PRZECZYTAJ TAKŻE:
Reforma nauczania: Albo humanista, albo matematyk?
Od kilkunastu lat, każdy kolejny minister edukacji ma nowy, rewolucyjny pomysł na uleczenie polskiej szkoły. Najpierw ratunkiem i nowoczesnym powiewem dla skostniałego systemu miały być gimnazja. Bo ośmioletnia szkoła podstawowa była zła, podobnie jak czteroletnie licea ogólnokształcące. Nowy podział miał wpłynąć na rozwój uczniów, jakość nauki, lepsze wyniki.
Co nam dało gimnazjum? Wzrost agresji wśród nastolatków i kolejne egzaminy. Mnóstwo papierkowej roboty dla nauczycieli, nowe podręczniki, nową podstawę programową. Nowe czyli lepsze? Niekoniecznie. Z roku na rok widać, że sześcioletnia podstawówka i trzyletnie gimnazjum nie uczą wcale lepiej niż ich ośmioletnia poprzedniczka. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że gorzej. Świadczą o tym wyniki końcowych egzaminów, z roku na rok coraz słabsze.
Co pokazują? Uczniowie nie czytają tekstów ze zrozumieniem, robią błędy ortograficzne, stylistyczne, interpunkcyjne, mają kłopoty z liczeniem. Po co mają czytać książki, skoro byli i tacy ministrowie edukacji, którzy kanon lektur zmienili i pozwolili czytać tylko fragmenty dzieł literackich. Od pogłębiania wiedzy ważniejszy był dla nich mundurek, od egzekwowania wiedzy - amnestia maturalna. A to, że uczniowie nie potrafią wykorzystać zdobytej wiedzy w praktyce, nikogo nie interesuje. Bo i po co? Jak wszystko mogą znaleźć w internecie...
Wybierając liceum ogólnokształcące, które od września będzie funkcjonowało inaczej, uczniowie muszą wiedzieć: co chcą studiować po maturze i w jakim zawodzie pracować. Pierwsza klasa będzie kontynuacją nauki w gimnazjum, a od drugiej klasy liceum - będą się specjalizować: humanistycznie, matematycznie lub przyrodniczo. Uczyć się w rozszerzonej formie tylko tych przedmiotów, które chcą zdawać na maturze. Resztę w skróconej wersji. Powiedzmy sobie wprost: po łebkach. I za trzy lata - ci sami uczniowie przystąpią do nowej, zreformowanej, lepszej - według urzędników - matury. Jak ona będzie wyglądać? Trudno powiedzieć, bo urzędnicy nadal nad nią pracują.
Mam jednak wrażenie, że ostatnie reformy szkół powstają zza biurka, bez znajomości realiów szkoły. Bez dostosowania programu do potrzeb i możliwości intelektualnych młodzieży, uczelni wyższych, gospodarki. Bez konsultacji z nauczycielami - praktykami. Bo przecież najprościej sprawdzać uczniów. Test pokaże, co potrafią. I będzie tak jak z egzaminem z matematyki - wszyscy mówią, że potrzebny, niezbędni i ważny. A co piąty maturzysta go nie zdaje. Ciekawe dlaczego? Nowe matury w 2015 roku i tak obnażą słabość tej reformy. Bo tak jest z każdą zmianą wprowadzaną przez ministrów edukacji narodowej. A skoro naprawdę chcą sprawdzić, a przy okazji zmienić jakość nauczania, powinni wrócić do szkoły. I to do uczniowskiej ławki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?