Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żałuje tylko, że nie został mistrzem Polski

Mariusz Kurzajczyk
Woźny występował w drugoligowej nie tylko z nazwy, ale grającej naprawdę na zapleczu ekstraklasy, której rywalami były m.in. Gwardia i Polonia Warszawa, Lech i Warta Poznań, Pogoń Szczecin, Piast Gliwice czy Śląsk Wrocław.

Pan Eugeniusz od dziecka mieszkał przy ul. Widok, gdzie nie brakowało miejsc do gry w piłkę. Jednym z pierwszych była... ulica Polna. Wtedy rzeczywiście polan, leżąca na skraju miasta, która od okolicznych pól i łąk odróżniała się tym, że była w miarę płaska, więc można było kopać futbolówkę. Przy Polnej stała też szkoła podstawowa pobudowana przez Repphana, a tuż obok niej powstało boisko Kolejarza Kalisz, niegdyś całkiem niezłej, A-klasowej drużyny, czyli grającej na tym samym poziomie co dziś KKS drużyny.

- Wtedy się szło grać albo do Stali, albo do Gwardii. Ja wybrałem ten drugi klub, bo grali w niej starsi koledzy z mojej ulicy: Rysiek Wojciechowski, Włodek Mikołajczyk i Włodek Cichy- opowiada pan Eugeniusz, który szybko piął się po szczeblach piłkarskich, grając w trampkarzach, juniorach i jednocześnie w drugiej drużynie, aż wreszcie w pierwszym zespole.

Wcześniej jednak miał przedsmak wielkiej piłki, bowiem w 1958 r. juniorzy prowadzeni przez trenera Wiktora Brolla zostali mistrzami województwa poznańskiego. Calisia doszła wówczas do ćwierćfinału mistrzostw Polski i w pierwszym spotkaniu pokonała Zawiszę Bydgoszcz.

- W rewanżu byliśmy faworytem, ale zagraliśmy osłabieni, bo Broll został trenerem pierwszej drużyny i zabrał do niej kilku kluczowych graczy – nie może odżałować Woźny.

Tymczasem Zawisza doszedł do finału, który odbył się jako przedmecz potyczki Polski i Węgier. Mistrzem została Wisła Kraków, a pan Eugeniusz wierzy, że mogła to być Calisia, która miała wyjątkowo mocną pakę. On szam szybko stał się podstawowym graczem drugoligowego zespołu, ale w 1960 r. został powołany do wojska i trafił do Grunwaldu Poznań.

Przyznaje, że źle nie miał, bo był elewem Wyższej Szkoły Wojsk Pancernych i jego podstawowym, zadaniem, było kopać piłkę. Inna sprawa, że ponad 100 godzin czołgami wyjeździł. Szkoły nie ukończył, bo po dwóch spóźnionych powrotach z przepustki został na krótko przeniesiony do kompanii wartowniczej, a stamtąd do oddziału „funkcyjnych”. To wtedy parol na niego zagięła poznańska Olimpia, z którą praktycznie się dogadał. Ostatecznie jednak z powodu choroby ojca wrócił do Kalisza i dalej kopał piłkę w Calisii, tyle że już w klasie międzywojewódzkiej. Mówi, że pożytek z tego był jeden, bo wreszcie skończył średnią szkołę.

Wcześniej był uczniem kaliskiego Asnyka, z którego z hukiem wyleciał przed maturą. W piątek, 1 maja odbyła się w szkole akademia, oczywiście obowiązkowa. Woźny w trakcie, korzystając z okna w ubikacji wymknął się na sparing do Ostrowa. Nie był sam. Dzień później jego i kolegów nie wpuszczono go do szkoły, informując, że mają dzień potem stawić się z rodzicami. Gdy przyszli, dyrektor Marian Stawicki odczytał komunikat, że wszyscy zostali relegowani ze szkoły.

- Z pomocą przyszedł mi Józef Gola, który był sędzią i działaczem w Calisii. Ponieważ przez kilka tygodni nie chodziłem do szkoły, musiałem zdać egzamin ze wszystkich przedmiotów i nauczyciel z matematyki, pamiętający różne wybryki podczas lekcji, mnie oblał – opowiada pan Eugeniusz.

Asnyka więc nie skończył, a dopiero po powrocie z wojska wraz z dwoma będącymi w tej samej sytuacji kolegami, został absolwentem Technikum Ekonomicznego.

Wtedy już pracował, bo z gry w trzeciej lidze trudno było wyżyć. Drugoligowa Calisia płaciła godziwie. 600 zł miesięcznie „na dożywianie” plus premia za wygrany mecz. To było 300 zł, ale na przykład za pokonanie Gwardii piłkarze dostali po 1500 zł! W tamtych czasach to był majątek.

Można tez było dorobić na wyjazdach zagranicznych z klubem lub kadrą województwa, w tym częstych meczach w NRD. Tam zabierało się kremy Nivea i papierosy Rarytas, a z powrotem przywoziło np. firanki. Z takiego klubowego wyjazdu pan Eugeniusz przywiózł kiedyś wózek spacerowy dla syna. Gdy w nocy wracał do domu, został zatrzymany przez patrol milicji. Funkcjonariusze uwierzyli, że to towar z NRD, a nie kradziony, dopiero wtedy, gdy wszystko zdjął z wózka i rozpakował.

Wracając do finansów klubowych. Sponsorów wówczas nie było i Calisia żyła przede wszystkim z biletów, a na mecze przychodziły tłumy. Z drugiej strony Woźny pamięta, jak po zgrupowaniu w Krakowie zespół nie mógł opuścić hotelu, bo skończyły się pieniądze. Rachunek uregulował prezes Czesław Zimny, który gotówkę pożyczył od... kamieniarza Węgierskiego, który miał zakład przy Lipowej.

W latach 60. było jeszcze gorzej. Pan Eugeniusz uważa, że ówczesnemu zarządowi nie zależało na awansie do drugiej ligi, bo przybyłoby obowiązków i problemów. Zespół spisywał się przyzwoicie w trzeciej lidze, choć bywały tygodnie, że praktycznie nie trenował.

- Treningi odbywały się po pracy, więc późną jesienią praktycznie po ciemku. Wychodziliśmy na boisko, pobiegaliśmy trochę i to wszystko. W pracy nie było taryfy ulgowej i na dłuższą metę taka gra nie miała sensu – opowiada kaliszanin.

Ona sam pracował najpierw w Spółdzielni Pracy Spedytor, skąd przeniósł się do Transbudu, w którym w ciągu 22 lat awansował z funkcji dyspozytora na dyrektora. Ciekawe, że jeszcze niedawno, mimo dawno skończonej siedemdziesiątki, jeździł ciężarówką, jako właściciel firmy i jedyny pracownik. Skończył, bo – jak mówi – pracy było mało, a opłaty i podatki wysokie. Teraz mam dużo wolnego czasu, więc wrócił do dawnej pasji, czyli... malowania obrazów. To przede wszystkim martwa natura, ale także pejzaże, a nawet portrety.

Z dawnych czasów ze szczególnym sentymentem wspomina dwa mecze. Z Gwardią Warszawa, bo bo był niezwykle zacięty, a Bolek Lewandowski stracił spodenki... Lewandowski przeniósł się do Warszawy z Calisii i bardzo chciał w Kaliszu zdobyć gola. W końcówce meczu goście mieli rzut rożny i - gdy Lewandowski wyskoczył do piłki – Józef Świercz złapał go za spodenki, ściągając je aż do kolan. Warszawiacy protestowali, ale sędzia nie zareagował i Calisia wygrała 2:0 i... spadła z drugiej ligi, a Gwardia awansowała do ekstraklasy. Trudno też zapomnieć potyczkę z Lechem Poznań, w którym pan Eugeniusz miał pilnować legendarnego Teodora Anioły i upilnował.

Szkoda, że dziś w Kaliszu już nie ma takich meczów i takich piłkarzy...

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski