Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużel: Nie musimy się wstydzić - mówi ojciec Przemysława Pawlickiego

Tomasz Sikorski
Piotr Pawlicki (z prawej) znakomicie się rozumie z aktualnym trenerem Unii Romanem Jankowskim. W przeszłości obaj stanowili o sile leszczyńskich Byków
Piotr Pawlicki (z prawej) znakomicie się rozumie z aktualnym trenerem Unii Romanem Jankowskim. W przeszłości obaj stanowili o sile leszczyńskich Byków Fot. Grzegorz Dembiński
Z Piotrem Pawlickim, ojcem Przemysława Pawlickiego na temat jego startu w Grand Prix, rozmawia Tomasz Sikorski

Jak Pan oceni występ syna w niedawnym, leszczyńskim turnieju Grand Prix?

Piotr Pawlicki: - Nie mamy się czego wstydzić. Nie możemy też sobie zarzucić, że czegoś nie dopilnowaliśmy, nie zrobiliśmy wszystkiego, tak jak należało. Do pełni szczęścia zabrakło tylko jednego punktu, który pozwoliłby Przemkowi pojechać w półfinale, w miejsce Kennetha Bjerre. Awans do decydującej części zawodów na pewno byłby sporym osiągnięciem. Cóż, w sporcie nie wszystko się jednak udaje.

PRZECZYTAJ TAKŻE:
Żużel: Bracia Pawliccy powalczą w Gorzowie o Złoty Kask
Żużel: Pawliccy w finale Złotego Kasku

Po świetnych pierwszych dwóch wyścigach Przemek był liderem i wydawało się, że pewnie awansuje do półfinału. Czego zabrakło w drugiej fazie zawodów?

Piotr Pawlicki: - Ogromny wpływ na jego końcowy wynik miały pola startowe. W swoich trzech ostatnich biegach Przemek dwukrotnie jechał z czwartego i raz z trzeciego toru. Spod bandy w całym turnieju tylko Jarkowi Hampelowi udało się wygrać wyścig. I to tylko dlatego, że na dystansie zdołał minąć rywali, bo start przegrał.

Występ w Grand Prix to chyba ogromny zastrzyk wiedzy i doświadczenia dla tak młodego żużlowca?

Piotr Pawlicki: - Dla nas wszystkich to ogromna nauka. W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować za to, że Przemek otrzymał dziką kartę i mógł się sprawdzić w rywalizacji z najlepszymi żużlowcami świata. To naprawdę duża sprawa. Oczywiście gdyby przywiózł same zera, nasze samopoczucie byłoby teraz kiepskie. Mam jednak wrażenie, że wykonaliśmy dobrą robotę. W sumie, po rundzie zasadniczej Przemek miał tylko cztery punkty mniej od najlepszych po tej części turnieju, czyli Andreasa Jonssona i Jasona Crumpa. Szkoda tylko, że to nie wystarczyło, aby pojechać w półfinale. W sobotę, w Lesznie stawka była jednak bardzo wyrównana. Zawodnicy, którzy wygrywali jeden wyścig, w następnym przyjeżdżali na metę bez punktu.

Start w zawodach o tak dużą stawkę wiąże się również z ogromną presją...

Piotr Pawlicki: - Jadąc z dziką kartą nerwy i emocje na pewno są większe niż w sytuacji, gdy się startuje w tego typu imprezach regularnie, co dwa tygodnie, bo wtedy to coś zwyczajnego. Dla nas zawody w Lesznie to było święto. Przemek jechał na swoim torze, przed własnymi kibicami i za wszelką cenę chciał się pokazać z jak najlepszej strony, żeby nikogo nie zawieść. Głównie tych, którzy w nas uwierzyli i starali się, aby nam tę dziką kartę zapewnić. I chyba ta sztuka się udała. Wykonaliśmy swoją pracę tak jak należy. Ja z występu syna na pewno jestem zadowolony.

Kiedy zobaczymy Przemysława Pawlickiego jako stałego uczestnika cyklu Grand Prix? Bo to przecież jego największe marzenie.

Piotr Pawlicki: - To wszystko prawda, ale trzeba zwrócić uwagę na jeden dość istotny fakt. Taki mianowicie, że w ostatnim czasie, żaden z młodych zawodników nie przebił się z marszu do Grand Prix. Wyjątkiem jest tylko Emil Sajfutdinow. Reszta ma z tym kłopoty, więc nie ma sensu pchać się do tego cyklu na siłę. Na wszystko przyjdzie odpowiedni czas.

Rozmawiał Tomasz Sikorski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski