Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żona walczy o zdrowie męża, teraz zamierza pozwać szpital

Karolina Koziolek
Jestem dla Wojtka - mówi Kamila Kurasz.
Jestem dla Wojtka - mówi Kamila Kurasz. fot.Kamila Kurasz
Poznali się w 2003 roku, oboje pochodzą ze Stęszewa pod Poznaniem. Po ślubie w 2007 roku zamieszkali w Rosnówku, koło Komornik, gdzie Wojciech Kurasz wybudował dom dla ich rodziny. Po dwóch latach małżeństwa, w Stęszewie doszło do wypadku, po którym lekarze nie dawali mu żadnych szans na przeżycie.

Czytaj także:
Rehabilitacja chorych leży na łopatkach
Błąd lekarza pogrąży szpital w Poznaniu
Przez błąd lekarza nie będzie mogła mieć już dzieci?

To był listopad 2009 roku. Przyczyną wypadku był prawdopodobnie krwotok mózgowy, co spowodowało, że mężczyzna stracił przytomność i wjechał pod nadjeżdżającego tira. Od tamtego czasu pani Kamila przychodziła do szpitala o 6 rano, a wychodziła po południu, żeby zajmować się wówczas kilkumiesięczną córką.

- To były dla nas trudne chwile - przyznaje Kamila Kurasz, która od tamtego czasu życie podporządkowała rehabilitacji męża.

Wojciech leżał w szpitalnym łóżku przez kilka tygodni, nie było z nim kontaktu.

- Ale ja cały czas do niego mówiłam. Opowiadałam, co będziemy robić, kiedy wyzdrowieje. Lekarze powtarzali, że to, co robię, nie ma sensu, że Wojtek mnie nie słyszy - wspomina Kamila Kurasz.

Ze szpitala w Puszczykowie Wojciech Kurasz wrócił do domu, gdzie regularnie przychodził rehabilitant.

- Wojtek miał być rośliną, ale ja cały czas do niego mówiłam, a w końcu zaczęłam go wozić prawie codziennie na rehabilitację do Puszczykowa. Jego stan ciągle się poprawiał - wspomina Kamila Kurasz.

1 marca, cztery miesiące po wypadku, w dniu swoich urodzin mężczyzna zaczął chodzić. Dwa tygodnie później, w dniu pierwszych urodzin ich córki, zaczął mówić.

- Wcześniej, kiedy leżał w śpiączce, mówiłam mu, że zobaczy, że na urodzinach Jaśminy zaśpiewa jej "Sto lat". I zaśpiewał - opowiada kobieta. Radość nie trwała jednak długo. Już dzień później coś zaczęło dziać się z jego okiem. - Pulsowało, więc natychmiast pojechałam na oddział ratunkowy do szpitala przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu - wspomina.
Tam, jak relacjonuje Kamila, przyjmująca ich lekarka stwierdziła, że mają przyjechać za trzy dni, kiedy będzie ordynator. Gdy przyjechali po weekendzie, zlecono mężczyźnie badanie rezonansem. Miało zostać przeprowadzone za dwa dni. Było za późno. W nocy z 15 na 16 marca Wojciech doznał krwotoku i wrócił do stanu, w którym był zaraz po wypadku.

- Proces rehabilitacji zaczął się od początku - żali się Kamila Kurasz.

W kwietniu, kiedy rodzina ponownie stanęła w dramatycznej sytuacji, kobieta postanowiła założyć fundację, która zbierałaby pieniądze na rehabilitację męża.

- Zostaliśmy bez pieniędzy, odkąd Wojtek miał wypadek. Ja nie pracuję. Utrzymujemy się dzięki pomocy przyjaciół, zbiórek w kościołach, dzięki fundacji - mówi Kurasz.

Teraz idzie na wojnę ze szpitalem, który - jej zdaniem - przyczynił się do choroby męża. Jej adwokat dodaje, że wkrótce skieruje sprawę do sądu.

- Analiza dokumentacji wykazuje, że lekarze w tym wypadku mogli podjąć bardziej zdecydowane działania i uratować zdrowie klienta - mówi mecenas Bartłomiej Janyga.

Szpital na tym etapie nie chce komentować sprawy. Kto chciałby pomóc rodzinie, może napisać na adres e-mailowy [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski