Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyprzedaże w Londynie. Może warto jechać na zakupy?

Alicja Lehmann
Przed londyńskimi sklepami na wyprzedaże czekają tłumy.
Przed londyńskimi sklepami na wyprzedaże czekają tłumy.
Morze ludzi, tłok w metrze, zakorkowane ulice, lawirujące po ulicach taksówki i dwupoziomowe autobusy i wołający ze sklepowych witryn napis SALE. To obrazek Londynu, tuż po świętach Bożego Narodzenia, miasta wyprzedającego się za pół ceny.

Czytaj także:
Wyprzedaże w poznańskich galeriach handlowych
Poświąteczne promocje już kuszą

Kiedy 26 grudnia w drugi dzień świąt Polacy leniwie budzą się, aby stawić czoło kolejnej dawce świątecznego jedzenia, na Wyspach Brytyjskich ruszają wyprzedaże. To, co nie sprzedało się w najgorętszym przedświątecznym okresie, sprzeda się tuż po nim. Gwarancją sukcesu jest oczywiście niższa cena, i bez wątpienia na klientów działa jak magnes, bo na londyńskie wyprzedaże ściągają ludzie z całego świata.

- Przyleciałem dziś rano z moją dziewczyną. Mamy zarezerwowane dwie noce w hotelu. Jesteśmy tu tylko na zakupach i planujemy przez trzy dni chodzić po sklepach - mówi 24-letni Sam z Japonii, choć Sam to nie jest jego prawdziwe imię, a angielski odpowiednik. Chłopak tłumaczy, że to, jak naprawdę się nazywa jest dla Europejczyka nie do wymówienia. - Głównie nastawiamy się na markowe ubrania oraz perfumy. Elektronika nas nie interesuje, bo tego mamy pod dostatkiem u siebie. W ubiegłym roku udało nam się kupić sporo dobrych ubrań. Mam nadzieję, że w tym będzie tak samo, bo my po prostu kochamy Boxing Day - dodaje ze śmiechem.

Zaczęło się od lisa

Boxing Day to nazwa drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia (od box - pudełko i day - dzień). Anglicy nie do końca wiedzą, skąd pochodzi. Jedne źródła podają, że drugiego dnia świąt bogate rodziny obdarzały swoją służbę prezentami, zapakowanymi w pudełka. Inne, że kościelne skrzynki, do których wierni wrzucali pieniądze dla biednych, otwierane były przez proboszczów właśnie w pierwszy poranek po Bożym Narodzeniu. Jeszcze inne, że tego dnia właściciele ziemscy spotykali się ze swoimi parobkami i w pudełkach dawali im jedzenie lub ubrania. Miało to być podziękowanie za przepracowany rok.

Z Boxing Day wiąże się pewna tradycja. Wśród brytyjskich wyższych sfer była nią gonitwa za lisem. Co roku, w Boxing Day, ubrani na czerwono jeźdźcy na koniach, w towarzystwie psów myśliwskich, gonili lisa tak długo, aż zwierzę nie miało już siły uciekać i ostatecznie było zagryzane przez psy. W 2004 roku, dzięki zabiegom obrońców praw zwierząt, zwyczaj został zakazany. Ale, jak widać, zamiłowanie do pogoni pozostało i zamiast w lesie, świetnie prosperuje na ulicach. Nie wszyscy jednak okazują się być jego fanami.
- To szaleństwo jest dla mnie bardzo irytujące - przyznaje Lorain, Szkotka, która na stałe mieszka w Hiszpanii, a w Anglii spędza święta ze swoimi dziećmi. - Nie uczestniczę w tym, bo denerwuje mnie fakt, że rzecz, którą kupiłam, za dwa dni może być o połowę tańsza. Wolę o tym nie wiedzieć. Święta są po to, by spędzać ten czas z rodziną. A sklepy nachalnie narzucają ludziom uczestnictwo w wyprzedażach. Gdyby to ode mnie zależało, zabroniłabym handlu przynajmniej w drugi dzień świąt.

Odrobina luksusu 50 procent taniej

Podczas gdy większość sklepów rozpoczyna wyprzedaż 26 grudnia, są takie, które drzwi otwierają dopiero po świętach. Ekskluzywny i znany na całym świecie londyński dom towarowy Harrods od lat kusi zamożną klientelę i w pierwszy, pracujący dzień rozpoczyna wielką wyprzedaż. Przyjeżdżają tu głównie turyści i bardzo bogaci Anglicy. Ulicami wokół sklepu nie da się swobodnie przejść. W środku jest jeszcze gorzej. Pracownicy przyznają, że świąteczne wyprzedaże to najgorętszy okres w roku, do którego cały personel przygotowuje się kilka tygodni wcześniej. We wtorkowe popołudnie, pierwszy dzień wyprzedaży, na parterze pracuje Jadwiga, Polka, która od 20 lat dekoruje dla Harrodsa okna wystawowe. Kiedy zaczynają się wyprzedaże, pomaga ochronie i wpuszcza klientów na stoisko z perfumami. Aby się tam dostać, należy najpierw zdobyć bilet wstępu. Kolejka po bilety ciągnie się od głównego wejścia, jakieś 50 metrów wzdłuż ulicy na zewnątrz budynku.

- To jedyny sposób, aby zapanować nad tym tłumem - tłumaczy Jadwiga. - Tak jest co roku. Najpopularniejsze są właśnie perfumy oraz damskie ubrania i buty. Klienci nie kupują tu dwóch, trzech pudełek perfum. Jednorazowo potrafią kupić 20, a nawet 30 opakowań. Pierwszy tydzień jest najgorszy. Później temperatura emocji opada i w okolicach końca stycznia wracamy do normalności.

W Harrodsie można kupić to, co w innych, wielkich domach towarowych, takich jak chociażby John Lewis, Debenhams czy Selfridges, znajdujących się na głównej, zakupowej ulicy Londynu - Oxford Street. Ale Harrods to przede wszystkim klasa. Obecne tu marki mają specjalne linie produktów, które nie są dostępne w żadnym innym sklepie na świecie.

- Harrods jest synonimem luksusu i każdy chce mieć cokolwiek z tego sklepu - tłumaczy Mirriam, która do pensji dorabia jako osobisty doradca zakupowy. - Chodzenie po ulicach z torbą z logo Harrodsa daje ludziom poczucie wyjątkowości. Zdarza się, że przyjeżdżam tu z klientami, ale jeśli mogę, to odradzam to miejsce w okresie poświątecznym ze względu na panujące tu wtedy zakupowe szaleństwo. My, Brytyjczycy, lubimy pokazywać, że jesteśmy bogatym krajem, ale poprzez wyprzedaże pokazujemy też, że lubimy kupować tanio i dlatego tak to u nas wygląda - śmieje się Mirriam.

Z ulicy do internetu

Mirriam przyznaje, że jeszcze kilka lat temu aktywnie uczestniczyła w wyprzedażach.

- Pamiętam, jak umawiałam się z koleżankami i przyjeżdżałyśmy do Londynu na cały dzień. To było niesamowicie męczące - mówi. - Teraz mam rodzinę i nie mam czasu ani ochoty na takie wypady. Owszem, lubię kupić sobie coś, na co długo poluję i mogę to dostać po niższej cenie, ale zwykłe wyprzedaże w ciągu roku są tak samo atrakcyjne. A poza tym teraz to, co jest w sklepach, dostępne jest też w internecie.

Rzeczywiście, według prognoz, Brytyjczycy w tym roku wydadzą ponad 550 milionów funtów na zakupy w internecie. To o 12 procent więcej niż w ubiegłym roku. Specjaliści przewidują, że 2011 rok będzie pierwszym w historii, kiedy sprzedaż internetowa będzie równa tej tradycyjnej. Część witryn rozpoczęła wyprzedaże o północy 25 grudnia i już wtedy sprzedaż sięgnęła prawie 200 milionów funtów. Nic dziwnego, skoro niektóre sieci oferowały internetowym klientom nawet 80-procentowe zniżki. Specjaliści przyznają, że w najbliższych latach wyprzedaże internetowe będą bardziej popularne niż chodzenie po sklepach i rozpychanie się łokciami w poszukiwaniu okazji. Tymczasem londyńskimi ulicami płynie tłum obcych sobie ludzi, których łączy jedno: dopaść towar za bezcen.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski