Bo postawili granicę przeciwnikom szczepień, którzy - wbrew temu co mówią - nie tyle korzystają z własnych praw, ale naruszają cudzą wolność i cudze prawa.
Po pierwsze, prawo ich własnych dzieci do wyrastania w zdrowiu, z ograniczonym ryzykiem zapadania na choroby zakaźne i ich powikłania. Przecież to nie nieszczepiący rodzice, jeśli szczęście nie dopisze, będą umierali na podostre stwardniające zapalenie mózgu (powikłanie odry), zmagali się z efektami zapalenia stawów lub wątroby (powikłania ospy).
Przy dużym pechu skutki decyzji o niezaszczepieniu przeciwko różyczce mogą dotknąć wnuczę jej autorów. Może urodzić się z poważnymi uszkodzeniami, jeśli na różyczkę zachoruje niezaszczepiona przyszła młoda mama.
Co wtedy? Wnuk zażąda od dziadków odszkodowania? Nawet jeśli je otrzyma - nie przywróci mu ono zdrowia i sprawności.
Przekroczeniem własnej wolności jest także narażanie innych dzieci - tych zaszczepionych, ale też tych, które szczepień nie przeszły z powodów medycznych na kontakt z potencjalnie groźnymi chorobami.
Zwłaszcza korzystając z miejsca utrzymywanego z pieniędzy podatnika rodzice mają prawo oczekiwać, że ich dzieci będą bezpieczne. Szczepienia zaś to taki sam środek bezpieczeństwa jak piorunochron czy uziemienie w gniazdku. Nikt rozsądny nie zgodziłby się na ich demontaż. I tak należy traktować decyzję radnych.
Jak słusznie zauważył Alexis de Tocqueville: „wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka”. Najwyższa pora powiedzieć głośno, gdzie ta granica przebiega. I wreszcie na serio zacząć jej bronić.
Sprawdź też:
Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?