Rodzina Jerzego Piotrowicza została wysiedlona z Kalisza w styczniu 1940 r. Wprawdzie pochodzi z Chocza, ale przed wojną jego rodzice kupili od ciotki sklep i zamieszkali przy ul. Poznańskiej 7 w kamienicy należącej do Mordki Gelbarda.
Zimą 1940 r. w ich mieszkaniu pojawiło się trzech mówiących po polsku mundurowych, którzy dali 15 minut na spakowanie bagaży. Razem z innymi rodzinami pomaszerowali do „Handlówki” przy ul. Legionów.
- W szkole spędziliśmy 16 dni, śpiąc na rozłożonej na podłodze słomie - opowiada pan Jerzy.
Stamtąd licząca kilkaset osób kolumna, konwojowana przez żandarmów z psami, przeszła na dworzec kolejowy. Kaliszan zapakowano do wagonów bydlęcych, ale Piotrowiczowie mieli to szczęście, że szli na końcu. Nie dla wszystkich starczyło miejsca, więc dołączono dwa wagony pasażerskie, w których oni się znaleźli. Pociąg dojechał do Kielc, gdzie pracownicy PCK serwowali gorącą kawę zbożową i pieczywo. Stamtąd Piotrowiczowie trafili do Chęcin, do których przewieziono ich saniami. Na miejscu nie było Niemców, a jedynie dwóch granatowych policjantów. Kaliszan umieszczano przy innych, często żydowskich rodzinach. Oni trafili do porządnego domu Icka Mydło, gdzie mieszkali przez jakiś czas, dopóki Niemcy nie stworzyli w tej części miasta getta. Lekko nie było, szczególnie zimą, bo w piecu palono jedynie drewnem, a jedyne światło dawały lampy - naftowa lub karbidowa. Przesiedleńcy potrzebowali trochę czasu, żeby się odnaleźć w nowej sytuacji, więc przez pierwsze miesiące skazani byli na żebractwo. Z czasem było trochę lżej, poprawiły się też warunki lokalowe, bo przeniesiono ich do XVI-wiecznej kamienicy „Niemczówka”, w której obecnie mieści się Centrum Informacji Turystycznej.
Lata wojny spędzone w Chęcinach pan Jerzy wspomina raczej pod kątem chłopięcych zabaw, a nie ponurej, okupacyjnej rzeczywistości. W 1944 roku razem z kolegą Bolkiem Jaśkiewiczem był bohaterem antyniemieckiej akcji. Chłopcy w otwartym oknie koszar zauważyli część karabinu i uznali, że warto ją wziąć. W oknach były kraty, a kaliszanin miał za krótką rękę, żeby dosięgnąć przedmiotu. Pobiegł więc do domu, wziął szczypce do prostowania włosów i za ich pomocą wyciągnął... zamek do mausera.
- W domu dałem go ojcu, on obejrzał, rozłożył na części i podsumował „Rozbroiłeś Niemca” - opowiada pan Jerzy.
Iglica z tego mausera do dziś jest przechowywana w rodzinie. Kaliszanin śmieje się, że w rewanżu rozbroił go... milicjant. Po ucieczce Niemców na początku 1945 r. w Chęcinach pozostało sporo amunicji, a nawet walającej się na ulicach broni. 13-letni Jurek był świadkiem, jak sołdat Armii Czerwonej próbuje użyć znalezionego gdzieś w krzakach pistoletu maszynowego marki Bergmann. Nie bardzo sobie z nim radził, więc ze złością uderzył bronią o jezdnię i zostawił. Chłopak zabrał pistolet do domu i potem używał w zabawach. Do czasu. Pewnego dnia o świcie w domu pojawiło się dwóch milicjantów z biało-czerwonymi przepaskami na rękach i zabrali bergmanna.
Do zdobyczy wojennych należał także wyciągnięty z kabiny ciężarówki granat, który trafił do Zygmunta Jaśkiewicza, służącego w partyzantce starszego brata Bolka. Przydał się. Gdy wraz z oddziałem wpadł w zasadzkę przygotowaną przez Niemców w trakcie zrzutu broni z Anglii, wykorzystał podarowany granat, skutecznie eliminując jadących furmanką własowców. Okupację przeżył, ale 20 lat po wojnie zastrzelił się z powodu nieszczęśliwej miłości...
Jeśli chodzi o leśnych, Kieleckie wyraźnie odróżniało się od reszty GG. Niemal przez całą okupację w podchęcińskich wsiach można było spotkać partyzantów w pełnym rynsztunku, a Niemcy pojawiali się tam tylko jako zwarte oddziały. Burmistrz kolaborant o nazwisku Baran został zastrzelony w biały dzień na środku rynku.
Z dramatycznych wspomnień pozostała ucieczka niejakiego Jagielskiego, który poszukiwany był za ukrywanie Żydów.
- Sprzedawałem na rynku kartofle i byłem świadkiem, jak gonili go żandarmi. Po wojnie przy okazji delegacji służbowej odwiedziłem Chęciny i dowiedziałem się, że uciekł im wtedy - relacjonuje pan Jerzy.
Do Kalisza Piotrowiczowie wrócili w marcu 1945 r. Ich mieszkanie było zajęte przez inną polską rodzinę, więc zamieszkali tuż obok przy Poznańskiej 5. Wprawdzie poniemieckich, często urządzonych lokali było wiele, ale Marianna Piotrowicz była sentymentalna i koniecznie chciała zamieszkać w pobliżu ich starego domu i sklepu.
Wysiedlenia z Kalisza
W czasie wojny z Kalisza i powiatu wysiedlono do Generalnej Guberni ponad 16 tysięcy Polaków
Akcja ruszyła w listopadzie 1939 r. i trwała aż do 1941 roku. Na listy trafiali wytypowani przez Niemców potencjalni przywódcy, przedstawicieli inteligencji, a więc ludzie kultury, naukowcy, nauczyciele, lekarze, prawnicy, urzędnicy, byli wojskowi oraz członkowie takich organizacji, jak np.: Związek Oficerów Rezerwy, Związek Nauczycielstwa Polskiego, Związek Harcerstwa Polskiego i Zrzeszenie Kupców Chrześcijańskich.
Innym kryterium był posiadany majątek, więc wysiedlano także przedsiębiorców, kupców i rzemieślników. Ich miejsce zajmowali etniczni Niemcy z Krajów Bałtyckich, Wołynia, Besarabii i Bukowiny. Oczywiście specjalnym rygorom podlegała ludność pochodzenia żydowskiego. Nikt z przesiedlanych nie mógł zabierać ze sobą dzieł sztuki, dewiz ani biżuterii, z wyjątkiem obrączek. Dopuszczalny ciężar bagażu wynosił 12,5 kg, a potem 25 kg. Wypędzonych transportowano najczęściej koleją, często w wagonach towarowych, bez ogrzewania i ciepłego posiłku, co często tragicznie kończyło się podczas zimy 1939/1940, kiedy temperatura w nocy spadała do -30 st. C. W Kaliszu obozy przejściowe znajdowały się w szkole przy ul. 3 Maja, w Szkole Handlowej, a także na Nowym Rynku. W połowie 1943 r. liczba Niemców w liczącym 47 tys. mieszkańców Kaliszu wynosiła 11,5 tys.!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?