Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużel. Ogniska, debiutanci, zakazane szampany i Dzikus. Kto weźmie tropikalny Gorzów?

Piotr Olkowicz
Bartosz Zmarzlik wielokrotnie wygrywał na stadionie im. Edwarda Jancarza w Gorzowie Wielkopolskim
Bartosz Zmarzlik wielokrotnie wygrywał na stadionie im. Edwarda Jancarza w Gorzowie Wielkopolskim Adam Jastrzębowski
Przed nami drugie spotkanie żużlowej elity w tym roku na polskiej ziemi. Na stadionie im. Edwarda Jancarza w Gorzowie Wielkopolskim odbędzie się kolejny turniej z cyklu Grand Prix. Po czterech zawodach, liderem klasyfikacji GP jest dwukrotny mistrz i aktualny wicemistrza świata, Bartosz Zmarzlik.

W Gorzowie atmosfera przygotowań naznaczona jest atmosferą wydarzeń z ostatnich dni i tygodni. Można by rzec odbywały się one pod czujnym okiem policji badającej interesujące ją wątki po aresztowaniu byłego prezesa Stali oraz związane z rozliczeniami miejskich dotacji na klub, który posiada również sekcję piłki ręcznej mężczyzn. Kiedyś ze stadionu na policję zwyczajowo chodziło się na drugą stronę ulicy Kwiatowej na obiad do tamtejszej kantyny. Dziś policjanci nie muszą nawet odpalać radiowozu, aby znaleźć się w siedzibie klubu i poprosić o interesujące prokuratorów dokumenty.

Dyskretne wsparcie

Przed laty było spokojniej. Gorzów debiutował jako organizator rundy SGP przed jedenastu laty. To była wtedy ostatnia runda cyklu, na którą Greg Hancock przyjechał tylko po to, by odebrać złoty medal, jaki zapewnił sobie dwa tygodnie wcześniej w Chorwacji. Mimo tego wygrał z 11. punktami zawody przerwane po czterech seriach z powodu deszczu.
Szanse na srebro za plecami Jankesa miał wówczas Jarosław Hampel, ale kiedy zanosiło się na deszcz, nie pomagał mu jego rywal Tomasz Gollob, zaś w kolejnym biegu starający się o to srebro Andreas Jonsson otrzymał dyskretne wsparcie od kolegi z reprezentacji Trzech Koron Antonio Lindbacka. Jasnym się stało, iż wobec opadów kwestia srebra i brązu została rozstrzygnięta na naszą niekorzyść. O dwa oczka.

Kłopoty z deszczem

Hancock świętował swój drugi wtedy mistrzowski tytuł w sposób osobliwy. Z grupą najwierniejszych przyjaciół rozpalili na paddocku mini ognisko, nad którym czynili zaklęcia. Z sympatii do mistrza nikt nie robił z tego problemu, deszczyk kropił delikatnie i nikomu nie przychodziło do głowy, że dekadę później z powodu ognia na stadionie jakieś zawody mogą być nieukończone.
Rok później za kontuzjowanego w Kopenhadze Hampela do Gorzowa przyjechał absolutny debiutant w cyklu, rezerwowy Martin Vaculik ze Słowacji. Przyjechał i od razu wygrał! W końcowej fazie zawodów dostroił się w końcu idol miejscowych Tomasz Gollob, który zaczął swoje wyścigi seryjnie wygrywać, lecz na jego nieszczęście deszcz przed wielkim finałem zaczął padać o pięć minut za wcześnie. Na lekko zmoczonym torze ówczesny kapitan miejscowej Stali zaczął się ślizgać, przegrał start i przyjechał w najważniejszej gonitwie wieczoru ostatni za plecami debiutanta, Bartosza Zmarzlika.

Fatalny początek

Przeżyłem wówczas jeden z najzabawniejszych momentów podczas pracy za mikrofonem. Turniej komentowałem w towarzystwie Patryka Dudka, który w trakcie transmisji otrzymywał bogatą korespondencję sms-ową. Kiedy okazało się, że na podium stanie Zmarzlik, Patryk w pewnym momencie zaczął trząść się ze śmiechu. Zapytałem co go tak rozbawiło. Okazało się, że to pytanie od Kacpra Gomólskiego – jak Zmarzlik napije się na podium szampana, skoro nie ma jeszcze skończonych 18-u lat? Pytanie było w punkt. Bartek szampanem głównie się polewał.
Rok później Gorzów zdobył wspomniany Hampel. A zaczął fatalnie! Po dwóch seriach miał na koncie 0 i 1 punkt. Zmobilizował się w końcówce turnieju i z trudnych pól startowych wygrywał bezdyskusyjnie. Osobliwą ciekawostką (prawdopodobnie druga taka sytuacja nie miała nigdy miejsca) jest to, że jego kompani z podium, czyli Chris Holder i Tai Woffinden również zaczęli jazdy od ostatnich miejsc, by na koniec dnia zebrać wszystkie puchary.
W 2014 roku Hampel przechodził poważny kryzys formy. Dość powiedzieć, że Gorzowie nie zdobył nawet punktu, w jednym z biegów będąc wyprzedzonym przez rezerwowego Łukasza Kaczmarka, znanego bardziej z roli mechanika „Dzikusa” z filmu Doroty Kędzierzawskiej pt. „Żużel”, niż samego ścigania na szlace.

Poważny crash

Hampela zastąpił doskonale jadący po raz kolejny z dziką kartą Zmarzlik, który wygrywając przed własną publiką został najmłodszym zwycięzcą rundy GP w historii. Mając circa 19 i pół roku na karku.
Tamte zawody przeszły do historii jeszcze z jednego powodu. Otóż poważny crash spowodowany przez Nielsa Kristiana Iversena, w którym uczestniczył Greg Hancock przerwał jego serial wszystkich odjechanych turniejów od początku cyklu w 1995 roku. Na przestrzeni lat uzbierało się tego 177 mistrzowskich spotkań, i mimo, że „Grin” pojawił się dwa tygodnie później w Danii, w Vojens, z rywalizacji zmuszony był się wycofać.
Wspomnień tego typu można by zebrać jeszcze kolejnych „naście” akapitów, lecz najważniejszymi przed tegorocznymi zmaganiami wydają się seria trzech kolejnych czwartych miejsc w finałach w wykonaniu „local hero”, tj. Pana Bartka oraz serial cyklicznych miejsc na podium w wykonaniu Taia Woffindena, który bilans jazd SGP w Gorzowie ma tak naprawdę lepszy niż „Bartula”. Po drodze niegościnnym zawodnikom Stali zdarzało się okupować całe podium, dwa razy w finałach, a raz na podium meldował się wspomniany komentator Dudek, a ostatni covidovy, dwudniowy weekend z GP w 2020 roku zakończył się najpierw zwycięstwem Zmarzlika, choć gołym okiem widać było, że najszybszy na obiekcie jest Fredrik Lindgren. Szwed wziął drugiego dnia co swoje, czyli największy puchar, kiedy jego najgroźniejsi konkurenci poodpadali w półfinałach.

Deszcz czy deszczyk?

Tydzień temu ostatnią próbę przećwiczenia gorzowskiej nawierzchni mieli reprezentanci Sparty Wrocław. Miejscowi bohaterowie robili z nimi praktycznie co chcieli, a największą zdobycz (12 punktów plus dwa bonusy) pokwitował posiadacz dzikiej karty Szymon Woźniak.
Przyjezdni mają ciągle o czym myśleć. Rekordzista gorzowskich rund SGP, czyli „Tajski” nazbierał siedem punktów w tyluż samo wyścigach. Czyli słabizna. Niewiele lepiej kąsali Maciej Janowski oraz Dan Bewley, choć jak stwierdził ten ostatni dorobek 12. oczek w siedmiu wyjazdach niczego nie urywa.
Na zachodnie rubieże nadciągają tropikalne upały i pewnie bez letniej burzy się nie obędzie. Pytanie tylko czy utrudni ona rozegranie turnieju jeszcze przed jego rozpoczęciem czy dopiero w trakcie. Jedno nie ulega wątpliwości, wielkość opadu będzie implikować końcowe rezultaty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Żużel. Ogniska, debiutanci, zakazane szampany i Dzikus. Kto weźmie tropikalny Gorzów? - Sportowy24

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski