Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wypadek w Murowanej Goślinie. Matka sprawcy: Wybaczcie. Rodziny ofiar: Nie!

Agnieszka Świderska
Rodziny ofiar wypadku w Murowanej Goślinie opowiadają o piekle, w którym żyją po śmierci Oli, Kamila i Marcina. Matka Piotra, sprawcy wypadku mówi o strachu przed linczem, wybaczaniu i odnalezieniu Boga przez jej syna.

Bezsens śmierci i piekło nieobecności - o koszmarze, który nie chce się skończyć, opowiadają rodziny Oli Kujawy, Kamila Chybowskiego i Marcina Frąckowiaka, ofiar wypadku w Murowanej Goślinie. 10 marca w Sądzie Okręgowym rusza proces sprawcy.

Czytaj też: Murowana Goślina: Spowodował śmiertelny wypadek, pozostanie na wolności

Mieli tylko 18 lat. Nie dorosną już do żadnej z tych rzeczy, które przychodzą później. Przerwano im w pół marzenia. Zostawili po sobie szkolne zeszyty, których nie zdążyli jeszcze zapisać. Zginęli w ostatni dzień wakacji, wracając z osiemnastki. Za kierownicą samochodu, który zmiażdżył im życie, też siedział 18-latek.

OLA
Ola rok wcześniej na filmiku, który nagrała dla Kamila. W ręku trzyma kartonik "The End nigdy nie nastąpi". 10 marca świętowali pierwszy rok swojej miłości. Tej pierwszej i najważniejszej, która im musiała wystarczyć na całe życie brutalnie przerwane w ostatnią noc sierpnia. Ola nie zdążyła bawić się na swojej 18. Gdyby wtedy w swoje urodziny, 28 listopada, mogła wieczorem przyjść do nich na cmentarz, zamiast świeczki na torcie, mogłaby zgasić jeden ze zniczy. Ale nie przyszła, choć tu wciąż na nią czekają.

Ola, tak strasznie cię nie ma. Jak może cię tak nie być? Powiedz mi, jak mam sobie z tym poradzić? Jak mam żyć?

- Ola, tak strasznie cię nie ma. Jak może cię tak nie być? Powiedz mi, jak mam sobie poradzić? Jak mam żyć? - pyta przez łzy Izabela Kujawa, jej matka.

W pokoju Oli wciąż stoi nierozpakowana torba znad morza. Przecież musi kiedyś wrócić i ją rozpakować. Nie można sobie, ot tak, zostawić torby i umrzeć. Ot tak zostawić sukienki. Butów. Niedokończonego życia. Pracowali z Kamilem całe wakacje. Za zarobione pieniądze mieli pojechać na wycieczkę do Włoch. Romantyczny wypad we dwoje. Śmierć pędząca z prędkością 140 km/h zabrała ich w podróż, z której już się nie wraca.
- Wyobrażam sobie, jak ją wyściskam, wytarmoszę. Wiem, że oni gdzieś są. I są razem. Spotkam się kiedyś z nimi. To nawet nie wiara. To pewność. Takie dusze nie mogły zniknąć, rozmyć się, rozpłynąć - mówi Joanna Stachowska, matka chrzestna Oli.

- Jeżeli oni są tam na górze, to jak oni sobie radzą z tym bólem, że ich tu nie ma? - pyta Izabela.

Ola poszła na tamtą 18. w swoich pierwszych szpilkach. Na studniówkę chciała iść w beżowej sukience. W takiej sukience została pochowana.

- Tam, w trumnie to nie była ona - mówi jej matka chrzestna. - Tam było tylko jej ciało, a prawdziwa Ola to było życie. Gdyby to była ona, to by wstała i powiedziała "Ej, nie róbcie szopki. Izabela, weź się ogarnij". Pożegnać się z nią, to my nigdy się z nią nie pożegnamy.

- Jak otwieram drzwi do jej pokoju, ona tam jest. Czuję jej zapach. Wącham jej rzeczy. Sukienkę, którą razem wybierałyśmy. Misia, którego dostała od Kamila - mówi matka Oli. - Cały czas czekam na dzwonek domofonu. To może być tylko ona.

- Ile czasu będziemy musieli żyć bez niej? Żyjemy już pięć miesięcy - mówi Joanna. - To jest piekło jej nieobecności.

Ola i Kamil zginęli tylko dlatego, że szli chodnikiem, że nie byli tam minutę wcześniej ani później, gdy nie groziła im maska rozpędzonego samochodu, który zmasakrował Kamila i zabił Olę, której od uderzenia pękła aorta.

- To nie ma sensu. Wystarczyłoby, żeby coś ich zatrzymało. Żeby gdzieś stanęli, żeby się przytulić. Nie, tego się nie da wytłumaczyć - mówi Joanna.

Przez pierwsze dni nie myśleli o Piotrze, o sprawcy wypadku. Dopiero wpis jego matki kilka godzin po pogrzebie Oli przypomniał im o nim.

- Nie uszanowała naszej żałoby. Ofiary się nie liczyły, tylko jej syn, który cierpiał, bo siedział w areszcie. Ani słowa o Oli i Kamilu. To była sól na nasze rany - mówi matka chrzestna Oli. - Im bliżej procesu, tym bardziej jestem na niego wściekła. Nieodpowiedzialny gówniarz, który dla zabawy zabił trzy osoby. To nie był nieszczęśliwy wypadek. Każdy, kto jedzie w terenie zabudowanym z prędkością 140 km/h, jest potencjalnym mordercą. On nim został. I jeżeli okolicznością łagodzącą ma być jego młody wiek, tak samo powinien go obciążać wiek ofiar. Powinien siedzieć za każdy rok ich życia, który im zabrał.
Kamil miał iść na politechnikę, Ola myślała o rehabilitacji. Mieli zamieszkać razem. Ola zawsze planowała, że będzie miała trzech synów.

- Książka zamknęła im się w pół słowa - mówi Izabela. - Nie ma kary za życie mojego dziecka.

- Z okna widzę trampolinę - mówi matka chrzestna Oli. - Widzę ich, jak skaczą, słyszę jak się śmieją.

KAMIL
"Kamil, mój Kamciu. W głowie ciągle słyszę te słowa "ale tam był Kamil z Olą". Tak bardzo mi go brakuje. Nasz skarb. Wystarczy popatrzeć w te mądre, wyrozumiałe oczy... Jak odwiedzam go na cmentarzu, nucę refren ulubionej piosenki "Jeśli czegoś pragniesz w głębi duszy, wiem, że gdzieś na szczycie góry wszyscy razem spotkamy się". Nie chcę tam chodzić. Ja chcę po prostu z nim być. Chcę śmiać się. Chcę z nim pić piwo, a nie myśleć i wybierać, który znicz będzie się dłużej palił. Jeszcze mdli mnie z bólu i żalu. Ja chcę, żeby oni już wrócili. Czekam i wypatruję ich. Już nigdy nic nie będzie takie same. My nie będziemy tacy sami. Kocham cię Kamilu i tęsknię. Matka chrzestna".

Karolina Chybowska, siostra Kamila, zrobiła sobie tatuaż na jego cześć. Trzy słowa na przedramieniu. Soulmate never dies. Braterskie dusze nigdy nie umierają.

- Nie było go dwa miesiące. Wrócił. Przytuliliśmy się. "Karo, mogę spać dzisiaj z tobą?". Przegadaliśmy całą noc, jedząc płatki na zimno. Nie wiedziałam, że tak wygląda pożegnanie - wspomina Karolina.

Karolina siedziała w tym samochodzie, który zabił jej brata. To miała być tylko zwykła przejażdżka. Razem z nią do samochodu Piotra wsiedli Malwina, Patryk i Marcin. Nie pamięta samego wypadku. Tylko na chwilę odzyskała przytomność.

- Widziałam Patryka i Kamila. Byłam pewna, że żyją. Byłam pewna, że wszyscy przeżyli. Mama nie chciała mi powiedzieć o jego śmierci. Bała się o mnie. Miałam połamany kręgosłup i miednicę - mówi Karolina.

Dla Patryka Jankowskiego Kamil nie był kuzynem. Był bratem. Ten sam rocznik. Niemal to samo bliźniacze życie. Przeżyte razem chłopięce lata. Pierwsza wspólna praca. Tamtej soboty bawili się razem na tej samej 18.
- Pożegnaliśmy się 20 minut wcześniej. Kamil z Olą szli do domu. Ja jeszcze zostałem. Kiedy usłyszałem o wypadku, pierwsza myśl "Karola!". O Kamila byłem spokojny. Przecież był już w domu. Zadzwoniłem do niego, ale jego telefon milczał. Oli też. Potem zobaczyłem ten telefon w ręku policjanta. But Kamila leżał na jezdni - opowiada Patryk.

Przez pierwszy miesiąc po wypadku łapał się na tym, że bezwiednie wybierał numer Kamila.

- Czas wcale nie leczy ran. Jest coraz gorzej, bo na początku nie dopuszczamy tego do siebie, a teraz zaczyna docierać, co to znaczy, że Kamila już nie ma - mówi Patryk.

Czas nie leczy także jeszcze jednego uczucia: nienawiści. Do Piotra.

- Wcześniej go nie znałem. Teraz go nienawidzę. Dla mnie to morderca. Jemu nic nie powinno być przebaczone. Nigdzie nie powinien mieć życia, a już na pewno nie tutaj. Każdy z nas jest młody. Gdybym coś takiego zrobił, sam chciałbym się zabić, a nie chodzić po ulicach i żądać dla siebie współczucia - mówi Patryk.

- To, że on jest, budzi moją wrogość. Że jest i może cieszyć się życiem - mówi Karolina. - Nigdy nie będę w stanie mu wybaczyć, że zabił mi brata. Przed świętami zadzwoniła mama Piotra, że Wigilia, że prosi o wybaczenie. Mama nie miała siły z nią rozmawiać.

Karolinie przyśnił się Kamil. Powiedział, że szuka Oli, że nie może jej tam znaleźć.

- Mam nadzieję, że już ją znalazł. Chciałabym im powiedzieć, żeby tu wrócili. Nie wiem jak, ale żeby wrócili - mówi Karolina. - Nie mogę uwierzyć w to, że nie zobaczę, jak się zestarzeją.

MARCIN
Danuta Frąckowiak, mama Marcina, wyprasowała mu koszulę na tamtą 18. Po wypadku nie mieli nawet nadziei, że Marcin przeżyje. Nie po tym, jak pielęgniarka zapytała Danutę, czy ksiądz może przyjść z olejami. Jako jedyny miał zapięte pasy. Siła uderzenia była tak duża, że wyrwała go razem z fotelem. Wyleciał przez tylną szybę. W tamte wakacje pierwszy raz pojechał z kolegami nad morze. Kolejnego wypadu już nie będzie.

- To nie jest normalne, żeby rodzice chodzili na grób syna. Musieli wybierać trumnę, miejsce na grób - mówi Jerzy Frąckowiak, ojciec Marcina.
Mają jeszcze troje dzieci, ale Marcin był tylko jeden. Nie da się go zastąpić. Przeżyć za niego jego urwanego życia. Nie uda się to nawet jego siostrze bliźniaczce. Sylwia na swoim ciele przeżyła śmierć brata. Bolały ją kości. Nie mogła chodzić. Długo kulała. Miała ataki duszności. Zamknęła się ze swoim bólem.

- Chodzę ulicami i widzę młodych. Wszyscy są, a Marcina nie ma - mówi Danuta. - Powinien być, a go nie ma. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć. Śmierć dziecka to jest serce skaleczone do końca życia. Na to nie ma lekarstwa ani lekarza.

- Burmistrz bez zgody i woli rodziców mówił na pogrzebach o przebaczeniu. Że Biblia tak każe, ale ta sama Biblia mówi też "oko za oko, ząb za ząb" - mówi Jerzy. - To nie był wypadek. Ktoś zabił mi syna. Jeżeli sprawca dostanie wyrok w zawieszeniu, to będzie kpina z ofiar i z nas. Ilu ludzi musi jeszcze zginąć, żeby sądy nauczyły się karać takich kierowców. Czy śmierć mojego syna to za mało? Tu nie chodzi o zemstę, ale o sprawiedliwość i karę, która będzie odstraszać.

Dla ojca Marcina to, że Piotr był trzeźwy, jeszcze mocniej go obciąża. - Z pełną świadomością i premedytacją jechał za szybko. Mógłbym mieć pretensje do syna, że wsiadł do samochodu z pijanym, że beztrosko naraził swoje życie. Ale za kierownicą siedział jego trzeźwy kolega. Dlaczego miał nie jechać? Dlaczego tamten nie zwolnił, jak wjechali do miasta? Dlaczego?

Święta były najgorsze. Tylko cisza i łzy. Każdy chciał, by jak najszybciej się skończyły. Każdego miesiąca przeżywają trzy daty: 31 - wypadek, 6 - śmierć, 12 - pogrzeb. Za każdym razem tak samo, jak za pierwszym.

- Ja bym chciała wiedzieć, gdzie on jest? Czy coś tam u góry jest? Czy można w ogóle w coś takiego wierzyć? - mówi Danuta.

- Żeby dał chociaż jakiś znak - kończy za żonę Jerzy.

Matka Piotra: Wymodlę im wszystkim niebo
To miały być rodzinne wakacje we Włoszech. Mieli pojechać tam wszyscy pięcioro, ale Piotr nie dostał urlopu. Był na praktykach w Solarisie. Chce tam kiedyś pracować. Sam zdecydował, że zostaje. Nie od razu dowiedzieli się o wypadku.

- Piotr nie chciał nam psuć wakacji. Był dorosły. Policja nie mogła nas poinformować bez jego zgody - opowiada Urszula Nowak, mama Piotra. - To mój ojciec zadzwonił, że Piotr miał wypadek i były ofiary śmiertelne. To było tak straszne, że aż niewyobrażalne.

Te pierwsze łzy nie były nad Piotrem, ale nad Olą i Kamilem i matkami, które ich straciły. Marcin jeszcze wtedy żył.
- Nie wyobrażam sobie tak nagle stracić dziecko. Płakałam i modliłam się za nimi. Byłam wściekła na Piotra. Co on najlepszego zrobił? Ale otworzyłam Biblię i znalazłam ustęp o przebaczaniu. O przebaczeniu nieskończenie wiele razy. Wiedziałam, że muszę podejść do Piotra z sercem, z miłością. Nie z potępieniem.

Przed wypadkiem wszystko, co chciała dla Piotra, to żeby miał dobrą pracę, poznał fajną dziewczynę i gdzieś niedaleko kupił działkę pod dom. Po wypadku to wszystko stało się nieważne.

- Ważne jest to, z czym stanie przed Bogiem - mówi Urszula. - Jakie będzie jego powołanie po tej tragedii? Czego Bóg od niego oczekuje?

Z Piotrem zobaczyli się na korytarzu sądu na Młyńskiej przed jego aresztowaniem.

- Od razu wziął całą winę na siebie. Czuł się również winny, że jemu nic się nie stało. Sam podał prędkość, z którą jechał. Zdążyłam mu powiedzieć, że bardzo go kochamy i nie potępiamy - mówi Urszula.

Razem z ubraniami dała mu Pismo Święte. Zdobyła też kontakt do kapelana, który pożyczał później Piotrowi religijne książki.

- Piotr codziennie się modlił. On tam zbudował głęboką wiarę. Zbliżył się do Boga. Jeżeli potrzebna była do tego Młyńska, to dla mnie Młyńska jest najpiękniejszym miejscem na świecie - mówi Urszula.

Dla niej kraty nie tylko więziły, ale chroniły jej syna. Oni sami wcale nie czuli się bezpiecznie.

- Bałam się wyjść na ulicę. Być zaczepianą. Bałam się wybitych szyb. Wysprejowanych ścian. Tego, że nie będziemy mieli tu już życia. Moja praca jako psychoterapeutki to pomaganie innym. Wierzę, że dobro wraca. Ludzie nas nie potępiali. Otrzymaliśmy dużo wsparcia. Często słyszeliśmy "Jesteście dobrzy ludzie, a Piotr to dobry chłopak". Sami zbierali i pisali o nim pozytywne opinie. Szkoła też nie skreśliła Piotra. Nikt nie chciał go skreślić.

Z tamtych pierwszych dni po wypadku najtrudniejszy był dla niej pogrzeb Oli.
- Bałam się linczu. Nie chciałam jednak uciec od ich cierpienia. Wiedziałam, że muszę w nim uczestniczyć. I znowu pomogła mi Biblia. "Odwagi, niewiasto! Niech się nie lęka twoje serce!"

To po powrocie z pogrzebu Oli pisała na profilu Piotra na Facebooku.

- Może było za wcześnie, by prosić o wybaczenie, ale pisałam to, co dyktowało mi serce. Napisałam tamto, żeby ludzie wiedzieli, że my też mamy uczucia i że jesteśmy tylko ludźmi - tłumaczy Urszula.

Ona też jak rodzice ofiar myślała o tym, żeby cofnąć czas.

- Była ogromna pokusa wejścia w poczucie winy, żeby gdybyśmy odpuścili Solarisa i wzięli Piotra ze sobą, to wszystko by się nie wydarzyło - mówi matka Piotra. - Gdybyśmy jej ulegli, czuli się winni i chodzili ze spuszczonymi głowami, ludzie by to kupili. I skreślili nas. Nie boję się już ludzi. Wierzę w opiekę Boga. Także nad Piotrem, który od razu po powrocie zaczął żyć publicznie.

Nie bagatelizuje winy Piotra. Jechał zdecydowanie za szybko, ale uważa, że nie ma prawa oskarżać go nikt, kto sam choć raz złamał przepisy drogowe.

- Zrobił to, żeby przypodobać się rówieśnikom - tłumaczy syna. - Był nieśmiały, a nikt nie chce być outsiderem w wieku 18 lat. Oby nikt więcej za próbę zdobycia akceptacji rówieśników nie musiał płacić tak okrutnej ceny.

Na procesie będzie siedzieć na sali z różańcem w ręku.

- Piotr ma większą zgodę na to, co będzie niż ja. "Mamo, jak mam nieść Chrystusa współwięźniom, to pójdę siedzieć, a jak Bóg będzie chciał, żebym był na wolności, to będę". Wiem, że nie można tego naprawić, że to nieodwracalne, że jedyne, co mogę dać tym rodzinom, to modlitwę. Mogę wymodlić dla ich dzieci niebo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski