Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyjazd Barańczaka był czymś w rodzaju zdrady

Krzysztof M. Kaźmierczak
Małgorzata Bratek mieszka na wsi koło Krzyża. Barańczaka śpiewa tylko znajomym i młodzieży. Od lat nikt jej nie zaprasza do udziału w koncertach
Małgorzata Bratek mieszka na wsi koło Krzyża. Barańczaka śpiewa tylko znajomym i młodzieży. Od lat nikt jej nie zaprasza do udziału w koncertach Fot. Krzysztof M. Kaźmierczak
O Stanisławie Barańczaku, który wykładał w jej mieszkaniu, o podkochiwaniu się w nim studentek, jej śpiewaniu Barańczaka i represjach w PRL mówi Małgorzata Bratek - nigdyś bardzo znana, obecnie zapomniana niezależna pieśniarka.

Jak poznała Pani Stanisława Barańczaka?
Organizowałam w latach 70. spotkania poetyckie dla studentów. Na jednym z nich mieli być poeci z grupy Wspólność z Gdańska. Wybrałam się do Barańczaka i poprosiłam, by spotkał się z nimi.

Wtedy Barańczak był już znaną osobą?
Tak. Chodził od dawna w glorii ataku na Iłłakowiczównę.

Za co ją zaatakował?
To było jeszcze w latach 60. Jako młody gniewny poeta skrytykował ją na łamach pisma literackiego. Zostało to odebrane niedobrze, bo Kazimierę Iłłakowiczównę traktowano jak kaplicę, gdyż była nie tylko poetką, ale także sekretarką Piłsudskiego.

Jak przebiegło tamto spotkanie z poetami z Gdańska?
Barańczak nie przyszedł. Nie chciał rozmawiać z młodymi poetami.

Wówczas to był tylko okazjonalny kontakt...
Bliżej poznałam go po zamordowaniu studenta Stanisława Pyjasa w 1976 roku. Powstał wtedy w Poznaniu Studencki Komitet Solidarności. Na spotkaniu SKS w domu pana Feliksa Kubiaka miał odbyć się wykład Barańczaka, ale przyjechali milicjanci i zaczęli grozić. Wtedy podeszłam do Barańczaka i zaproponowałam, by się przenieść do naszego mieszkania na osiedlu Kraju Rad (obecnie Wichrowe Wzgórze). Przejechaliśmy tam tramwajami.

Pani ojciec nie był zaskoczony nie zapowiedzianym nalotem opozycjonistów?
Był bardzo zaskoczony, ale zgodził się i wykład Barańczaka się odbył.
Bezpieka nie była pewnie zadowolona.
Wezwali mnie i ojca na przesłuchania. Mnie spotkało to po pierwszy raz. Mówili o zaletach socjalizmu. To miało być przesłuchanie ostrzegawcze.

Ale ostrzeżenie nic nie dało, na tym jednym wykładzie się nie skończyło...
Było wiele spotkań. Odbywały się też wieczory poetyckie m.in. Ryszarda Krynickiego i Lecha Dymarskiego. Był też Teatr Ósmego Dnia. Przyjeżdżali działacze opozycyjni i związkowi.

Milicja i bezpieka wam nie przeszkadzały?
Milicjanci zawsze asystowali. Latem stali przy piaskownicy, a zimą w wejściu do bloku. Nie weszli do mieszkania, ale przeszkadzano nam w inny sposób. Bezpieka uniemożliwiła spotkania z Adamem Michnikiem i Leszkiem Moczulskim. Zawrócono ich z dworca, kiedy przyjechali do Poznania.

Jaka była frekwencja na tych spotkaniach?
W pokoju o powierzchni osiemnastu metrów kwadratowych zwykle było z pięćdziesiąt osób. Ludzie siedzieli sobie na nogach, to był jedyny sposób by się zmieścić. Ledwie dawało się oddychać, bo większość paliła, ale było fajnie. Mile to wspominam.

Jaki był wtedy Barańczak?
On nadawał się na bohatera dziewczęcej wyobraźni. Wszystkim nam się podobał. Był przystojny urodą francuskiego intelektualisty. Zachowywał się tajemniczo i utrzymywał dystans towarzyski. Żył w swoim świecie, było to widać. Zarazem starał się okazywać rozmówcy życzliwość. Jego wyjazd z Polski był wstrząsem.

Dlaczego?
1981 rok to nie był dobry moment na wyjazd. Dla wielu, a dla mnie z pewnością wyjazd Barańczaka był czymś w rodzaju zdrady. On był autorytetem, o który wielu ludzi się opierało. Jego wyjazd źle wpłynął na poznańskie środowisko opozycyjne.

Wasze mieszkanie służył opozycji także po wprowadzeniu stanu wojennego?
Tak, przez jakiś czas odbywały się spotkania organizowane przez Feliksa Kubiaka. Mówił, że są tak tajne, że nie mogę wtedy przebywać w mieszkaniu. Mój ojciec już wtedy nie żył. Pamiętam jak kiedyś przez kilka godzin chodziłam w mrozie z małym dzieckiem po osiedlu czekając na umówiony znak, że mogę wracać.

Co to był za znak?
Tak jak podczas konspiracji w czasie wojny - przestawienie doniczki z jednej na drugą stronę okna.

Jak to się stało, ze zaczęła Pani śpiewać wiersze Barańczaka?
Początkowo przepisywałam jego teksty, które nie były wydawane. Wtedy przepisywało się i puszczało dalej znajomym.
Spodobały się Pani?
Najpierw mi się nie podobały, ale przepisywałam dalej. W końcu spodobały mi się i to bardzo. Zaczęłam tworzyć do nich melodie.

Dlaczego akurat do wierszy Barańczaka?
Robiły na mnie wielkie wrażenie. To było studium samotności. Miałam wrażenie, że Barańczak siedząc naprzeciw drugiego człowieka czuł swoją osobność. I doświadczał tej osobności jako samotności. Nieważne, czy był w Polsce czy w Ameryce. Dlatego mój program nazwałam "Dzieje samotności tutejszej". Później dodałam w tytule "i nietutejszej", gdy dołączyłam amerykańskie wiersze Barańczaka.

Miała Pani już wtedy za sobą kilka lat śpiewania z gitarą poezji i udział w wielu festiwalach i przeglądach młodzieżowych i studenckich...
Tak, śpiewałam publicznie od 1969 roku. Chciałam być wtedy jak Karin Stanek...

To prawda, że zaczynała Pani od śpiewania wierszy Marii Konopnickiej?
Tak, występowałam z nimi na przeglądach i konkursach, podczas serii koncertów w słynnym warszawskim klubie Stodoła , a nawet na pierwszym festiwalu w Jarocinie na początku lat 70. Nie były to jednak wiersze z lektur szkolnych.

Był też występy w kabarecie Tey...
Tak, przez rok śpiewałam w programie "Wizyta i kwita". W tamtych czasach miałam tyle propozycji, że kiedy wracałam z jednego koncertu, to w domu czekało zaproszeniem do udziału w kolejnym.

Ale dobrze zapowiadającą się karierę sceniczną wywróciło do góry nogami Pani zaangażowanie w działalność opozycyjną.
W 1977 roku od partyjnego szefa komisji kultury usłyszałam, że jeśli obalam ustrój polityczny w Polsce to nie mam prawa występować.

Jakie to miało skutki?
Zaczęły do mnie przychodzić telegramy z odwołaniami planowanych koncertów. Na mocy nieformalnego zakazu przestałam istnieć w środowisku muzycznym. Wielokrotnie wyrzucano mnie też z pracy.

Nie mogła Pani występować w podziemiu?
Wówczas - przed Solidarnością - nie było drugiego obiegu dla zakazanych muzyków.

Nie próbowała Pani czegoś z tym zrobić?
Chciałam wytoczyć państwu proces za zakaz wykonywania działalności artystycznej, ale nie wiedziałam jak to zrobić. Spróbowałam doradzić się Magdy Umer, którą znałam z występów w Stodole. Spotkałyśmy się w Muzeum Instrumentów. Powiedziałam jej, że chcę wytoczyć proces. A ona mi na to "Małgosiu, głuptasie - tego tak się nie robi. Idź do komitetu wojewódzkiego partii i przeproś. Powiedz, że się pomyliłaś. Wojtek Młynarski tak zrobił i nie on jeden. Tobie też wybaczą". Kiedy to usłyszałam myślałam, że spadnę z fotela.

Wytoczyła Pani ten proces?
Nie, ale zgłosiłam się w 1979 roku pod zmienionym nazwiskiem na festiwal poezji w Olsztynie i wygrałam go. Śpiewałam tam Barańczaka.

Zakaz władz nie zadziałał?
Zorientowano się kim jestem, gdy byłam już zakwalifikowana do finału. Chciano mnie skreślić, ale jury twardo postawiło się w mojej obronie.

Prześladowania zrekompensowała sobie Pani podczas karnawału Solidarności.
To był wspaniały okres. I sukces na Przeglądzie Piosenki Prawdziwej w Gdańsku i liczne koncerty dla strajkujących robotników. Ale często występowałam i później, w latach 80.

Zakaz partii przestał obowiązywać?
Nie, ale istniał już drugi obieg. Tak jak Przemysław Gintrowski czy Antonina Krzy-sztoń występowałam w salkach kościelnych, kościołach i półlegalnie w klubach.
Po zmianie ustroju wróciła Pani na oficjalną sceną?
Wspierałam występami kampanię Komitetu Obywatelskiego. Zorganizowałam też w 1990 roku koncert poezji Barańczaka w Teatrze Nowym - dochody przekazałam prof. Łuczakowi na opiekę paliatywną.

Spotkała Pani jeszcze kiedyś Barańczaka?
Śpiewałam jego wiersze na uniwersytecie podczas jego pobytu w Poznaniu. Pomachał mi wówczas ręką, ale okazji do rozmowy nie było.

Od dawna nie można usłyszeć jak śpiewa Pani Barańczaka. Nie zaproszono Pani do udziału w koncercie podczas obchodów po jego śmierci. Może chce Pani za dużo za występ?
Ja niczego nie oczekuję za występ. Oferowałam już wcześniej, że mogę bezpłatnie dać koncert. Teraz także zwróciłam się z pytaniem do organizatorów, ale odpowiedzi nie otrzymałam.

Małgorzata Bratek-Gorzeńska
Muzykolog, w czasach PRL opozycjonistka. Laureatka głównych nagród m.in. na Festiwalu Pieśni Prawdziwej i Konkursie Piosenki Aktorskiej. W latach 90, dziennikarka. Po bezpodstawnym oskarżeniu o współpracę z SB wyprowadziła się z Poznania. Do niedawna prowadziła ognisko muzyczne w Trzciance. Obecnie na emeryturze. Mieszka na wsi koło Krzyża. Barańczaka śpiewa tylko znajomym i młodzieży. Od lat nikt jej nie zaprasza do udziału w koncertach

Stanisław Barańczak 1946-2014)
Pochodzący z Poznania poeta, krytyk literacki i tłumacz. Brat pisarki Małgorzaty Musierowicz. W latach 70. opozycjonista, członek Komitetu Obrony Robotników. W 1981 roku wyjechał do USA i tam zamieszkał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski