Kazimierz Zielenda z Rostarzewa przez 45 lat pracował jako zdun, stawiał piece i kominki. Przez większość czasu prowadził własny zakład. Do dziś odbiera telefony z propozycjami pracy. Okazuje się bowiem, że dziś trudno znaleźć fachowca w tym zawodzie. W poznańskiej spółdzielni Zdunów, Usług Budowlanych i Produkcji Różnej, zdunów nie ma już od ponad roku.
- To wcale nie jest tak, że zawód zduna ginie. Rzemiosło jest w tym sensie specyficznym zawodem, że w większości składa się z małych przedsiębiorstw, które są elastyczne i łatwo się dostosowują do rynku. W ten sposób z tradycyjnego kowala wyodrębnił się ślusarz oraz kowal, który wytwarza "cuda" z metalu - tłumaczy Marzena Rutkowska-Kalisz z Wielkopolskiej Izby Rzemieślniczej.
Stanisław Dudek prowadzi zakład introligatorsko-poligraficzny w Gnieźnie. Między drewnianymi deskami, przyciśnięte ciężarkami, leżą sklejone oprawy. Wśród nich książki, liczące sobie już ponad sto lat rejestry i kroniki. Większość rzeczy, które trafiają do zakładu pana Stanisława, nadaje się na pierwszy rzut oka na śmietnik. Jeśli to stara książka, trzeba ją rozebrać, na nowo skleić, dodać wzmocnienia i nową oprawę. Praca nad jednym zleceniem to co najmniej kilka dni.
- Klienci przynoszą rzeczy, których naprawy nikt inny się nie podejmie - mówi. - Ostatnio miałem do oprawienia książeczkę do nabożeństwa, która służy właścicielowi od pięćdziesięciu lat.
Natomiast Zbigniew i Andrzej Cieślińscy prowadzą rodzinny interes. Ojciec jest zegarmistrzem, a syn - złotnikiem. Przyznają, że z jednej rzeczy nie da się utrzymać. Zakład w tym samym miejscu powstał pokolenie wcześniej i utrzymuje się od 1939 roku.
- Zacząłem się uczyć w 1957 roku, mając 16 lat - wspomina Zbigniew Cieśliński. - Jestem z tego pokolenia, gdzie trzeba było mieć najpierw egzamin czeladniczy, po pięciu latach praktyki można było wystartować na egzamin mistrzowski. Wszystko się zdawało w Izbie Rzemieślniczej w Poznaniu - mówi.
W tym roku w Poznaniu do egzaminu na czeladnika zgłosiło się 4 tysiące osób. Chociaż coraz mniej absolwentów kończy gimnazjum, to liczba osób kształcących się w szkołach zawodowych jest od kilku lat stała. Zmieniły się tylko preferencje kandydatów. - Najpopularniejszymi zawodami są obecnie: fryzjer, stolarz, lakiernik, cukiernik, hydraulik i elektromechanik - wylicza Iwona Derda, z Wydziału Oświaty. - Pojedyncze egzaminy przeprowadzamy też dla osób, które uczą się na kierunkach złotnik-jubiler czy wulkanizator - dodaje.
Takie zawody jak kaletnik czy rymarz nie mają już nawet komisji egzaminacyjnej.
- Piece stawiało się w dwa dni, trzeba było własnoręcznie urobić nawet 200 kilogramów gliny, nie mówiąc już o cegłach i kaflach - opowiada Kazimierz Zielenda, który zrobił parę tysięcy pieców i kominków.
- Polacy zaczynają być zmęczeni chińską tandetą. Powoli odradza się na przykład krawiectwo miarowe, bo ludzie mają dosyć jednorazowych ubrań - mówi M. Rutkowska-Kalisz.
Nastolatków trudno jest jednak przekonać do uczenia się starych zawodów. - Zgłaszają się do nas pracodawcy, którzy chcą od ręki zatrudnić osoby potrafiące szyć i oferują całkiem dobre zarobki, ok. 1500 złotych netto. Są skłonni zatrudnić nawet uczniów - opowiada Grażyna Łakomiec, dyrektor Zespołu Szkół Odzieżowych w Poznaniu. - W czerwcu zgłosiła się firma z Murowanej Gośliny i staraliśmy się nagłośnić rekrutację. Niestety, nikt się nie zgłosił - mówi dyrektor Łakomiec.
Współpraca: Katarzyna Jąder, Iza Budzyńska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?