzenie - dom, który legł w gruzach. Potrzeba okien, drzwi, pieca...

Pojawiła się już firma, która dała cztery palety cegły, inna sprzedała materiał budowlany po bardzo atrakcyjnej cenie. - Mamy na jedną czwartą domu. Jeszcze trzy czwarte, nie wiem czy zdążymy przed zimą... - zastanawia się pan Stanisław.

Pieniądze na pomoc rodzinie można wpłacać na rachunek:

Stanisław Chojnacki
Numer konta: 77 8530 0000 0012 5333 3000 0010
Tytuł: Pomoc dla poszkodowanych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wybuch gazu w Borku: Babciu, już nie mamy domku - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski