18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabił siostrę i spalił jej zwłoki. Proch wsypał do Noteci!

Barbara Sadłowska
Przemek Swiderski/Polskapresse
Podczas wtorkowej rozprawy Janusza M., oskarżonego o zamordowanie siostry oraz jego żony, której prokurator zarzuca, że zmywając ślady krwi, zacierała ślady zbrodni, zeznawały dwie panie: policjantka i adwokat. Funkcjonariuszka prowadziła sprawę rzekomego zaginięcia Barbary K. i to jej, podczas rozpytywania, małżonkowie częściowo przyznali się do winy. Pani mecenas z kolei reprezentowała Barbarę K. w sporze z bratem, który wziął pieniądze za sprzedane mieszkanie siostry, a nie chciał zobowiązać się notarialnie do jej utrzymania i opieki.

Jak informowaliśmy, proces ma charakter poszlakowy. Nie ma głównego dowodu zbrodni - ciała Barbary K. Po zatrzymaniu 57-letni mieszkaniec Ostrówek przyznał się częściowo do winy - twierdził, że w maju 2011 roku siostra zmarła po upadku na schody i dokładnie opisał, jak pozbył się ciała, które spalił w metalowej beczce nad rzeką w okolicach Białośliwia. Popioły i szczątki, które po całonocnym podsycaniu ognia Janusz M. wsypał do Noteci, uniosła woda.

Czytaj również:
Nastolatkowie odsiedzą po 10 lat za spalenie pana Jurka

Rok po zdarzeniu nad rzeką nie pozostał żaden ślad... A Janusz M. odwołał swoje wcześniejsze wyjaśnienia. Twierdzi teraz, że kłamał, bo bał się o rodzinę. Do niczego nie przyznaje się teraz też jego żona Danuta. Jak jednak wytłumaczyć fakt, że wcześniej mówili coś innego?

Obrońcy małżonków próbowali we wtorek przekonać poznański sąd, że policjantka nie zachowała się zgodnie z procedurami i to, co usłyszała od oskarżonych nie jest żadnym dowodem.

- Prowadziłam sprawę zaginięcia Barbary K. Czynności trwały pół roku i początkowo oskarżona była pokrzywdzoną - zeznała policjantka. - Jeździliśmy do niej do domu albo częściej do jej pracy, bo oskarżony był w rozjazdach.

Na pytanie obrońców, czy państwo M. skarżyli się na sposób przyprowadzania czynności w sprawie zaginięcia Barbary K., odpowiedziała, że tuż przed zatrzymaniem zdenerwowany Janusz M.poinformował, że ma przestać przyjeżdżać do żony i nękać ją.

Polecamy również:
Zabójstwo na Półwiejskiej - student prawa aresztowany na trzy miesiące

- Powiedział, że mam przyjeżdżać do niego - zeznała policjantka, która tłumaczyła wtedy Januszowi M.: - Chyba jesteśmy państwu potrzebni, bo chcemy odnaleźć panią Barbarę i to jest nasz wspólny interes. Chociaż podejrzewaliśmy, że mogą mieć coś wspólnego z zaginięciem, a potem - z co najmniej - nieszczęśliwym wypadkiem...

Adwokaci zadawali temu świadkowi dziesiątki pytań. Czy funkcjonariuszka nie mówiła małżonkom, co mają powiedzieć; czy podczas przyjazdów do Ostrówek nie przywoziła pani M. alkoholu, do którego ta miała słabość; czy w sposobie zatrzymania policja nie wywierała pewnej presji na Danucie M.,wykorzystując jej zmęczenie i wreszcie, czy uprzedziła zatrzymaną, że ma prawo milczeć w każdym momencie, nawet podczas rozpytywania.Bo niby dlaczego Danuta M. powiedziała po kilku godzinach, że pewnego dnia wycierała ślady krwi przy schodach, skoro teraz utrzymuje, że to nieprawda?

Obrońcom nie spodobała się także rozmowa policjantki z oskarżonym Januszem M. W pokoju byli wtedy sami. Policjantka prosiła - w imieniu matki Janusza i Barbary - bo może wie, gdzie może być ciało siostry i matka będzie mogła ją pochować. Janusz M. odpowiedział wtedy: - Ja jej nie zabiłem, ale nie znajdziesz jej. - Pozwól mi ją znaleźć - prosiła policjantka. - Spaliłem ją i jeszcze raz bym to zrobił - odparł Janusz M., dodając: - Ty nawet nie wiesz, jaka to była zła kobieta, życie nam zniszczyła.

Adwokaci nie ustawali w próbach dowodzenia - nawet "łapiąc za słówka" - że dla policjantki celem było doprowadzenie podejrzanych do przyznania się. Nawet Danuta M. miała pytanie do tego świadka: - Dlaczego nie pamięta, jak dowoziła alkohol?

Zeznania pani mecenas z Piły nie budziły aż takich emocji. Powiedziała, że Barbara K. zgłosiła się do niej po poradę, mówiąc, że sprzedała swoje mieszkanie, bo uzgodniła z bratem, że może u niego zamieszkać. - Była zaniepokojona, bo standard życia brata i jego rodziny wyraźnie się poprawił - mówiła pani mecenas, dodając, że Barbara K. skarżyła się, że brat tylko obiecuje, że załatwi sprawę dożywocia u notariusza. Prawniczka umówiła zainteresowanych u notariusza, ale potem pan M. stwierdził, że nie ma pieniędzy, żeby mu zapłacić. Ostatecznie wszyscy spotkali się w kancelarii pani adwokat. - Zażądałam oświadczenia na piśmie, że otrzymał od Barbary K. 60 tysięcy. Spotkanie odbywało się w nerwowej atmosferze. Danuta M. wołała do męża, żeby niczego nie podpisywał, a potem, jeszcze zza drzwi, żeby tylko 60 tysięcy, nie więcej. On też był strasznie zdenerwowany. Jak miał podpisać to oświadczenie, trzęsły mu się ręce - opowiadała pani adwokat, która potem wiedziała swoją klientkę już tylko raz - na zdjęciu w gazecie, z informacją o zaginięciu Barbary K.

Kolejna rozprawa odbędzie się 11 września, bo obrońcy oskarżonych złożą kolejne wnioski dowodowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski