Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek Dmytra: Będą zarzuty za narażenie jego życia?

Łukasz Cieśla
Wstrząsający wypadek Dmytra. Będą zarzuty za narażenie jego życia?
Wstrząsający wypadek Dmytra. Będą zarzuty za narażenie jego życia? Magdalena Łukaszewska
Prokuratura, sąd, inspekcja pracy oraz nadzór budowlany – te cztery instytucje badają sprawę wstrząsającego wypadku młodego Ukraińca. W zakładzie pod Grodziskiem Wlkp., podczas nielegalnej pracy, maszyna zmiażdżyła jego rękę, a grzałki ją „ugotowały”. Lekarze musieli amputować fragment ręki 19-letniego Dmytra.

- Czekamy na ustalenia tych instytucji. Kluczowe będą wnioski inspekcji pracy na temat tego, kto był pracodawcą dla Dmytra i kto odpowiada za różne nieprawidłowości - mówi adw. Patryk Graczyk, pełnomocnik poszkodowanego Ukraińca.

Ukrainiec trafił do Polski za pośrednictwem agencji Kajan Jana K. Do wypadku doszło w zakładzie Wiel-Pol w Wielichowie należącym do Roberta S. Żaden z tych podmiotów nie dopełnił formalności w sprawie legalnego zatrudnienia Ukraińca. Postępowanie wyjaśniające Państwowej Inspekcji Pracy w Poznaniu wciąż trwa. Jak zaznacza inspektor Jacek Strzyżewski, trzeba poczekać na wnioski.

- Nasze postępowanie może potrwać do połowy czerwca. Badamy kwestie związane z legalnością zatrudnienia młodego Ukraińca oraz warunki pracy, jakie panowały w zakładzie w Wielichowie. Sprawa jest poważna i ma kilka wątków. W tego typu przypadkach, jeśli inspektor pracy stwierdzi poważne uchybienia ze strony pracodawcy, zawiadamiamy prokuraturę o swoich ustaleniach - podkreśla Jacek Strzyżewski.

Prokuratura wszczęła już jednak postępowanie z artykułu 220 kodeksu karnego. Mówi on narażeniu na niebezpieczeństwo życia lub zdrowia pracownika. Sprawcy grozi do trzech lat więzienia. Postępowanie wszczął też Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Ma przyjrzeć się warunkom pracy w zakładzie w Wielichowie.

Dmytro jest jednym z wielu tysięcy Ukraińców, którzy w ostatnich latach przyjechali do Polski. Jak ustaliliśmy w Wojewódzkim Urzędzie Pracy w Poznaniu, Ukraińcy stanowią w naszym regionie główną siłę roboczą ze wschodu.

Zobacz też: Wstrząsający wypadek 19-letniego Ukraińca w polskiej firmie

W pierwszym kwartale 2015 roku WUP zarejestrował 11 253 oświadczeń o zamiarze zatrudnienia Ukraińców na terenie Wielkopolski. Z kolei w pierwszym kwartale 2016 roku zanotowano aż 25 795 oświadczeń. W porównaniu do zeszłego roku ponad dwukrotnie wzrosła więc liczba Ukraińców chcących pracować w naszym regionie.

Od osoby znającej szczegóły zatrudniania Ukraińców usłyszeliśmy, że są wykorzystywani od samego początku. Kwitnie „czarny rynek” związany z załatwianiem im pracy w Polsce.

Jeszcze na Ukrainie chętni do wyjazdu muszą zapłacić 500 euro za zaproszenie do Polski, które daje możliwość podjęcia pracy. Tymi pieniędzmi mają się dzielić ukraińscy oraz polscy pośrednicy. Ukraiński konsulat wbijając wizę ponoć nie wnika, czy adres podany na zaproszeniu jest prawdziwy oraz czy Ukraińcy rzeczywiście znajdą pod nim pracę. Efekt jest taki, że „szara strefa” się rozrasta.

Dmytro został zaproszony do pracy w Rakoniewicach. Ale gdy przyjechał na miejsce okazało się, że pracy nie ma. Znalazł ją potem w Stęszewie, ale zmienił ją na zakład Wiel-Pol w Wielichowie. Liczył, że tam zarobi nieco więcej pieniędzy. Sądził, że pracuje legalnie, bo jak mówił, zabrano mu paszport i zapewniano, że wszystkie formalności będą spełnione.

W Wielichowie pracował razem z innym młodym Ukraińcem, Nazarem. Po wypadku Dmytra, jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, Nazar trafił do innej nielegalnej pracy. Ponoć pracuje w polu i podobnie jak inni, jest pilne strzeżony przez nowego pracodawcę.
- System kontroli i warunki, w jakich pracuje Nazar, przypominają obóz pracy. Tego typu przypadki trzeba nagłaśniać w mediach - mówią nam osoby znające szczegóły sprawy.

O sprawie Dmytra pisaliśmy już w „Głosie Wielkopolskim”. Jak mówił nam po kwietniowym wypadku, właściciel zakładu kazał pracownikom, by w razie zacięcia się papieru w maszynie nie wyłączali jej.

- Tamtego dnia, tak jak mi kazano, wyjmowałem papier z włączonej maszyny. Po chwili wciągnęła mi rękę, a prasa ją zmiażdżyła - opowiadał nam Dmytro. Na jego rękę, jak relacjonował, przez około 15 minut działały temperatury sięgające 150 stopni Celsjusza. W prasie były grzałki.

Po wypadku, jak twierdzi Dmytro, właściciel kazał mu kłamać w szpitalu, że rękę spalił sobie, bo wkładał ją do piecyka. Lekarze z Grodziska Wlkp. musieli amputować mu rękę między nadgarstkiem, a łokciem.

Robert S., u którego pracował Dmytro, nie chciał rozmawiać o szczegółach sprawy. Gdy go odwiedziliśmy, był zdenerwowany. Stwierdził, że najpierw trzeba ustalić, kto był pracodawcą Dmytra.

Zobacz też: Wstrząsający wypadek 19-letniego Ukraińca w polskiej firmie

19-latek zamierza zostać w Polsce i podjąć dalszą naukę. Na Ukrainie skończył technikum ekonomiczne. Będąc w Polsce zamierza także poddać się rehabilitacji. Będzie również walczył o odszkodowanie za wypadek w zakładzie Wiel-Pol w Wielichowie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wypadek Dmytra: Będą zarzuty za narażenie jego życia? - Głos Wielkopolski

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski