Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Zimny chirurg" skazany przez sąd na karę śmierci

Agnieszka Świderska
11-letnią Alinkę Kolanowski spotkał w drodze na cmentarz. Śmiertelny cios zadał jej w głowę kluczem francuskim. Odtworzył to później na wizji lokalnej
11-letnią Alinkę Kolanowski spotkał w drodze na cmentarz. Śmiertelny cios zadał jej w głowę kluczem francuskim. Odtworzył to później na wizji lokalnej archiwum
Był jednym z najbardziej odrażających przestępców, o jakich słyszał świat. Edmund Kolanowski, nekrofil i seryjny morderca w 1985 r. został skazany na karę śmierci. To jeden z ostatnich takich wyroków w Polsce.

4 listopada 1982 roku na poznańskich Naramowicach znika bez śladu 11-letnia Alinka. "Głos" publikuje jej zdjęcie i prośbę milicji o pomoc w poszukiwaniach. Ciało Alinki znaleziono miesiąc później. Jest okaleczone: morderca odciął jej piersi i narządy płciowe. Rozpoczyna się polowanie na Kolanowskiego. Milicja jeszcze nie zna jego tożsamości, ale zna już jego chore upodobania. Kilka miesięcy wcześniej z kaplicy na Naramowicach zniknęło ciało 69-letniej Katarzyny P. Nekrofil porzucił je na polu, okaleczając je w identyczny sposób, w jaki zrobił to później z Alinką.

70 LAT Z GŁOSEM WIELKOPOLSKIM! Zobacz więcej rocznicowych artykułów

Już po zabójstwie 11-latki Kolanowski dwukrotnie pojawia się na cmentarzu na poznańskim Miłostowie. Wykopuje zwłoki dwóch kobiet - Bogumiły M. i Barbary D. i wraca do domu z kawałkami ich ciał. Na początku maja 1983 roku udaje mu się uciec z zasadzki, którą milicja urządziła na cmentarzu na Miłostowie. Gubi go jednak porzucony papier z nadrukiem "Pollena Łaskarzew". Można go znaleźć tylko w dwóch zakładach w Poznaniu. Jednym z nich jest spółdzielnia, w której pracuje Kolanowski. 16 maja zostaje ujęty. Dopiero po czterech miesiącach decyduje się wyjawić makabryczną prawdę.

- Żądza posiadania narządów była mocniejsza - wyznaje milicjantom.

W trakcie śledztwa przyznał się jeszcze do dwóch zabójstw. Ciała 21-letniej Kazimiery G., którą miał zabić w 1970 roku w okolicach Baborówka, nigdy nie odnaleziono. Natomiast ciało 21-letniej Hanny S., którą zabił w maju 1981 roku w Wawrze, było okaleczone w charakterystyczny dla niego sposób. Przyznał się także do profanacji zwłok starszej kobiety w Nowej Soli w 1980 roku. Łącznie sprofanował zwłoki pięciu kobiet. Na sali sądowej wszystko odwołał, twierdząc, że jest niewinny, a milicja biciem wymusiła na nim zeznania. Sąd Wojewódzki w Poznaniu nie dał mu jednak wiary i 4 czerwca 1985 roku skazał go na karę śmierci przez powieszenie. Jak donosił "Głos", sąd uznał 38-letniego wtedy Kolanowskiego za przestępcę wyrafinowanego, wysoce niebezpiecznego i bez szans na resocjalizację. Wyrok wykonano 28 lipca 1986 roku w areszcie na Młyńskiej. Morderca i nekrofil został pochowany na cmentarzu na Miłostowie.

Kolanowski trafił do historii światowej kryminalistyki, która nie słyszała wcześniej o podobnym przypadku. Nie był jedynym mordercą z Wielkopolski, który zyskał ponurą sławę.

"Tadeusz Wencel został uznany za winnego zbrodni w ten sposób, że w dniu 25 sierpnia 1981 roku we Wronkach podczas odbywania kary pozbawienia wolności za podobne przestępstwo pozbawił życia współwięźnia przez uduszenie i za to został skazany na karę śmierci i pozbawienie praw publicznych na zawsze - tak brzmiał komunikat Sądu Wojewódzkiego w Pile, który ukazał się 15 lipca 1983 roku na łamach "Głosu".

Tadeusz Wencel był inspiracją dla Władysława Pasikowskiego. Monolog współwięźnia Franza otwierający "Psy 2" mógłby być prawdziwym monologiem Wencla. Swoją pierwszą ofiarę, Janinę M., zabił w 1976 roku. Poznał ją na melinie w Świeciu. Zbliżały się święta. Wencel namawiał kobietę, by odwiedziła dzieci. Sam wychował się bez matki. Kiedy Janina przyznała mu się, że nie spędziła Wigilii z dziećmi, tylko na melinie, udusił ją. Jako motyw zbrodni podał, że źle się prowadziła i zaniedbywała dzieci. Nie żałował również swojej kolejnej zbrodni, którą popełnił, siedząc już we Wronkach. Jan G., recydywista, wydał na siebie wyrok, gdy skomentował zamach na Jana Pawła II: "Te głupki nie potrafiły zabić papieża. Ja bym to lepiej zrobił za butelkę wina". Wyrok na Wenclu wykonano 7 lipca 1983 roku.

W tym samym czasie Poznań żył procesem Grzegorza Tyklewicza, seryjnego mordercy. Wyrok skazujący go na karę śmierci przez powieszenie sąd ogłosił 14 lipca 1983 roku przy sali pełnej publiczności. Jak relacjonował "Głos", oskarżyciel w mowie końcowej kilkakrotnie podkreślał, że Tyklewicz nie posiada żadnych cech ludzkich. Zabił dwie kobiety i taksówkarza, któremu nie chciał zapłacić za kurs. Jedną kobietę zabił za to, że odmówiła mu seksu. Drugą za to, że chciała go za dużo. Wyrok na Tyklewiczu wykonano 30 maja 1985 roku.

Jeszcze dwukrotnie po Tyklewiczu na Młyńskiej miał się rozlec trzask zapadni. 25 lipca 1986 roku powieszono Mariusza Radomskiego, zabójcę taksówkarza, skazanego przez sąd w Szczecinie, trzy dni później Kolanowskiego. Była to ostatnia egzekucja w Poznaniu i jedna z ostatnich w Polsce.

Ostatnie egzekucje

Ostatnia publiczna egzekucja odbyła się 21 lipca 1946 roku w Poznaniu. Na stokach Cytadeli powieszono wtedy nazistowskiego zbrodniarza Arthura Greisera, skazanego za ludobójstwo. W 1988 r. przeprowadzono w Polsce ostatnią egzekucję - w gdańskim areszcie stracono Pawła Tuchlina, skazanego za zabójstwo 11 kobiet. W tym samym roku wprowadzono moratorium na wykonywanie najwyższej kary. W 1997 r. zastąpiono karę śmierci dożywotnim więzieniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski