Czytaj także:
Ponura tajemnica rodziny
Poznań: Piękna historia o poruczniku, opiekunie pamięci
Uczniowie i nauczyciele ze Szkoły Podstawowej w Radawnicy od 2008 roku opiekują się pomnikiem upamiętniającym żołnierzy poległych w styczniu 1945 roku w walkach o wieś Grudna, położoną nad rzeką Gwdą. W ubiegłym roku nauczycielka historii Mariola Gliniecka wraz z dyrektor Małgorzatą Wojtkiewicz postanowiły, że spróbują odnaleźć rodziny żołnierzy.
- Najpierw musieliśmy ustalić, gdzie oni się urodzili. Potem spróbowałyśmy dotrzeć do szkół w tych miejscowościach, ale żadna nie odpowiedziała. W końcu postanowiłyśmy, że umieścimy ogłoszenie w gazetach - tłumaczy Mariola Gliniecka.
12 lutego 2010 roku jedno z takich ogłoszeń ukazało się w "Głosie znad Niemna". Po kilku tygodniach do szkoły przyszedł list z Białorusi od Bernardy i Maryji, córek szeregowego Józefa Niedźwieckiego. "Czy to naprawdę odnalazł się grób naszego ukochanego tatusia? Przecież już straciliśmy nadzieję na to" - pisały kobiety. - Kiedy czytałyśmy ten list, popłakałyśmy się - wspomina dyrektor szkoły Małgorzata Wojtkiewicz.
Siostry opisały wzruszającą historię kobiety, która nagle została z trójką dzieci. Kiedy w 1944 roku 33-letni Józef Niedźwiecki został wysłany na front, w domu została 26-letnia żona i trójka dzieci: 5-letnia Bernarda, rok młodsza Maryja i Ksawery, który miał dopiero rok i trzy miesiące. "Gdyby opisać, co przeżyła po wojnie z trójką maleńkich dzieci, nie wystarczyłoby całego zeszytu. Oprócz dzieci doglądała chorą, leżącą w łóżku matkę męża. I to nie przez rok, nie dwa, a 12 lat!" - piszą siostry o swojej matce.
Żona Józefa Niedźwieckiego zmarła w 1983 roku, nigdy nie dowiedziała się, gdzie został pochowany jej mąż. Nie żyje też syn Ksawery.
- Zaprosiliśmy córki Józefa Niedźwieckiego do Polski, aby w końcu mogły zobaczyć grób ojca, który znajduje się w Złotowie. Miałyśmy świadomość, że nie będzie im łatwo wyjechać z Białorusi, ale szukałyśmy wsparcia. Siostry napisały jednak, że nie czują się już na siłach na taką podróż - mówi nauczycielka historii.
Niespodziewanie 3 listopada przyszedł e-mail od wnuka poległego żołnierza. Dla kamuflażu mężczyzna napisał, że 9 listopada przyjadą na "wojskowy pogrzeb"...
- Najpierw pomyślałyśmy, że będą chcieli zorganizować pogrzeb w swoim obrządku, dopiero po chwili zrozumiałyśmy, że to szyfr - tłumaczy dyrektor.
Po e-mailu nie było żadnej informacji. Nauczycielki zwątpiły już w przyjazd. Nagle wczoraj, podczas apelu, odezwała się komórka Małgorzaty Wojtkiewicz. Córka Niedźwieckiego dzwoniła, by powiedzieć, że jest już w Polsce i ze swoim wnukiem jedzie do Radawnicy!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?