18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zajęcia dodatkowe w przedszkolu: Rodzice podpisują petycje do MEN

Anna Jarmuż
Dzieci z Przedszkola nr 8 w Poznaniu się nie nudzą, ale rodzicom szkoda dodatkowych zajęć
Dzieci z Przedszkola nr 8 w Poznaniu się nie nudzą, ale rodzicom szkoda dodatkowych zajęć Anna Jarmuż
- To rodzice, a nie urzędnicy mają prawo do decydowania o edukacji własnego dziecka - czytamy w petycji do Ministerstwa Edukacji Narodowej. Zajęcia dodatkowe w przedszkolu zdecydowało się bronić już prawie 2 miliony osób. O zmianach mówiło się już w czasie wakacji. Teraz stało się jednak to, czego obawiali się zarówno rodzice, jak i dyrektorzy przedszkoli.

- Mieliśmy nadzieje, że kiedy już przyprowadzimy dziecko do przedszkola okaże się, że problem nie dotyczy naszych maluchów ani naszego przedszkola - przyznaje Agnieszka Zmura, mama małej Zuzi.

Tak się jednak nie stało. Na razie w przedszkolach nie odbywają się żadne zajęcia, które w poprzednich latach były prowadzone przez firmy zewnętrzne. To skutek zmian ustawy o systemie oświaty, która w praktyce weszła w życie na początku września. Zgodnie z nowymi założeniami każda dodatkowa godzina pobytu dziecka w przedszkolu nie może teraz kosztować więcej niż złotówkę. Jak przekonali się rodzice, oznacza to rezygnację z zajęć dodatkowych. Lekcje judo, baletu, rytmika czy język angielski mogą się odbywać. Jednak dopiero po zakończeniu zajęć w przedszkolu - czyli po godz. 14 lub 17 (w zależności od tego, kiedy rodzic odbiera dziecko).

- Dzieciom odbiera się możliwość rozwijania talentów - stwierdza Agnieszka Zmura. - To w godzinach przedpołudniowych, kiedy dziecko przebywa w przedszkolu, jego możliwości percepcyjne są największe. Poza tym, wielu rodziców nie stać na to, aby wozić swoje dziecko na zajęcia dodatkowe. Za to, za co w przedszkolu płaciliśmy ok. 30 - 40 złotych na miesiąc, gdzie indziej musielibyśmy zapłacić 130 złotych.

Czytaj także:

Podobnego zdania są inni rodzice. Niektórzy obawiają się, że teraz dzieci będą się w przedszkolu nudzić.

- Z zajęć dodatkowych została tylko religia - żali się Agnieszka Skowrońska, mama przedszkolaka. - Wcześniej były tańce, judo, rytmika, język angielski. Póki co, moje dziecko jest zbyt pochłonięte początkiem roku i zabawą z dziećmi, ale niedługo pewnie zacznie zadawać pytania. Córki moich koleżanek już interesują się, dlaczego w tym roku nie chodzą na lekcje tańca.

W przedszkolu nr 46 przy ul. Księżycowej w Poznaniu do tej pory dzieci mogły uczestniczyć w zajęciach rytmiki, tańca, języka angielskiego i warsztatów naukowych, na których poznawały zasady chemii i fizyki.

- Dzieci mogły dowiedzieć się dlaczego piórko pływa po powierzchni wody, a moneta tonie lub co powoduje, że świeca przykryta szklanką gaśnie. Od tego roku, niestety, takiej możliwości nie mają - mówi Anna, matka dziecka, które uczęszcza do placówki przy Księżycowej.

Nowe przepisy dotyczące zakazu wpuszczania zewnętrznych firm do przedszkoli, zaskoczyły nie tylko rodziców, ale i dyrektorów przedszkoli.

- Gdybym wiedziała wcześniej, że są takie pomysły i zamiary, wysłałabym kogoś z kadry na naukę języka angielskiego - mówi Dorota Strzelczyńska, dyrektor Przedszkola nr 1 w Koninie. W przedszkolu nie ma nauczyciela uprawnionego do nauki języka angielskiego, więc takich zajęć najpewniej nie będzie wcale.

Dyrektorzy przedszkoli sprzeciwiają się jednak stwierdzeniom, że po reformie przedszkole stało się dla dziecka tylko ochronką lub przechowalnią.

Czytaj także:

- Zajęcia dodatkowe trwały zwykle pół godziny. W przypadku młodszych dzieci było to 15 minut dziennie - tłumaczy Ewa Knychała, dyrektorka Przedszkola nr 8 w Poznaniu. - Przedszkolanka jest osobą wszechstronnie wykształconą i przygotowaną do pracy z dziećmi. Maluchy na pewno się nie nudzą. Nie można jednak wymagać od pracowników przedszkoli zbyt wiele. U nas logopedię i gimnastykę korekcyjną prowadzą panie przedszkolanki, które mają do tego kwalifikacje. Nie oznacza to jednak, że muszą uczyć również angielskiego czy rytmiki.

Takiego zdania jest szefowa Wydziału Oświaty Urzędu Miejskiego w Koninie - Urszula Miłosz-Michalkiewicz. Twierdzi, że konińskie przedszkola są przygotowane do tego, by prowadzić dodatkowe zajęcia w oparciu o własną kadrę. Zaproponowała, by dla placówek, w których brakuje "językowców" zorganizować szkolenie, w trakcie którego opanują podstawy języka i zasady jego nauczania.

- Przecież by uczyć podstaw języka angielskiego w przedszkolu, nie trzeba być filologiem. Poza tym przedszkole to jest czas zabawy, a nie nauki - tłumaczy.

Z innego założenia wychodzą urzędnicy w Kaliszu. Podobne jak rodzice dzieci, mają oni nadzieje, że rząd "zmięknie", podobnie jak było to w przypadku tzw. "Matek I kwartału".

- Czekamy aż ministerstwo wycofa się że swojej interpretacji ustawy, co pozwoli rodzicom wnosić dobrowolnie opłaty za zajęcia dodatkowe odbywające się w przedszkolach - mówi Mariusz Witczak, naczelnik Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego w Kaliszu.
Dariusz Jaworski, zastępca prezydenta miasta Poznania zapewnia, że pracownicy wydziału oświaty są w stałym kontakcie z ministerstwem i innymi samorządami gminnymi.

- Analizujemy wraz z prawnikami informacje pojawiające się na stronie MEN - wyjaśnia wiceprezydent. - Dopiero po miesiącu zajęć będziemy w stanie ocenić, jaka kwota pozostanie nam z dofinansowania i ile miasto będzie mogło przeznaczyć na organizowanie zajęć dodatkowych dla wszystkich dzieci oraz rozwój dodatkowych miejsc przedszkolnych. Uważamy, że komitety rodzicielskie powinny mieć prawo podpisywania umów we własnym imieniu, ale niestety wobec obecnych analiz i interpretacji prawnych jest to niemożliwe.

Wyjście z sytuacji znalazły być może władze Krakowa. Tam rodzice podpisują umowę bezpośrednio z firmą zewnętrzną.
- Przedszkole udostępnia tylko salę, za co otrzymuje pieniądze. Dyrektorzy mają do tego prawo. Nie wiemy, jak odniesie się do tego pomysłu ministerstwo. Według nas jest to jednak zgodne z prawem - tłumaczy Katarzyna Fiedorowicz-Razmus, rzecznik krakowskiego magistratu.

Rozwiązania patowej sytuacji proponuje także Krystyna Łybacka, posłanka SLD i była minister edukacji. Jej zdaniem zaistniałą sytuację można rozwiązać na dwa sposoby.

- Pierwsze z nich to ingerencja samorządów w prace przedszkoli. Podam przykład Warszawy. Tam samorząd opłaca nauczycieli, językowców i animatorów - mówi Krystyna Łybacka.

Dodaje jednak, że jest to rozwiązanie najprostsze, ale i drogie. Kolejny sposób wymaga aktywności rodziców i nowelizacji ustawy o systemie oświaty.

- Dzięki poprawce rady rodziców mogłyby wykonywać czynności prawne, a co za tym idzie płacić za dodatkowe zajęcia. W przypadku rodziców, którzy nie mieliby pieniędzy, mogliby prosić samorząd o refundację. Sprawna nowelizacja ustawy to dwa tygodnie pracy - tłumaczy Krystyna Łybacka.

Współpraca Krystian Lurka, Beata Pieczyńska, DK

WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski