Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zygmunt, chyba jesteś wujkiem Angeli Merkel!

Maciej Roik
Rodzina Rychlickich - chłopak w środku to L. Kazmierczak, dziadek A. Merkel
Rodzina Rychlickich - chłopak w środku to L. Kazmierczak, dziadek A. Merkel
On: Zygmunt Rychlicki, przez 28 lat księgowy w poznańskich zakładach Cegielskiego, dziś emeryt. Ona: Denise Rychlicka, również emerytka. Przez lata pracowniczka banku. Oprócz nich jest córka Alicja i czworo wnuków: Agnieszka, Adam, Tomek i Ola. Wszyscy są rodziną kanclerz Niemiec Angeli Merkel. Dowiedzieli się o tym w piątek 15 marca.

Halo, ja w sprawie Zygmunta Rychlickiego, tego od kanclerz Niemiec - słyszę w słuchawce dwa dni po sensacyjnych informacjach o poznańskich korzeniach kanclerz Niemiec.

- Coś pan o nim wie? - pytam.

- Tak, to ja. Możemy się spotkać. Mogę co nieco opowiedzieć o swoim wujku Ludwigu, jej dziadku - słyszę.

Czytaj także:

Wujek Angeli Merkel mieszka na os. Kosmonautów w Poznaniu. I ma pamiątki po jej ojcu! [ZDJĘCIA]

To był pierwszy kontakt ze strony poznańskiej rodziny Angeli Merkel. Po krótkiej rozmowie Rychlicki zaprasza nas do swojego domu na poznańskim os. Kosmonautów.

- Jak pamiętam Ludwiga? Wysoki i przystojny. Typ sportowca - wspomina. - Widziałem go raz w życiu, kiedy w 1943 roku przyjechał do Poznania na pogrzeb swojej matki, mojej babci Ani. Wtedy zabrał mnie do piekarni i kupił bułki z makiem. Jemu sprzedali, bo był Niemcem, a to była przecież okupacja. Dziś to śmiesznie brzmi, ale dla mnie to było duże wydarzenie.

Dziadek Angeli Merkel nazywał się Ludwig Kazmierczak i pochodził z Poznania!

W domu Rychlickiego o Ludwigu Kazmierczaku nie mówiło się inaczej jak wujek Stasiu. A z jego synem Horstem Kasnerem, ojcem Angeli Merkel, utrzymywali kontakt przez wiele lat.

- W latach 80. w liście pisał o swoich dzieciach. Dlatego wiedziałem, że Angela studiuje chemię. Ale nigdy nie przypuszczałem, że to właśnie ona jest dzisiaj kanclerzem Niemiec - wspomina Rychlicki.

Karta meldunkowa Ludwiga Kaźmierczaka, dziadka Angeli Merkel z adnotacją, że 1 listopada 1915 r. został powołany do służby wojskowej,

Poznański ślad dziadka Angeli Merkel. Najpierw Grobla, potem...

Niemieckie sensacje i poznańskie poszukiwania

Środa 13 marca. Monachijski dziennik Sueddeutsche Zeitung publikuje sensacyjne informacje z najnowszej biografii kanclerz. Wynika z nich, że dziadek Angeli Merkel wychował się w Poznaniu. A na dodatek był stuprocentowym Polakiem. Niemieccy dziennikarze piszą, że Ludwig Kazmierczak wyjechał ze stolicy Wielkopolski w 1915 r. Na stałe do Poznania nie wrócił nigdy. W 1926 r. w Berlinie urodził mu się syn - Horst Kazmierczak. W 1930 r. rodzina zmienia nazwisko na Kasner. A przyszła kanclerz rodzi się jako Angela Kasner. Po takich informacjach w Polsce zawrzało.

Dziennikarze rzucili się do poszukiwania korzeni. Następnego dnia po opublikowaniu informacji Archiwum Państwowe w Poznaniu przeżyło oblężenie. Jego pracownicy na kolejne prośby grupy dziennikarzy przekopywali się przez stosy pożółkłych dokumentów. Na stole lądowały akta ślubów i zgonów. Nie brakowało też pruskich dokumentów meldunkowych.
Wniosek? To wszystko prawda! Ludwig Kazmierczak, dziadek kanclerz Niemiec faktycznie pochodzi z Poznania. Urodził się tam w 1896 roku jako nieślubne dziecko służącej Anny Kazmierczak i Ludwiga Wojciechowskiego. Ojciec małego Ludwiga natychmiast zniknął z jego życia. Matka wprowadziła się wraz z synem do mieszkania swojej matki Apolonii z domu Bilewicz. Ten budynek wciąż istnieje przy ulicy Grobla 14. W 1901 roku Anna Kazmierczak bierze ślub z robotnikiem Ludwikiem Rychlickim, synem szewca, mieszkańcem poznańskiej ulicy Za Bramką. Między 1902 a 1906 rokiem na świat przychodzą kolejne dzieci Rychlickich: Józef, Helena, Marianna i Jan (obie córki umierają jeszcze jako dzieci). Gdzie mieszkali w tamtym czasie? Nie wiadomo. Z akt wynika jedynie, że w 1913 roku rodzina przeprowadziła się na ulicę Piekary 5. Stojąca tam wówczas kamienica została zniszczona w 1945 roku podczas walk o Poznań.

Jak wynika z akt meldunkowych, 1 listopada 1915 roku Ludwig Kazmierczak, dziadek Angeli Merkel zostaje powołany do wojska. Dzisiaj można tylko spekulować, gdzie służył. Pewne jest jedno - do Poznania nigdy nie wrócił na stałe.

- Może czuł się Niemcem? A może nie miał do czego wracać? - zastanawiała się Elżbieta Rogal, z Archiwum Państwowego w Poznaniu dzień po doniesieniach o korzeniach kanclerz Niemiec.

- Pole do spekulacji było ogromne. Po pierwsze: dokumenty mówiły wyłącznie o suchych faktach. Po drugie: Ludwik Rychlicki, nigdy nie usynowił przyrodniego syna. Czyżby rodzinny konflikt?

Po rodzinie zostały tylko groby?

Relacje rodzinne mogą przybliżyć tylko żyjący krewni. Tymczasem w dzień po publikacji w "Sueddeutsche Zeitung", informacji nie było zbyt wiele.

Pewniki: W 1913 roku Ludwik Rychlicki miał dwóch przyrodnich braci - Jana i Józefa. A rodzina mieszkała w budynku przy ul. Piekary w Poznaniu jeszcze w czasie okupacji. Z karty meldunkowej wynika, że Józef miał dwoje dzieci: Zygmunta i Elżbietę, które urodziły się kolejno w 1934 i 1936 roku. Nie ma słowa o późniejszej przeprowadzce. Nie wiadomo też, co się działo z Janem. Nieco więcej informacji można znaleźć o Józefie. Został wywieziony w czasie wojny na roboty do Niemiec. Po wojnie wrócił. I do 1943 roku mieszkał w Poznaniu.

Poznański ślad dziadka Angeli Merkel. Najpierw Grobla, potem Piekary... [ARCHIWALNE DOKUMENTY]

Dzięki miejskiej wyszukiwarce grobów udaje się odnaleźć mogiły krewnych Angeli Merkel. I tak Anna Rychlicka z domu Kazmierczak, jej prababcia, jest pochowana na cmentarzu Górczyńskim (zmarła w 1943 r.). Razem z nią leży tam również córka Elżbieta, która zmarła w 1992 r. oraz Cecylia Rychlicka, żona Józefa Rychlickiego. Ten ostatni zmarł w 1971 r. i jest pochowany na cmentarzu junikowskim. Groby udało się odnaleźć. Udaje się ustalić, że żyje Zygmunt Rychlicki, wujek Angeli Merkel. Ma 79 lat. Gdzie mieszka? Czy coś wie? Próbowaliśmy to ustalić w Wydziale Spraw Obywatelskich Urzędu Miasta. Niestety, bezskutecznie. Postanawiam, że w pierwszym artykule o poznańskich korzeniach Angeli Merkel poproszę o kontakt Zygmunta Rychlickiego lub osoby, które coś o nim wiedzą. Szczęśliwie, następnego ranka odbieram telefon od jedynego w Polsce wujka Angeli Merkel.

Wielkie zamieszanie

- Zadzwonił do mnie kuzyn z Cieszyna i powiedział, że jest jakieś zamieszanie z Rychlickimi. I zapytał, jak nazywał się mój dziadek? - Zygmunt Rychlicki stara się chronologicznie uporządkować wydarzenia sprzed kilkunastu dni. - Ja mówię, że Ludwik. A on na to: to ty chyba jesteś wujkiem Angeli Merkel!

Nazajutrz rano 78-latek znalazł informację w "Głosie Wielkopolskim".
- Poczułem się jak poszukiwany - śmieje się. I zaznacza: - Od razu pomyślałem, że nie ma co się ukrywać. Ale nie miałem pojęcia, że sprawa nabierze takiego tempa.

Zaczęli się zgłaszać kolejni dziennikarze.

- Wszyscy chcieli rozmawiać. Ale ja niewiele pamiętam - nie ukrywa wujek pani kanclerz.

Jako jedni z pierwszych spotkaliśmy się z nim w mieszkaniu na osiedlu Kosmonautów. I od razu udało się uzyskać odpowiedź na podstawowe pytanie: Dlaczego Ludwig Kazmierczak nie wrócił do Poznania po 1915 roku?

- To nie była kwestia żadnego rodzinnego konfliktu - podkreśla Rychlicki. - Wujek Stasiu przyjeżdżał do Poznania kilkakrotnie jeszcze przed wojną. A w latach 30. w Berlinie odwiedzał go wujek Jan, brat mojego ojca. Do dzisiaj w domu mamy paszport, jaki wówczas musiał sobie wyrobić.

Pytanie dlaczego został w Berlinie?

Dlaczego dziadek Agneli Merkel nie wrócił do Poznania?

- Wiem, że miał żonę z Elbląga, ale nie mam pojęcia, dlaczego wspólnie postanowili zamieszkać w Niemczech. Mogę się tylko domyślać, że szukał lepszego życia. Wiem, że Ludwig był policjantem w dzielnicy Pankow i dobrze mu się wiodło - zaznacza wujek Angeli Merkel.

W mieszkaniu Rychlickich nie brakuje rodzinnych pamiątek. Na fotografiach można odnaleźć dziadka i babcię Angeli Merkel z jej ojcem Horstem. A także archiwalne zdjęcia rodziny Rychlickich, która przechadza się po ulicach Poznania. Jest też list, który w 1986 roku Horst Kasner, ojciec Angeli Merkel, wysłał w związku ze śmiercią swojego wujka - Jana Rychlickiego.

Ja na tym tracę. Dosłownie

- Co my z tego mamy? Głównie zamieszanie i psychiczne obciążenie - podkreśla Denise Rychlicka. A jej mąż dodaje ze śmiechem: - Ja poniosłem bardzo konkretne straty. Od momentu, kiedy to wszystko się zaczęło, straciłem 4,5 kilograma.

Bo Zygmunt Rychlicki nigdy na takim "świeczniku" nie był. Większość życia przepracował w zakładach Hipolita Cegielskiego w Poznaniu. Był fachowcem w dziale zbytu. Potem pracował jako księgowy dla prywatnych spółek. A przez jakiś czas był wiceprezesem firmy zajmującej się montażem telegazety w telewizorach. To było spokojne życie. Podobną, stateczną biografię ma jego żona Denise, która całe życie przepracowała w banku.

- To było dla nas ogromne zaskoczenie - nie ukrywa Denise Rychlicka. - Kiedy się dowiedziałam, byłam kompletnie oszołomiona. Od lat 50. wiedziałam, że mąż ma wujka w Niemczech. I że on ma dwie córki Angelę i Irene oraz syna Marcusa. Ale że Angela jest dzisiaj kanclerzem, to my bladego pojęcia nie mieliśmy.

Jak sami twierdzą, szanse na kontakt są mocno ograniczone. I nie chodzi tylko o to, że z kanclerz spotkać się trudno. Obydwoje nie mówią po niemiecku.

- Spędziłem kilka miesięcy w szkole niemieckiej podczas okupacji, ale z kanclerz z pewnością bym nie porozmawiał - żartuje Zygmunt. I dodaje: - Dlatego o spotkanie zabiegać nie będę. Każdy ma jakąś dalszą rodzinę. Poza tym jak ją tu przyjąć. Gdyby Angela Merkel przyjechała w odwiedziny, to dopiero byłoby zamieszanie na naszym osiedlu.

Żarty żartami, ale Rychlickim nie zawsze jest do śmiechu. Do ich nowej rodziny nie wszyscy podchodzą z uśmiechem i dystansem. Zdarzają się też złośliwe i pełne nienawiści komentarze.

- Wysłałam gazetę z artykułem o pochodzeniu kanclerz do koleżanki z Inowrocławia. W środę zadzwoniła, że nieopatrznie otworzyła paczkę przy listonoszce. Ta jak to zobaczyła, to wyzwała nas od volksdeutschów. Rozumie pan? Za co? Za to, że wujek męża wyjechał do Niemiec?!! - denerwuje się Denise Rychlicka.

Do sprawy ze stoickim spokojem podchodzą z kolei wnuki. Tomek, który na co dzień pracuje w serwisie AGD i RTV w Poznaniu mówi wprost:

- Nawet się tym przed znajomymi nie chwalę. Bo co to za informacja? Każdy ma gdzieś daleką rodzinę, która może robić różne rzeczy. Nasza, jak się okazało daleka, ciotka jest kanclerzem Niemiec. Tylko co z tego, skoro i tak nie utrzymujemy ze sobą kontaktu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski