- Często zostawiam tu swój samochód - mówi Jakub, który mieszka w pobliżu placu, tuż przy Starym Rynku. Mężczyzna przyznaje, że zdarza mu się rzucić chłopakom jakieś drobne. Boi się że ktoś złośliwie uszkodzi jego samochód gdyby nie zapłacił. Kiedyś stracił w ten sposób znaczek marki umieszczony na klapie bagażnika. Niestety, nie złapał złodzieja na gorącym uczynku, więc nie mógł nikomu udowodnić winy.
Ze sprawą parkingowych naciągaczy miasto zmaga się bezskutecznie już od kilku lat, a dotyczy nie tylko terenu tuż przy magistracie. Do podobnych praktyk dochodzi m.in. na ul. św. Marcin i Ratajczaka, a także w pobliżu Wielkopolskiego Centrum Onkologicznego na Garbarach czy Starostwa Powiatowego przy ul. Jackowskiego. Policjanci z Komisariatu na Starym Mieście doskonale znają problem, ale nie mogą go jednoznacznie zakwalifikować jako czyn zabroniony dopóki nie dotrze do nich zgłoszenie o popełnieniu przestępstwa (groźby, uszkodzenie mienia) lub wykroczenia (nachalne żebractwo, spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym).
- Dlatego tamtejsi funkcjonariusze doraźnie kontrolują to miejsce - wyjaśnia Iwona Lisz-czyńska z Biura Prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji.
Niestety, okresowe kontrole nie pomagają. Grupy znikają na czas przejazdu patroli, po czym cały proces rozpoczyna się od nowa. I tak w kółko.
Anna Poturalska, menedżer kawiarni "Republika Róż", która znajduje się przy Pl. Kolegiackim zwraca uwagę na to, że wyłudzanie pieniędzy to nie jedyny kłopot. - Zdarza się, że "parkingowi" okupują naszą toaletę albo wszczynają wulgarne awantury - żali się.
Kierowco radź sobie sam
Zdaniem Przemysława Piwec-kiego z poznańskiej Straży Miejskiej, jedynym rozwiązaniem uciążliwego problemu jest większa konsekwencja kierowców i systematyczne zgłaszanie przez nich tej sprawy.
- Mamy tu do czynienia z wyłudzaniem pieniędzy, które jest przestępstwem, a to każdorazowo należy sygnalizować odpowiednim służbom - wyjaśnia.
Doradza, by pod żadnym pozorem nie dawać naciągaczom pieniędzy, a w razie uszkodzenia auta natychmiast zgłaszać to na policję. Przyznaje też, że sytuacja jest patowa, bo jeśli poszkodowany sam nie zgłosi swojej krzywdy, nikt nie będzie mógł mu pomóc.
Problem w tym, że większość kierowców nie wie nawet, że właśnie tak należałoby postąpić.
- Nie wyobrażam sobie, by za każdym razem gdy ktoś poprosi mnie o 2 złote dzwonić na policję - mówi Krystyna Kaczmarek, która parkuje na placu Kolegiackim gdy odwiedza rodzinę. - Jednak takie nagabywanie jest nieznośne i nie powinno mieć miejsca, zwłaszcza tuż pod oknami Urzędu Miasta, w którym jest przecież siedziba Straży Miejskiej - kwituje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?