Żużel: Rozpoczął się okres transferowy

Z czołowej dziesiątki cyklu Grand Prix zdecydowana większość zawodników pozostanie wierna swoim dotychczasowym pracodawcom. Z tego grona do wzięcia są w zasadzie jedynie Greg Hancock, Nicki Pedersen i Matej Zagar, których kluby spadły z Enea Ekstraligi. Tego ostatniego można nawet z tej listy skreślić, bo Słoweniec jest już po słowie ze Stalą Gorzów, w której z powodzeniem jeździł jeszcze w sezonie 2012.

O powrocie, ale do Tarnowa myśli z kolei Hancock. Amerykanin od dawna jest numerem jeden na liście życzeń trenera Marka Cieślaka. Problem w tym, że na południu Polski się nie przelewa i szefowie Unii myślą raczej o zatrzymaniu dotychczasowej kadry. Z tym też może być problem, bo coraz głośniej mówi się o innym come backu, Macieja Janowskiego do Wrocławia, gdzie mają nadejść lepsze dni.

Najwięcej problemów ze znalezieniem klubu może mieć Pedersen, który nie dość, że bardzo ceni swoje umiejętności, to jeszcze nie ma zbyt dobrej reputacji w wielu polskich klubach, o kibicach nawet nie wspominając. Nazwisko Duńczyka pada jednak w kontekście Unibaksu Toruń, który w przypadku obniżenia kary za walkower chciałby stworzyć prawdziwy dream team.

Alternatywą dla Pedersena jest Patryk Dudek, który nie może dojść do porozumienia ze Stelmet Falubazem. - Syn jest wychowankiem, a tych zawsze traktuje się gorzej. Wygląda więc na to, że będziemy musieli odejść, by wreszcie nas doceniono. Unibax? Nie ukrywam, że jest mocno zainteresowany Patrykiem - mówi w mediach Sławomir Dudek, ojciec zawodnika, który w przyszłym sezonie będzie już startował jako senior.

Ewentualny transfer Dudka do Torunia byłby dużym policzkiem dla klubu z Zielonej Góry. Ten zresztą już też kombinuje, załatwiając polskie obywatelstwo dla młodego i chyba jeszcze bardziej utalentowanego od Dudka, Aleksandra Łoktajewa, który ze względu na limit KSM poprzedni sezon musiał spędzić w Bydgoszczy.

W Lesznie, na tle wymienionych wcześniej ekip, panuje względny spokój. W klubie prowadzone są rozmowy z dotychczasowymi zawodnikami, by przekonać ich do podpisania aneksów w umowach. Na razie toczą się one w dość wolnym tempie, co oznaczać może tylko tyle, że oczekiwania zawodników są jak na razie niewspółmiernie do możliwości finansowych klubu.

Nowe twarze w Unii? Na razie konkretów brak. Inna sprawa, że na rynku brakuje żużlowców, którzy byliby realnymi wzmocnieniami Byków, a przy tym mieliby rozsądne wymagania. Okres transferowy w polskiej Enea Ekstralidze z rozsądkiem mało ma zresztą wspólnego. I nie zmieni tego żaden Regulamin Finansowy, który właśnie wszedł w życie.

Nie od dzisiaj przecież wiadomo, że nasi prezesi są mistrzami w obchodzeniu tego typu sztucznych ograniczeń. Można więc być pewnym, że otwarte właśnie okienko transferowe sypnie niespodziankami. W tym roku kluby muszą się spieszyć, bo budowanie drużyn trzeba będzie skończyć do 15 grudnia.

Wcześniej, bo do końca listopada kluby muszą złożyć dokumenty pozwalające im przystąpić do procesu licencyjnego. I tu dopiero może być problem, bo większość z nich ma przecież zobowiązania wobec zawodników. Zaczyna się więc gorący okres w polskim żużlu.