Zdrowym rozsądkiem w zaśmiecaczy

Zobacz komentowany artykuł: 120 dzikich wysypisk w dwa miesiące

Chętnych do pozbywania się śmieci w lesie, przy drodze czy choćby w kępie krzaków nie brakuje. Lekarstwem na ten kłopot miał być podatek śmieciowy. Płaci każdy bez wyjątku, miasto zapewnia dostęp do pojemników - to proste rozwiązanie miało skutecznie ukrócić zapędy „oszczędnych”, którzy zamiast płacić za wywóz śmieci, woleli cichcem zostawiać je w lesie. Trudno powiedzieć, czy podatek śmieciowy pod tym względem okazał się skuteczny, bo dzikie wysypiska, jak były, tak są. I nadal liczą się w setkach. Co więcej, te wcześniej zlikwidowane pojawiają się na nowo.

Motywacja wyrzucających śmieci gdzie bądź zwłaszcza w kontekście podatku śmieciowego pozostaje dla mnie tajemnicą. Jednak być może dzikie wysypiska należałoby potraktować tak jak ścieżki wydeptywane na trawnikach. Zamiast oburzać się na brak kultury, poszanowania przyrody i uczuć estetycznych bliźnich, przyjąć, że dla iluś osób wyrzucanie śmieci w tym, a nie innym miejscu jest racjonalnym wyborem. Jeśli tak - może po prostu wystarczyłoby postawić tam pojemniki i sprawa przestałaby istnieć.

Kolejna kwestia to likwidacja dzikich wysypisk na prywatnych terenach. Szukanie winnych, cała urzędnicza procedura polegająca na wezwaniu odpowiedzialnych do posprzątania trwa, a śmieci w tym czasie straszą dalej. Może warto te procedury skrócić i wreszcie skupić się na tym, by było posprzątane. Rachunek można zawsze wysłać później.