Aron Rozum: Sumo nie boi się MMA, a ja nie lubię obiecywać kolejnych medali

Po raz drugi znalazł się Pan w dziesiątce najlepszych sportowców w regionie i po raz drugi zajął siódme miejsce. Które wyróżnienie jest cenniejsze?
Aron Rozum: - Trudno porównywać, bo przecież nie chodzi tylko o moje sukcesy, ale również o to, co w danym roku osiągnęli inni sportowcy. Za pierwszym razem kibice docenili moje medale w kategorii juniora. Teraz mam już 22 lata i za sobą udany sezon startów. Zdobyłem brązowy medal na MŚ w Hongkongu i tak jak już kiedyś mówiłem podium w gronie seniorów na światowej imprezie to zupełnie inny wymiar niż medal na zawodach juniorskich.

Jak Pan ocenia inne wybory wielkopolskich kibiców?
Aron Rozum: - Nie zdziwiłem się, że wygrała Julia Michalska-Płotkowiak, bo medal olimpijski ma swoją niepodważalną wartość. Pewnie, że chciałbym, aby sumo zostało sportem olimpijskim, ale to nie zależy ode mnie, tylko od światowych władz mojej dysycypliny, zdominowanych przez działaczy japońskich. Na razie nie mają oni dużej siły przebicia w MKOl.

W dziesiątce znalazł się też inny przedstawiciel sportów walki, wojownik MMA, Borys Mańkowski. Czy rozwój mieszanych sztuk walki w jakimś stopniu zagraża sumo?
Aron Rozum: -W Polsce już od kilku lat panuje moda na MMA. Przekonałem się też o tym niedawno na gali w Zielonej Górze, gdzie oprócz perfekcyjnej organizacji zawodów widziałem pełne trybuny i wysoki poziom walk. Z tym wchodzeniem sobie w paradę, to bym jednak nie przesadzał. Sumo jest bowiem sportem dużo bardziej technicznym od MMA.

Jakie cele sportowe stawia Pan sobie na najbliższe miesiące?
Aron Rozum: - Po turnieju w Estonii w kwietniu czeka mnie start na ME w Warszawie. W sierpniu natomiast udział w Igrzyskach Sportów Nieolimpijskich w Kolumbii i to będzie dla mnie impreza nr 1 w sezonie. Nie chcę prognozować, które miejsca zajmę czy obiecywać medale, bo ja wolę siebie rozliczać po turnieju niż składać deklaracje i oceniać rywali przed wyjściem na dojo.