Szereg kontroli w Szpitalu Powiatowym w Międzychodzie oraz w przychodni lekarza rodzinnego. Oprócz tego postępowanie wyjaśniające prowadzone przez prokuraturę i Rzecznika Praw Pacjenta. To skutek tragicznego zdarzenia, które miało miejsce w środę 7 września w Międzychodzie.
Czytaj poprzedni tekst:
Eugeniusz Gorajski zmarł w swoim mieszkaniu przy ul. Szpitalnej, choć to znajduje się 100 m od Szpitala Powiatowego w Międzychodzie. Kiedy źle się poczuł, rodzina wezwała pogotowie ratunkowe. Po kilkunastu minutach karetki ciągle nie było, choć powinna pojawić się już po 6 minutach (tyle bowiem wynosi mediana czasu dotarcia na miejsce Zespołu Ratownictwa Medycznego w Między-chodzie). Mężczyzna tracił oddech, więc żona z córką same próbowały mu pomóc. Po 10 minutach żona wybiegła do Szpitala Powiatowego i tam na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym prosiła o pomoc. Powiedziano jej, że musi czekać na karetkę. Wróciła więc do domu. Po około pół godzinie przyjechała karetka z odległego o 15 km Sierakowa. Międzychodzka była ponoć w tym czasie w Nowym Tomyślu. Niestety, było już za późno. Pan Eugeniusz zmarł.
Służby wojewody wielkopolskiego wyjaśniają sprawę. Tomasz Stube z biura prasowego poinformował nas, że ze wstępnych ustaleń wynika, że do pacjenta nie mogła dojechać karetka z Międzychodu, bo ta w tym czasie transportowała innego pacjenta w stanie zagrożenia życia z podejrzeniem udaru. Dlatego zadysponowano karetkę z Sierakowa, która wg urzędników dojechała do pacjenta w ciągu 17 minut. Inaczej twierdzi jednak rodzina zmarłego, która dwukrotnie dzwoniła pod numer alarmowy 112. Najpierw wzywając pogotowie, a potem po 18 minutach ponaglając. Do tego czasu ratowników na miejscu nie było. Ostateczne ustalenia wojewody mają być znane pod koniec miesiąca.
Czytaj: Błagali o pomoc, ale jej nie dostali. 59-latek zmarł
Sytuację braku reakcji pracowników SOR tłumaczył Maciej Bak, dyrektor Szpitala Powiatowego w Międzychodzie.
- To przykre zdarzenie. Niestety, od kilku lat to nie szpital obsługuje ratownictwo medyczne w naszym rejonie. Zgodnie z przepisami, jeśli pacjent nie znajduje się na SOR, to nie możemy mu udzielić pomocy. W takich wypadkach może to zrobić tylko lekarz rodzinny lub właśnie pogotowie ratunkowe - wyjaśniał nam zaraz po tragedii.
To właśnie na międzychodzki szpital spadły największe słowa krytyki. Po naszych artykułach wojewoda wielkopolski zlecił kontrolę w lecznicy. O to samo poprosił NFZ. Sprawą zainteresowały się też ogólnopolskie media.
Postępowanie wyjaśniające wszczęła również Prokuratura Rejonowa w Szamotułach, która będzie sprawdzać, czy szpital nie naraził pacjenta na utratę zdrowia lub życia.
Czytaj: Błagali o pomoc, ale jej nie dostali. 59-latek zmarł
- Postępowanie zostało wszczęte z urzędu - mówi Anita Blajer-Lechwacka, zastępca prokuratora rejonowego.
Pan Eugeniusz od blisko 20 lat leczył się kardiologicznie. Kilka dni przed śmiercią gorzej się czuł. Udał się do swojego lekarza rodzinnego. Z relacji rodziny zmarłego wynika, że ten miał wykonać badanie EKG, zapisać dodatkowe krople i odesłać pacjenta do domu. Dlatego też wojewoda wielkopolski zlecił kontrolę także lekarza rodzinnego.
Czytaj poprzedni tekst:
- Ta sytuacja pokazuje, że system nie działa dla ludzi. Człowiek błaga o pomoc, a jej nie dostaje i umiera niemal przed szpitalem. Każdy tylko zasłania się procedurami i przepisami. My nie walczymy o odszkodowanie czy o ukaranie winnych. Dlatego też nie zgodziliśmy się na sekcję zwłok taty. Chcemy tylko, by to zdarzenie wywołało refleksję u tych, którzy mojemu tacie nie dali szansy na dalsze życie - podsumowuje Katarzyna Gorajska, córka zmarłego.
Historią pana Eugeniusza zainteresował się również Rzecznik Praw Pacjenta.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?