Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zamiast pracy - nora i strach

Katarzyna Kamińska, Agnieszka Smogulecka
Polacy zrobili telefonem komórkowym zdjęcia „mieszkania”: Nie dla wszystkich wystarczyło pościeli, a nawet łóżek
Polacy zrobili telefonem komórkowym zdjęcia „mieszkania”: Nie dla wszystkich wystarczyło pościeli, a nawet łóżek Archiwum Ryszarda
Nawet kilkadziesiąt osób mogło zostać oszukanych przez gang Polaków, działający w Sheffield w Wielkiej Brytanii. Jeden z poznaniaków, który dał się nabrać na zamieszczoną w ogólnopolskiej gazecie ofertę pracy w tej miejscowości, uciekł do kraju po kilku dniach pobytu. Sprawą zajął się już gdański oddział Prokuratury Krajowej, bo to właśnie na Pomorzu jedna z ofiar gangu zgłosiła popełnienie przestępstwa. Poznaniak zapowiedział to jeszcze w tym tygodniu.

- Z moją grupą wylądowaliśmy w Liverpoolu, gdzie nikt z pośredników na nas nie czekał - opowiada Ryszard* z Poznania. - Kiedy zadzwoniliśmy do nich z pytaniem, czy ktoś nas odbierze, usłyszeliśmy wulgarną odpowiedź, że pośrednicy to nie taksówka. Po siedmiu godzinach czekania zjawili się jacyś ludzie, wepchnęli nas na pakę samochodu i powieźli w nieznanym nam kierunku.

Polacy jechali tak kilkadziesiąt kilometrów, w lutym, w czasie, gdy przez Anglię przetaczała się niespotykana wcześniej fala chłodu.

- Wieczorem dojechaliśmy do Sheffield - relacjonuje poznaniak. - Ulokowano nas w obskurnej norze, gdzie ludzie spali jeden przy drugim na podłodze. Za to "mieszkanie" skasowano od nas po 40 funtów, plus drugie tyle kaucji za ewentualne zniszczenia. A tam nie było nic, co nie byłoby już zniszczone!

Mężczyźni spędzili noc w mieszkaniu, ale już wtedy zaczęli mieć poważne wątpliwości co do warunków czekającej ich pracy.

- Podczas rozmowy telefonicznej, jeszcze w Polsce, usłyszeliśmy, że pracodawca nie wymaga ubrań roboczych, że wszystko dostaniemy na miejscu - mówi Ryszard. - W Anglii okazało się, że jest to jedno z wielu kłamstw, jakimi uraczyli nas pośrednicy. Więc kiedy tylko nadarzyła się ku temu sposobność, spakowaliśmy się i wróciliśmy do kraju.

Uciekli, ale o zwrocie pieniędzy za bilet lotniczy, transport, mieszkanie nawet już nie marzą.
Podobny horror przeżył Krzysztof z Gdańska, który miał pracować jako budowlaniec za stawkę 10 funtów na godzinę. Wprawdzie z lotniska do Sheffield jechał podstawionym przez pośredników busem (za transport musiał zapłacić), ale za to w pokoju, gdzie miał mieszkać, byli już Romowie. Zabrali mu jedzenie i rzeczy, które z sobą przywiózł. Został bez pieniędzy, jedzenia, miał spać na podłodze, bo w pomieszczeniu brakowało łóżek. Usłyszał, że musi płacić za to, że załatwili mu pracę. A ta była wyczerpująca, i na czarno. Ci, którzy próbowali dopominać się o pieniądze, byli zastraszani. Krzysztof uciekał z Wielkiej Brytanii z przekonaniem, że wydostał się z rąk mafii.

- Dwóch z nas tam zostało - wspomina Ryszard, który po roz-mowie z nami zdecydował się opowiedzieć swoją historię policjantom. - Kiedy ostatnio kontaktowaliśmy się, okazało się, że od dawna nie pojawił się u nich żaden z pośredników, a kolegom kończy się jedzenie i pieniądze. Boją się.
- Podobno tamtejsza policja nie ma ochoty zajmować się sprawami między Polakami - tłumaczy. - A mi to wygląda na jakąś mafię i obozy pracy.

Jako przykład podaje przypadek Piotra G. - też z Poznania. 33-latek przeczytał ogłoszenie o pracy dla budowlańców w gazecie. Oferta mamiła go zarobkiem 8 funtów za godzinę i zakwaterowaniem. Pojechał do Sheffield. Na lotnisku czekało na niego dwóch Romów. W budynku, do którego go zawieziono, panowały fatalne warunki. Gdy w nocy wrócili z pracy Polacy, którzy byli tam już od dłuższego czasu, usłyszał od nich, że muszą pracować po kilkanaście godzin dziennie, siedem dni w tygodniu. Każdy musiał zapłacić po 170 funtów, rzekomo za pozwolenie na pracę.

Gdańscy śledczy sprawdzają już, czy mogło dojść do handlu ludźmi. Pod tym pojęciem kry-je się bowiem nie tylko sprzedaż, ale także różne formy wyzysku przy użyciu podstępu czy wykorzystanie trudnej sytuacji. W grę wchodzą także oszustwa, praca niewolnicza, zastraszanie.

- Skali procederu jeszcze nie znamy. Oficjalne zawiadomienie o przestępstwie złożyła do tej pory tylko jedna osoba - mówi Joanna Kowalik-Kosińska z Biura Komunikacji Społecznej Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.

To właśnie tej jednostce, a dokładniej Wydziałowi Dochodzeniowo-Śledczemu prokuratura powierzyła prowadzenie postępowania.

- Dlatego apelujemy do osób, które były wykorzystywane w Wielkiej Brytanii, o kontakt - tłumaczy Romuald Piecuch z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. - Wystarczy zgłosić się do najbliższej jednostki policji. Tam zawiadomienie zostanie przyjęte, a następnie przesłane do Gdańska.

Joanna Kowalik-Kosińska dodaje, że można też zgłaszać się bezpośrednio do komendy w Gdańsku. W razie wątpliwości, najlepiej skonsultować się z funkcjonariuszami pomorskiej dochodzeniówki. Wystarczy zadzwonić pod numer telefonu 058 321 58 61 lub wysłać e-mail pod adres: [email protected].

* Imię bohatera tekstu zostało zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski