Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z podkaliskiego Cekowa do sztabu wyborczego Hillary Clinton [FOTO]

Ewelina Samulak-Andrzejczak
Joanna Przybylska aktywnie uczestniczyła w kampanii wyborczej w USA. Była prawdopodobnie jedyną Polką w sztabie Hillary Clinton.

Polityką zaczęła interesować się już, jako gimnazjalistka, kiedy po raz pierwszy została wybrana posłem na Sejm Dzieci i Młodzieży. Tę funkcję Joanna Przybylska sprawowała jeszcze dwa razy. Później młoda mieszkanka Cekowa działała w Młodzieżowej Radzie Miasta Kalisza, a od 2007 roku angażowała się w każde wybory w Polsce. W 2010 roku obserwowała też od kuchni wybory na Ukrainie, a kiedy pojawiła się tylko taka możliwość nie zastanawiała się ani chwili. Postanowiła polecieć na inny kontynent, żeby zobaczyć od kuchni największą kampanię wyborczą na świecie i dołożyć swoją cegiełkę do wygranej Hillary Clinton. Wybór kandydatki, którą będzie wspierać był prosty, ponieważ jej poglądy są bliższe tym, które reprezentuje Clinton. Potem pozostało już tylko powalczyć o swoje marzenia, a łatwo nie było.

- Pisałam namiętnie maile przez ostatnie pół roku i udowadniałam, że mogę pomóc i mój pobyt tam przyniesie jeszcze więcej głosów Hillary - opowiada Przybylska.

Całą podróż dziewczyna sfinansowała z własnej kieszeni.

- Sama zbierałam pieniądze. Wcześniej wyrobiłam wizę, więc te koszty mi odchodziły. Również koszty noclegu, ponieważ ten miałam zapewniony - tłumaczy.

Bilet w dwie strony miała wykupiony do Nowego Jorku. O tym, gdzie konkretnie będzie działać, dowiedziała się trzy dni przed odlotem. Wolą sztabu było, aby Polka trafiła do Filadefii w stanie Pensylwania. Ten stan w kampanii był znaczący, ponieważ należał do niezdecydowanych. Właśnie tam spędziła większość z 13 dni pobytu w USA. Razem z innym wolontariuszem mieszkała u jednej z rodzin. Pierwszy dzień pracy Asi w sztabie zaczął się o 6.00, a zakończył o 20.30. Wolontariusze od razu zostali rzuceni na głęboką wodę. Kobieta już pierwszego dnia odwiedziła 52 domy i - tak jak pozostali wolontariusze - wykonała 100 telefonów do osób, które wcześniej głosowały na Baracka Obamę, żeby upewnić się, że i teraz oddadzą głos na kandydatkę demokratów.

- Były to bardzo przyjemne rozmowy, ponieważ wszystkie te osoby były demokratami, ale ten dzień był bardzo intensywny, więc przez te wszystkie rozmowy i emocje na koniec dnia czułam satysfakcję, ale byłam też już bardzo zmęczona. O 21.00 już padłam z tego zmęczenia - opowiada Joanna Przybylska.

Każdy dzień pracy w sztabie wyglądał podobnie. Od 9.00 do 16.00 trwała tzw. kampania door to door, czyli odwiedzanie wyborców w ich domach i przekonywanie do oddania głosu na konkretnego kandydata. Joanna Przybylska dziennie przechodziła około 15 km. Natomiast po godzinie 18.00 wolontariusze dzwonili do Amerykanów, zachęcając demokratów do tego, żeby oddali głos na Clinton. Działali też w social mediach i prowadzili kampanie mailingowe.

Tym, co różni amerykańską kampanię wyborczą od polskiej są plakaty. W Stanach są one bardzo małe, powbijane w ziemię, nie ma żadnych zdjęć kandydatów. Jest tylko imię i nazwisko w zależności od tego, czy jest rozpoznawalne, czy nie. Plakaty można napotkać wyłącznie na drogach, np. w samym Nowym Jorku nie można było znaleźć ani jednego. Natomiast już w Pensylwanii wywieszane były na domach samych wyborców. Za to bardzo popularna w USA jest właśnie kampania „door to door”.

- Przed wyjściem każdy z nas dostawał kartę ze scenariuszem i z tym, co ma mówić konkretnie w każdym z domów. Dostaliśmy też listę numerów, na której znajdują się imiona i nazwiska oraz to, ile lat ma dana osoba i gdzie mieszka. Mieliśmy zaznaczyć, czy była w domu, czy się wyprowadziła, czy nadal głosuje na Hillary Clinton, czy jest dużym zwolennikiem, czy już nie. Listy pochodziły z poprzednich wyborów, w których startował Obama. Na tej podstawie sztab uważa, że te osoby nadal popierają demokratów. Bezpośredni kontakt z wyborcą jest tutaj najważniejszy, a ja dzięki temu poznałam Filadelfię, ponieważ musiałam dużo chodzić, otwierać się na ludzi i rozmawiać z nimi w innym języku - opowiada Joanna Przybylska, która w sztabie Hillary Clinton prawdopodobnie była jedyną Polką.

To, co podobało się najbardziej wolontariuszce z Polski w amerykańskiej kampanii, to zaangażowanie obywateli i wolontariuszy, którzy dla udziału w kampanii i pomocy potrafią przejechać kilkaset kilometrów. Jednym z najmilszych momentów kampanii dla Joanny był koncert Katy Perry, w którym wzięła udział sama Hillary Clinton. Radość zniknęła po ogłoszeniu wyników wyborów, które kandydatka demokratów przegrała.

- Zawód oczywiście był. Zawsze tak przecież jest, kiedy wkłada się w coś serce, zaangażowanie i pasję, a coś się nie udaje. Ale podchodziliśmy do tego, jak do wielkiej nauki, a porażka jest dla nas lekcją, która jest do odrobienia. Moim zdaniem zawiódł tutaj system, który jest w Stanach Zjednoczonych, ponieważ w wyborach Hillary zdobyła większość głosów. Natomiast ten system nie składa się tylko z wyboru wyborców, czyli głosów większościowych. Po drugie wydaje mi się, ze jest taka tendencja na świecie ku rządom prawicowym - mówi wolontariuszka.

Doświadczenie, które Przybylska zebrała w Stanach, z pewnością przyda jej się w życiu, ponieważ, na co dzień zajmuje się marketingiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski