Bez mieszkań nie zapełnimy żłobków

Tak, jest nim własne „M”, a nie dopłaty do żłobków. Tymczasem władze miasta nie po raz pierwszy swoją politykę, w tym przypadku prorodzinną, zaczynają prowadzić od końca. Podobnie jak kierowców na siłę chce się wyrzucać z miasta, nie dając im w zamian parkingów buforowych, tak zamiast budowy mieszkań dopłaca się gigantyczne pieniądze do żłobków, i to prywatnych. No cóż, może coś ze mną jest nie tak, ale wydaje mi się, że naturalną koleją rzeczy jest posiadanie własnego kąta, a w dalszej kolejności potomstwa.

Nawet gdybym je posiadał, to pomysł dopłat, bez stworzenia alternatywy dla rodziców, którzy nie chcą posyłać własnych pociech do żłobka jest wysoce niesprawiedliwy. Koronnym argumentem zwolenników tego rozwiązania jest umożliwienie rodzicom jak najszybszego powrotu na rynek, tylko, że ten sam scenariusz można realizować korzystając z klubiku dziecięcego, niani czy opiekuna dziennego. Na to brakuje jednak środków. Do mnie z kolei przemawia argument, że zaledwie 15 proc. rodziców korzysta ze żłobków, i nie wydaje mi się, by wynikało to wyłącznie z obłożenia tych placówek. Szkoda, że zamiast wcześniej proponowanego bonu opiekuńczego, dającego wolność wyboru, otrzymujemy rozwiązanie najbardziej korzystne... dla urzędników. Jeśli ci nadal będą prowadzić tak swoją politykę prorodzinną i mieszkaniową, to żłobki będą świecić pustkami.