Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dawno, dawno temu...

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
Za górami, za lasami, za siedmioma rzekami stała sobie... budka z hot dogami.

Czego tam nie było... Hot dogi z kapustą (i bez), takie z dzika, takie z sarny. Po szwedzku, po francusku, po amerykańsku. XXL. Z prażoną cebulką i bez. Z musztardą i sosem tysiąca wysp. Wegetariańskie. Rybne. Deserowe. Nic więc dziwnego, że klientela waliła drzwiami i oknami. To znaczy: jednym oknem, przez które hot dogi wydawano.

Zdarzyło się pewnego razu, że przy okienku spotkali się dwaj panowie. Czym się zajmowali? Właściciel budki nie wnikał. Jeden zamówił hot doga soute, drugi: z wszystkimi dodatkami. Obżartuch widocznie. Poprosili serwetki i zajadając w niezwykle dystyngowany sposób (ach, drogi przyjacielu, czy hot doga je się widelczykiem, czy łyżeczką - zapytał na wstępie kucharza jeden z gości) rozpoczęli rozmowę:- Szanowny panie (tu padały tytuły, które dyskretny kucharz w relacji pominął), pozwoli pan, że naruszę spokój pańskiej konsumpcji, aby wyłuszczyć sprawy natury ważkiej?- Ależ oczywiście, drogi mój panie (tu padały tytuły, które znów dyskretny kucharz w relacji pominął). Fakt, iż konsumować będę, nie przeszkodzi mi wszak w słuchaniu. A i z pełnym żołądkiem człek łacniej się skupi na istocie spraw ważnych...

I rozpoczęli panowie dysputę, raz po raz ocierające upaprane musztardą kąciki ust. O czym to oni tam nie rozmawiali! O tym jak sprawić, by ludziom żyło się dostatniej. O zgodzie ponad podziałami. O tym, że bogatymi z domu będąc, wynagrodzenia swe rozdawać będą. Że właściwie ich oponent to wcale nie głupi człek jest, więc oni go popierać będą. Dyskutowali długo, bo, o zgrozo, nie przerywali sobie. Być może dlatego, że gdy jeden mówił, drugi hot dogi pałaszował. A pyszne były, więc i dokładki sobie domówili. Na koniec obaj panowie podali sobie ręce (umywszy je pierwej w pobliskiej sadzawce) i zaproponowali przejście na ty. Starszy młodszemu proponował, młodszy w pokłonach się zgiął. Panowie zamówili więc po napoju chłodzącym i ściskając graby wymienili imionami.- Mów mi Marek - rzekł starszy.- Bartek jestem - dygnął młodszy.

I poszli, każdy do swojej roboty. Młodszy zdaje się szamba czyścić, starszy do drukarni królewskiej. Takie to było królestwo, że każdy losem się jego martwił.

Niestety, żadne nagranie tej rozmowy się nie zachowało. Czy tak wyglądała w istocie? Wiecie... jak to w bajkach.

PS A dla tych, których afery podsłuchowe nie zajmują: nieźle ta Anglia, choć odpadła, grała, prawda? Ech, gdybyż tak nasi... że tak patriotycznie westchnę...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski