Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żużel: W Gnieźnie coś pękło, a Byki nadal zadziwiają

TS
Matej Zagar lubi mówić, to co myśli
Matej Zagar lubi mówić, to co myśli Dawid Stube/Fotostube
13. runda Enea Ekstraligi okazała się wyjątkowo pechowa dla żużlowców Lechmy Startu. W meczu ze Stalą Gorzów gnieźnianie mieli zwycięstwo na wyciągnięcie ręki, ale w ostatnim wyścigu ich marzenia o trzech punktach pękły niczym bańka mydlana.

Na stadionie przy ul. Wrzesińskiej pękło jednak coś jeszcze. Matej Zagar po meczu nawet nie krył, że sytuacja finansowa klubu jest "ciemniejsza od czarnej", a działacze już na głos zastanawiają się, jaki jest sens drenować klubową kasę i do końca rozgrywek jeździć w optymalnym składzie.

Czytaj też:
ŻUŻEL: Start Gniezno - Stal Gorzów - Matej Zagar klubie i juniorach

Można więc w ciemno założyć, że w najbliższych dniach sporo się będzie w Gnieźnie działo, a czołowi do tej pory zawodnicy staną przed dylematem, czy jechać za połowę kasy, czy też dać sobie spokój i skupić się na innych rozgrywkach niż Enea Ekstraliga.

Nie wiadomo też, jaka będzie przyszłość trenera Stefana Anderssona, o którym prezes Arkadiusz Rusiecki nie tak dawno stwierdził, że zarabia bardzo godne pieniądze. Szwed zastąpił w Gnieźnie Lecha Kędziorę i miał tchnąć w drużynę nowego ducha, jednocześnie wyciągając ją ze strefy spadkowej.

Niewiele z tego wyszło, bo po remisie ze Stalą szanse beniaminka na uniknięcie degradacji zmalały niemal do zera.
- Nie wiem, co teraz będzie. Nie zastanawiam się nad tym. Jestem rozczarowany tym, co się wydarzyło. Nie tak to miało wyglądać - stwierdził po meczu Andersson.

Pewnie, że nie tak. I nie dotyczy to tylko okresu pracy szwedzkiego szkoleniowca. Jak dzisiaj wyglądałaby tabela, gdyby Lechma Start wygrała choćby na własnym torze z PGE Marmą i Stalą Gorzów? Trudno jednak zwyciężać w meczach na styk, skoro w każdym z nich zawodził jakiś zawodnik. A w takim przypadku, to nawet najlepszy trener świata nie jest w stanie nic zrobić.

Sztukę wygrywania ważnych spotkań do perfekcji opanowali za to żużlowcy Fogo Unii. Im w tym sezonie także zdarzają się słabsze momenty, ale jak trzeba wygrać, to wygrywają. Tak było choćby w niedzielę w Bydgoszczy, gdzie Byki pojechały bez kontuzjowanych Fredrika Lindgrena i Tobiasza Musielaka.

- Po czwartkowej przegranej w Rzeszowie byliśmy niesamowicie zdeterminowani i żądni zwycięstwa. No i dopięliśmy swego. Cały zespół pojechał na piątkę. Nie mieliśmy słabych punktów . To była dobra robota w naszym wykonaniu - cieszył się po meczu trener Roman Jankowski. W dobrych humorach byli też żużlowcy.

- Potrzebowaliśmy tych punktów, bo one pozwalają nam realnie myśleć o awansie do czołowej czwórki. Po wygranej w Bydgoszczy nie będziemy jednak nosili głowy wysoko w chmurach, bo przed nami jeszcze kilka bardzo ważnych spotkań i do końca trzeba będzie zachować koncentrację - dodał Grzegorz Zengota.

Byki mają jednak teraz już z górki. Z Włókniarzem Częstochowa i Unią Tarnów, z którymi walczą o wspomnianą czwórkę pojadą przecież na własnym torze. Na stadion Smoczyka przyjedzie też Stal Gorzów, a do tego zespół z Leszna czekają jeszcze wyjazdy do Gniezna oraz Torunia. Przynajmniej w czterech z tych spotkań biało-niebiescy mają szanse na punkty.

Jeśli je rzeczywiście zdobędą, to pojadą o medale. Byłaby to spora niespodzianka, bo odmłodzona Fogo Unia po stracie swojego lidera Jarosława Hampela przed sezonem nie była raczej stawiana w gronie faworytów Enea Ekstraligi. To jednak tylko pokazuje, że prezes Józef Dwo-rakowski zna się na swojej robocie jak mało kto.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski