Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbyszko Pawlak: Komunikacja w Poznaniu wymaga zmian

Danuta Okarma
Zbyszko Pawlak
Zbyszko Pawlak S.Seidler
Ze Zbyszko Pawlakiem, dziekanem Wydziału Zarządzania i Logistyki WSL, rozmawia Danuta Okarma

Czy Poznaniowi grozi komunikacyjny paraliż? Mam wrażenie, że zbliżamy się do tego.
Poznań już jest sparaliżowany! Proszę zwrócić uwagę, że jeszcze kilka lat temu po naszym mieście można się było poruszać swobodnie przynajmniej podczas weekendów. Teraz nawet w wolne dni jest to bardzo utrudnione. Wyjątkiem jest w zasadzie tylko okres wakacji, gdy znaczna część mieszkańców Poznania przebywa na urlopach. Przyczyn utrudnień komunikacyjnych jest wiele. Najważniejszą jest oczywiście słaba infrastruktura, która mniej więcej od końca lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku nie była praktycznie modernizowana i rozbudowywana. Wcześniej mieliśmy w Poznaniu kilka spektakularnych inwestycji drogowych - choćby trasę Krzy-woustego, wylot w kierunku południowym i zachodnim - które w tamtym czasie rozwiązywały problemy komunikacyjne i dawały pewną swobodę na następne lata. Dzięki temu kupiliśmy trochę czasu, ale ten czas został zmarnowany. Poznań coraz bardziej się rozrastał, przybywało ludności i samochodów, tymczasem w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych budowaliśmy niewiele. Sytuację zmieniło dopiero wejście Polski do Unii Europejskiej - pojawiło się nowe źródło finansowania. Dodatkowo władze zmobilizował wybór stolicy Wielkopolski na miejsce meczów eliminacyjnych Euro 2012. Sporo się dzięki temu zmieniło, ale wiele z tych inwestycji nadal nie jest zakończonych, niektóre trafiły do "zamrażarki" - mam na myśli choćby znaczne części tzw. III ramy komunikacyjnej, Brakuje środków, ale jest też kwestia priorytetów. Bo czy przebudowa stadionu to był trafny wybór, to się dopiero okaże.

PRL była krajem biednym, więc nie robiono wielkich inwestycji. Ale zabrakło chyba także wyobraźni.
Pamiętam gazety z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, które czytałem jako młody chłopak. Naśmiewano się w nich z mieszkańców amerykańskich miast, którzy w drodze do pracy po kilka godzin stali w korkach. Nasi decydenci powinni byli jednak zdawać sobie sprawę, że kongestia, czyli zatłoczenie na drogach komunikacyjnych, stanie się także udziałem Polaków. Powinni, ale zabrakło im wyobraźni. Proszę zobaczyć choćby Winogrady lub Rataje - wielkie osiedla, zamieszkałe przez tysiące ludzi, budowane już w latach siedemdziesiątych, a niemal zupełnie pozbawione w planach parkingów. W Poznaniu sprawa parkingów była zresztą przez długie lata tematem tabu. Dość powiedzieć, że gdyby nie deter-minacja zagranicznego kapitału, nie mielibyśmy dzisiaj w centrum miasta nawet jednego większego podziemnego parkingu. Budowano osiedla, na tysiące mieszkańców i nie dawano im możliwości parkowania samochodów. Mało tego, nie zawsze rozwiązywano nawet sprawę dojazdów z tych osiedli. Zatłoczone tramwaje lub autobusy to nie jest nowy problem.

Władzom zabrakło wyobraźni...

Wyobraźni i wizji zabrakło architektom, planistom, a przede wszystkim decydentom. Nie myślano perspektywicznie, choć wystarczyło przyjrzeć się problemom ówczesnych miast amerykańskich czy zachodnioeuropejskich. Ale były też przebłyski, czego przykładem jest plan tzw. szybkiego tramwaju. Prace nad nim sięgają lat siedemdziesiątych. W końcu pomysł zrealizowano. Niestety, błędnie, bo "wpięto" szybki tramwaj w istniejący system komunikacji, podczas gdy jego siłą była niezależność od dotychczasowej sieci linii tramwajowych. W efekcie akceptowalną przepustowość mamy dzisiaj tylko od osiedli Piątkowa i Winograd do sygnalizatora wjazdowego w węzeł mostu Teatralnego. Dopiero niedawno wrócono do poprzedniej koncepcji, próbuje teraz się włączyć do PST dawne tory odstawcze PKP oraz infrastrukturę dworca głównego. I bardzo dobrze, bo to jest przykład nowoczesnego myślenia. Tymczasem w Polsce nadal zbyt rzadko rozważa się wykorzystanie istniejącej infrastruktury kolejowej w transporcie miejskim. A mamy w Poznaniu idealne warunki do takiego mariażu, bo linie kolejowe schodzą się z różnych kierunków. Wystarczą na początek stosunkowo niewielkie inwestycje, np. wkomponowanie w istniejącą infrastrukturę kilku nowych dodatkowych przystanków (chociażby Poznań-Jeżyce, u zbiegu ulic św. Wawrzyńca i Żeromskiego), kupno bądź wzięcie w leasing kilkunastu szyno-busów i problem masowej komunikacji publicznej w naszym mieście - a właściwie nawet w dużej części aglomeracji poznańskiej - mógłby zostać w znacznym stopniu rozwiązany. Trzeba przecież pamiętać, że w Poznaniu z miejskiej infrastruktury komunikacyjnej korzystają nie tylko mieszkańcy naszego miasta, ale także okolicznych gmin, których tysiące przecież w stolicy Wielkopolski pracuje. A wobec nasilającej się tendencji do osiedlania się na terenach podmiejskich, liczba tych ludzi będzie rosła.

Od lat wielkie nadzieje pokłada się w transporcie publicznym. Ale to się jakoś nie udaje. Dlaczego?
Samochód cały czas pozostaje w Polsce oznaką prestiżu. Mam wrażenie, że młodzi ludzie z większą powagą podchodzą dzisiaj do egzaminu na prawo jazdy niż do matury. A po jego zdaniu natychmiast chcą mieć samochód. W efekcie w bardzo wielu rodzinach prawie każdy dorosły ma własne auto. W Poznaniu średnie napełnienie samochodu poruszającego się po mieście wynosi zaledwie 1,14 osoby - to znacznie mniej niż na Zachodzie. Niezbędna jest zmiana naszej mentalności, bo inaczej dojdzie do całkowitego zakleszczenia polskich miast. Polacy nie potrafią na przykład zorganizować się w 2-3 osoby wspólnie dojeżdżać do pracy. Każdy robi to swoim samochodem a transport publiczny z powodu ogólnej kongestii nie stanowi alternatywy. Nie udaje się również modyfikacja typowego czasu rozpoczynania i kończenia pracy firm, instytucji i urzędów, co natychmiast zmniejszyłoby przynajmniej częściowo zatłoczenie i poprawiło szybkość przemieszczania.

Być może potrzebny jest system, który będzie wspierał takie zachowania?
Bez wątpienia wymaga to działań ze strony władz miasta, a tego, niestety, w Poznaniu brakuje. Prosty sposób - bezpłatny lub ulgowy bilet na komunikację miejską (za okazaniem dowodu rejestracyjnego) dla osób, które rezygnują z jazdy swoim samochodem. Oczywiście, to już się robi, ale stanowczo zbyt rzadko. Inny sposób, znacznie już ostrzejszy, ale coraz bardziej niezbędny, to wprowadzenie specjalnych opłat za wjazd do miasta. Korzyści byłyby wielorakie, bo do kasy miejskiej wpływałyby dodatkowe pieniądze, mniej samochodów na ulicach ułatwiałoby wszystkim poruszanie się, mielibyśmy ponadto w mieście czystsze po-wietrze. Opłaty tego typu funkcjonują już w wielu miastach świata i dobrze spełniają swoją rolę. W Tokio, jednej z największych aglomeracji na świecie, obowiązują jeszcze bardziej restrykcyjne przepisy - otóż mieszkaniec stolicy Japonii nie może zarejestrować samochodu, jeśli nie wskaże wolnego (w sensie dyspozycji prawnej) miejsca do parkowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski