Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żywa historia poznańskich ogrodów zoologicznych

Marta Danielewicz
Słonica Kinga od zawsze była ulubienicą tłumów. Do dziś wspominają ją niektórzy mieszkańcy Poznania, gdy odwiedzają Słoniarnię w Nowym Zoo
Słonica Kinga od zawsze była ulubienicą tłumów. Do dziś wspominają ją niektórzy mieszkańcy Poznania, gdy odwiedzają Słoniarnię w Nowym Zoo archiwum zoo
To dla nich, przez cały rok dzieci i dorośli przychodzą do Nowego i Starego Zoo. Kultowe zwierzaki stanowią żywą historię ogrodów zoologicznych.

Był wspaniałej urody z piękną, ciemną grzywą sięgającą po brzuch. Jako trzynastolatek sam próbowałem głaskać go przez kraty, co było dla mnie sprawdzianem odwagi... - tak dr Jan Śmiełowski, dawny dyrektor ogrodów zoologicznych, wspomina swoje pierwsze spotkanie z królem zwierząt.

Podobnych wspomnień nie tylko wśród pracowników zoo, ale wśród samych poznaniaków jest wiele. Od dziesięcioleci całe rodziny odwiedzają zwierzęta, te znajdujące się za murem ogrodu przy ulicy Zwierzynieckiej, jak i te poza centrum miasta, w Nowym Zoo. Troszczą się o nie, czasem karmią, głaszczą, nadają im imiona. Jacy są prawdziwi mieszkańcy poznańskich ogrodów zoologicznych.

Królowa Starego Zoo
- Historia Starego Zoo rozpoczyna się od lwa Ajaksa i jego samicy Simby - rodziców licznego potomstwa. Ich linia wywodzi się od samca Brutusa przewiezionego w 1945 roku ze zniszczonego wrocławskiego Zoo do Łodzi, skąd przybył nasz Ajaks - wspomina Jan Śmiełowski.

Chociaż króla zwierząt już nie ma w poznańskim zoo, to wciąż absolwenci „Marcinka” wspominają jego ryk, który echem niósł się do I Liceum Ogólnokształcącego. Krąży anegdota, że ile razy Ajaks zaryczał, taki numer był odpytywany z dziennika.

Hipopotama Jurka też już nie ma wśród mieszkańców zoo, ale nie wypada i o nim nie wspomnieć. Wielu poznaniaków kojarzy go z typowej dla niego porannej toalety. Zdarzało się, i o to bardzo często, że Jurek rozpryskiwał swoje odchody ogonem, nierzadko opryskując stojących zbyt blisko gapiów. Jurek wywodził się z rodziny hipopotamów nilowych, które pojawiły się w zoo w 1945 roku.

- Przywieziono wówczas samca i dwie samice z Wrocławia i Łodzi. Jurek był ostatnim okazem tego gatunku, urodzonym w zoo w Budapeszcie. Otrzymaliśmy go w ramach wymiany, m.in. za bizony urodzone w naszym zoo - mówi Jan Śmiełowski.

Jurek był pozbawiony charakterystycznych dla tego gatunku okazałych zębów, w tym pokaźnych kłów. Jego wady wynagradzał bardzo łagodny charakter. Nieraz pozwalał się podrapać publiczności po pysku, opartym o ogrodzenie. Jurek przez lata zamieszkiwał budynek, w którym dziś mieszczą się toalety dla odwiedzających.

- Zmarł w wyniku pylicy płuc w 1993 roku, a jego ciało z małej stajni trzeba było wyciągnąć za pomocą potężnego dźwigu z sąsiedniego MPK. W ten sobotni poranek - zoo do momentu wywiezienia hipopotama było zamknięte dla publiczności - dodaje J. Śmiełowski.

Niekwestionowaną królową poznańskich ogrodów zoologicznych po dziś dzień jest słonica Kinga. Chociaż nie ma jej wśród nas od 1996 roku, to w sercach poznaniaków zapisała się na stałe.

- Do dziś, gdy oprowadzamy zwiedzających, to na wybiegu słoni dziadkowie i rodzice opowiadają swoim dzieciom o Kindze. Kinga była i jest niezastąpiona - mówi Grażyna Krzesińska z działu dydaktycznego Nowego Zoo.

Samica przyjechała do ogrodu przy ulicy Zwierzynieckiej 8 września 1955 roku. Miała wtedy 3,5 roku a ważyła jedyne... 740 kilogramów! Była siódmym słoniem indyjskim, który zamieszkał na terenie Starego Zoo. Sama przywieziona została zresztą z północnych Indochin. Była pupilem ówczesnego dyrektora ogrodu doktora Bolesława Witkowskiego. Imię nadali jej czytelnicy „Gazety Poznańskiej”. W ogłoszonym przez nią konkursie, nadeszło 250 tys. listów!

W pierwszą niedzielę po pojawieniu się Kingi w ogrodzie, dokładnie 12 września 1955 roku, zoo przeżyło prawdziwe oblężenie. By zobaczyć słonia przyszło aż 15 tysięcy ludzi. Jednak ci pracownicy, którzy pamiętają Kingę, wiedzą, że zwierzę miało charakterek. Kinga często była humorzasta i kapryśna. - Była do tego jeszcze bardzo pamiętliwa. Świetnie rozpoznawała ludzi, jeśli kogoś nie lubiła to potrafiła to okazać. Jedyną osobą, która potrafiła okiełznać niewybredny charakter zwierzęcia był jej pierwszy pielęgniarz Witold Łojewski. Był bardzo związany z Kingą, to była przyjaźń obustronna - mówi Joanna Piechorowska z działu dydaktycznego Starego Zoo.

Kinga odeszła w 2003 roku, jako 51-letni słoń. Spędziła w Starym Zoo 48 lat.

Najstarsze, najniebezpieczniejsze
Do rekordzistów długo żyjących w zoo, oprócz słonicy, należą z pewnością Hektor i Luiza - kajmany, które mieszkają w Starym Zoo już od 47 lat!

- To są najmniejsze z krokodyli. Jest ich coraz mniej na świecie, bo nie są tak niebezpieczne jak duże krokodyle, więc kłusownicy łapią je i zabijają. A z ich skóry robią buty i torebki - mówi Radosław Nowaczyk, opiekun zwierząt. - Wytrzymują w bezruchu bardzo długo, więc czasem ludzie zastanawiają się czy są żywe. Są, są. Lubią się po prostu grzać na słońcu.

Rekordzistką jest też Bunia, która ma już 46 lat i jest jednocześnie najstarszym gibonem na świecie spośród tych, mieszkających w ogrodach zoologicznych. Jeszcze kilka lat temu można było usłyszeć ich śpiew, spacerując ulicą Zwierzyniecką i Bukowską.

- Niestety, ostatnio po długiej chorobie odszedł 20-letni Jurek, syn Buni. Gibony siamang to bardzo inteligentne zwierzęta. Baliśmy się, że po jego stracie, Bunia będzie apatyczna i straci chęć do zabawy i życia. Jednak nasi pracownicy otoczyli ją opieką. Uszyliśmy zabawki, które przypominają inne gibony, by nie czuła się taka samotna. Mimo naszych obaw Bunia jest w świetnej formie, skacze, ogląda filmy przyrodnicze, jest złakniona kontaktu z ludźmi - mówi dr Anna Niewiada, specjalista do spraw rewitalizacji Starego Zoo. Specjalnie dla Buni cała małpiarnia ma zostać w najbliższym czasie wyremontowana. Zdecydowali o tym radni Komisji Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Na pewno nie zabraknie w niej ulubionym przysmaków Buni: fig i rodzynek.

Za takimi łakociami nie przepadają z kolei warany z Komodo. Te drapieżne gady to także jedne z najdłużej żyjących zwierząt w naszym zoo.

- Florer, Rinka i samiec Naczo przyjechały do Poznania w 2012 roku. To najbardziej niebezpieczne, zaraz po słoniach, zwierzęta w zoo. Mają aż po 60 zębów w pysku! Nie można ich przytulić, czy się z nimi bawić. Na szczęście wystarczy je karmić padliną raz na miesiąc i czyścić im klatki. Zostawiamy pożywienie w różnych miejscach, by miały rozrywkę i musiały trochę pokombinować, by je zdobyć. Trenujemy je, dzięki czemu reagują na dźwięk - mówi Anna Lubiatowska, asystent zwierząt zmiennocieplnych oraz opiekunka waranów od 10 lat. - Warto dodać, że Naczo to najstarszy waran w Polsce.

Kultowe są z pewnością też żółwie sępie, które nazywają się tak przez swój nietypowy wygląd. - Mają piękną skorupę i dość ciekawy układ szczęk. Pływają w wodzie z ciągle otwartym pyskiem, z którego wystawiają język, by wabić małe rybki - opowiada Wioletta Wojcieczyk, zajmująca się gadami w Starym Zoo od 15 lat.

Sławę Staremu Zoo w ostatnich latach przyniosły kopulujące osiołki. Po głosach oburzonych mam, które nakryły zwierzęta na spółkowaniu, podczas spaceru w ogrodzie przy Zwierzynieckiej, osiołki zostały rozdzielone. Jednak na krótki czas. Z miłości Antoniny i Napoleona narodziło się małe - Tabu. Niestety, ośla rodzinka krótki czas nacieszyła się sobą. Sława, którą zyskały przyczyniła się do tego, że zwierzęta były zbyt często dokarmiane przez odwiedzających, a w efekcie rozchorowały się i opuściły poznański ogród.

Dla opiekuna każde zwierzę w zoo jest kultowe
Także w Nowym Zoo po dziś dzień żyją kultowe zwierzaki, które cieszą się sporym zainteresowaniem publiczności. Do tych najchętniej odwiedzanych należy słoń Ninio, który swoją popularność zawdzięcza pewnemu radnemu PiS.

- Na pewno sugestia o tym, że Ninio ma skłonności homoseksualne przyczyniła się do tego, że jest najbardziej rozpoznawalnym słoniem indyjskim w naszym ogrodzie - przyznaje Marian Bątkiewicz, opiekun zwierząt i również od 40 lat ich nadworny fotograf.

- A jaka to jest atrakcja, gdy Ninio się kąpie - dodaje. - To cały spektakl jest, który można oglądać i oglądać. Najpierw nasze słonie bały się wchodzić do wody. Ich opiekunowie wrzucali jabłka, by zachęcić je do kąpieli. No Ninio był pierwszym słoniem który się odważył wejść trochę głębiej.

- Nie wiem czy myślały, że w wodzie mieszka jakiś potwór, ale w końcu zaryzykowały. Teraz Izik (drugi samiec) wraz ze słonicami całe godziny bawi się w wodzie - dodaje Grażyna Krzesińska, która na co dzień stara się uchwycić za pomocą kamery zachowania zwierząt.

Jak przyznają opiekunowie, publiczność najbardziej lubi podziwiać duże zwierzęta, afrykańskie. - Oglądający pytają o hipopotamy, żyrafy, zebry, słonie. A dla nas, opiekunów, każde zwierzę, którym się na co dzień zajmujemy jest niepowtarzalne, najważniejsze i najbardziej kultowe - przyznaje pani Grażyna. - Ludziom podobają się nasze nosorożce, Dino, który przyjechał do nas z czeskiego zoo w 2013 roku - dodaje Marian Bątkiewicz.

Na brak zainteresowania nie mogą też narzekać lemury katta. - No wiadomo, każde dziecko chce zobaczyć króla Juliana ze sławnego filmu „Madagaskar” - dodaje pani Grażyna.

Inne zwierzęta lubią być po prostu w centrum uwagi i wzbudzać zainteresowanie i podziw gapiów. - O, to przykładem może być nasz Kolombo. To czepiak czarnoręki, który słynie ze swych akrobatycznych popisów - mówi pan Marian.

Kolombo zamieszkuje zoo już od 2000 roku. Przyjechał jako mała, zaledwie roczna małpa, a w tym roku będzie obchodził swoje 17. urodziny. - Wybieg Kolombo to jedyne miejsce, gdzie pozwalamy publiczności wołać go po imieniu i klaskać. Kolombo to uwielbia. Gdy słyszy odgłos Maltanki to już wychodzi na spotkanie z publicznością. Prawdziwa gwiazda - śmieje się Grażyna Krzesińska.

Jednak - jak przyznają zgodnie opiekunowie w Nowym Zoo - warte dłuższego podglądania są niedźwiedzie.

- Niestety, z naszych niedźwiadków został już tylko Borys. Czekamy teraz na jego kolejnych towarzyszy, którzy mają przyjechać do nas z ogrodu zoologicznego w Bra-niewie - mówi G. Krzesińska.

Poznańska niedźwiedziarnia powstała niedawno, a niedźwiadki przyjechały do Nowego Zoo w 2013 roku. Borys ma trudną przeszłość. Prawie całe swoje życie spędził z cyrkiem, mieszkając w wozie. - To zwierzęta, które nie wiedziały co to las, jak się żyje w lesie. Nigdy nie zaznały życia w dziczy. Dlatego niesamowicie było patrzeć, jak przyzwyczajają się do nowych warunków, jakie są ich naturalne zachowania. Wcześniej nasze misie widziały tylko beton - opowiada Grażyna Krzesińska.

- Chociaż niedźwiadki ukrywają się podobnie jak tygrysy na swoich wybiegach, są od kotów bardziej żywe i skłonne do wygłupów. Tygrysy, jak leniwce. Leżą, ostrzą pazury i jedzą. Nie w głowie im harce - dodaje Bątkiewicz.

Opiekunowie starają się jak najwięcej informacji przekazać zwiedzającym na temat zwierząt w poznańskich ogrodach zoologicznych.

- Ważne jest, by ludzie zdawali sobie sprawę, że zoo nie służy temu, by pokazywać okazy zwierząt, lecz by edukować, jak ważne jest utrzymanie ich przy życiu i dbanie o nie - zaznacza Grażyna Krzesińska.

Każdy z odwiedzających poznański ogród zoologiczny może też dodatkowo adoptować jakieś zwierzę. Każdy może wybrać zwierzę z kolekcji ogrodu zoologicznego, wybrać mu imię i wpłacać na niego pieniądze, które dyrekcja ogrodu przeznaczy na zakup pożywienia i zabawek. W podzięce, przy tabliczce z opisem zwierzaka, zostanie umieszczone nazwisko lub logo firmy, która wsparła mieszkańca zoo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski