Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zastaw się, czyli gościnność po polsku [ROZMOWA]

Magdalena Baranowska-Szczepańska
Lubimy myśleć o sobie jako o gościnnym narodzie i jest to w opinii Polaków jedna z naszych głównych pozytywnych cech – mówi dr Tomasz Kozłowski, poznański socjolog.

Polska przez wieki słynęła z gościnności. Szlachcice mieszkający poza miastem nie mieli zbyt wielu rozrywek, więc chętnie witali gości. Polskie spiżarnie Sarmatów pełne były beczek solonych mięs, a piwnice nie domykały się od zapasów wina. Biesiadować potrafiliśmy przez kilka dni, wyposażając wszystkich na drogę w tzw. gościńce. Co dziś zostało nam z tamtej tradycji?
Zostało bardzo wiele. Lubimy gościć i być goszczonymi, celebrujemy te tradycje na najróżniejsze sposoby, od chwalebnego inicjowania sezonu grillowego, przez święta, aż po gale piosenki biesiadnej, gdzie właśnie polska gościnność jest opiewanym głównym bohaterem. Lubimy myśleć o sobie jako o gościnnym narodzie i jest to w opinii Polaków jedna z naszych głównych pozytywnych cech.

Czasy się zmieniły, ale chyba wciąż jednak różnimy się od innych narodów. W polskiej rzeczywistości nikt nie zaproponuje rodzinie czy przyjaciołom spotkania w kawiarni, ani noclegu w hotelu, ale zaprosi do domu, postawi obiad w myśl zasady postaw się, a zastaw i jeszcze odda własne łóżko. Cudzoziemiec wciąż w naszym kraju może się poczuć jak w domu...
Sądzę, że akurat na tym gruncie coś się zmienia. Wyjścia na miasto na dobre trafiają już do repertuaru form spotkań ze znajomymi. Lubimy zapraszać, stawiać kolejki, a rodzinne okazje często przenoszą się do restauracji. Tego rodzaju formy mogą wynikać z braku czasu i zabieganego życia, kiedy po prostu nie mamy możliwości urządzanie wszystkiego na własną rękę. Proszę zauważyć, że takie spotkania również mają całą paletę norm, również oczekuje się rewizyt, podstawowa zasada wzajemności wciąż działa. Inaczej sprawa ma się z noclegami.

Faktycznie w polskiej mentalności ugruntowało się przekonanie, że gościa trzeba przenocować i proponowanie hotelu jest czymś nie do końca na miejscu, bo wiąże się z wydatkiem, bo to otwarte manifestowanie, że ktoś stwarza nam kłopot. Nie jest powiedziane jednak, że ten pogląd również nie ulegnie przemianie.

Swoją gościnnością zachwyciliśmy kibiców Euro 2012. Wyjeżdżali oczarowani i głośno o tym mówili. My z kolei spodziewaliśmy się lawinowych odwiedzin, ogromnych kontaktów i wielkich zysków. Na nadziejach się jednak skończyło. Jak Pan myśli dlaczego?

Łączenie tych dwóch obszarów jest chyba zbyt daleko idącą próbą. Ale to właśnie tutaj przejawiać się może polskie przywiązanie do tradycji goszczenia. Chcemy pokazać się jak najlepiej, postawić się, z nadzieję, że przyniesie nam to w bliższej lub dalszej przyszłości konkretny profit, nawet jeśli przenosimy to na tak ogólne obszary jak gospodarka czy polityka. Nie dla wszystkich taki komunikat jest tak czytelny.
Wciąż lubimy imieniny u cioci, zastawiamy suto stoły i chętnie wznosimy toasty. Z badań wynika jednak, że to podczas świąt, które najczęściej spędzamy w rodzinnym gronie, najczęściej się kłócimy. Dlaczego tak się dzieje?
To zupełnie naturalne: z bliskimi łączą nas szczególne więzy emocjonalne, w związku z tym zasady współżycia społecznego, które stosujemy do innych, obcych (np. unikanie drażliwych tematów), w gronie rodzinnym mają mniejszą siłę oddziaływania. Mamy przekonanie, że w stosunku do bliskich wolno więcej, wypada o więcej pytać, domagać się odpowiedzi. Stąd też niepisana zasada, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, bo to właśnie to, co budzi największe emocje przyciąga uwagę najbliższych.

Poza tym rodzina zawsze była, jest i będzie pewną formą rynku, dystrybucji dóbr i usług. Jest wspólny interes, ale jest też całe mnóstwo pomniejszych interesów, które niekiedy stoją ze sobą w konflikcie. Rodzinne spotkanie często stwarzają okazję do manifestowania swoich intencji i budowania napięcia. Oczywiście – na szczęście – nie jest to regułą.

Zastanawiając się nad współczesną gościnnością, myślę o współczesnych kontaktach międzyludzkich. I na myśl mi przychodzą życzenia urodzinowe. Niegdyś składane osobiście, później telefonicznie, dziś już ograniczamy się do wpisu na FB lub wysłania SMS-a z ogólnym „wszystkiego najlepszego”. Niby wciąż się lubimy, szanujemy, ale chyba jednak wolimy takie wirtualne gościny niż tradycyjne spotkania. Jak Pan to skomentuje?
Do „wszystkiego najlepszego” ograniczamy się choćby z tego względu, że liczba naszych wirtualnych znajomych znacznie przewyższa tę rzeczywistą. W wyniku tego niemal codziennie ktoś ma jakąś okazję do życzeń, o czym internet skwapliwie nam przypomina. Nie sposób codziennie wzbijać się na wyżyny kreatywności i składać szczere życzenia od serca. Większość będzie życzyć „wszystkiego najlepszego”. Ale w stosunku do osób szczególnie ważnych taki skrót już nie do końca przejdzie. Na ogół zdobywamy się wówczas na bardziej bezpośrednią i przemyślaną formę. I dobrze.

Od kilku lat panuje moda na gotowanie. A jedzenie wiąże się przecież z goszczeniem. Czy to przypadkiem nie jest taki intuicyjny powrót do dawnej tradycji wspólnego biesiadowania przy stole?
Faktycznie wiele wskazuje na to, że Polacy są – przynajmniej w mediach – wręcz oszaleli na punkcie jedzenia i gotowania. Poza tym mnożą się blogi, strony internetowe pasjonatów kuchni, pojawiają nowe programy dla smakoszy. Jeśli już, powiedziałbym, że w dzisiejszych czasach taka „innowacyjność” na gruncie gotowania zyskała osobną wartość: świadczy o dużym szacunku w stosunku do gościa, ale jednocześnie jest okazją do pozycjonowania się, pokazania, że jest się w czymś naprawdę dobrym. Innymi słowy: lubimy być za nią chwaleni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski