Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziki zjadają uprawy, rolnicy chcą strzelać

Ewa Auer
W pilskim okręgu łowieckim  populacja dzików wzrasta rocznie  aż o 150 proc.
W pilskim okręgu łowieckim populacja dzików wzrasta rocznie aż o 150 proc.
Rolnicy z północnej Wielkopolski biją na alarm. Ponoszą bowiem coraz większe straty w uprawach, które powodują dziki.

Jeszcze 15 lat temu populację dzika w kraju szacowano na 81 tys. sztuk, dzisiaj na ponad 211 tysięcy. Do wzrostu populacji miało się przyczynić krzyżowanie dzika ze świnią, przez co lochy potrafią rodzić małe nawet dwa razy w roku.

Tylko na terenie Okręgu Łowieckiego w Pile w ciągu roku przyrasta ich o 150 procent. Obecnie populację dzika ocenia się tu na około 7 tysięcy. Ale w minionym sezonie łowieckim odstrzelono aż 10 tysięcy sztuk, kiedy na przykład na obszarze PZŁ w Lesznie - 4 tysiące, ale populacja dzika jest tam mniejsza.

Coraz większy odstrzał dzika to za mało. Jan Stawiński z Witankowa pod Piłą, by ustrzec uprawy przed zniszczeniem, nieraz idzie na noc do lasu z psem i czuwa. - Dwa lata temu dostałem odszkodowanie, ale to była symboliczna kwota. Teraz znowu zgłosiłem straty. Dziki zniszczyły mi owies i ziemniaki. Biegają po polach jak bezpańskie krowy - mówi.

Rolnicy skarżą się na niskie odszkodowania, które wypłacają koła łowieckie

Prawdziwą walkę myśliwym wytoczył Roman Świątek z Krępska. Ma 70 ha ziemi, a na nich uprawy ekologiczne żyta, buraków, marchwi, które jeszcze bardziej przyciągają zwierzynę. Świątek od lat nie może dogadać się z kołem łowieckim. Biegli oceniający straty jego zdaniem je zaniżają. - Tona żyta ekologicznego w skupie kosztuje tysiąc zł, zwykłego 200. Ale nikt tego nie chce wziąć pod uwagę - twierdzi.

Świątek w końcu się zbuntował. Postanowił walczyć o przywrócenie pełni praw do swojej ziemi i próbuje wypowiedzieć kołu łowieckiemu dzierżawę, która sprowadza się do nieograniczonego prawa do polowań na jego terenie. Ale wydaje się to dzisiaj niemożliwe. Umowy dzierżawy obwodu łowieckiego nie są bowiem zawierane z rolnikami. Niezależnie od ich woli koła łowieckie podpisują je, albo z gminami, albo z Państwowymi Gospodarstwami Lasów Państwowych. - To prawo rodem z czasów Bieruta. Rolnik nadal jest nikim. Jakim prawem po moim polu mogą chodzić myśliwi, skoro się na to nie zgadzam! Nie chcę ich tutaj, bo sobie nie radzą - tłumaczy Świątek.

Dlatego uważa, że powinno wrócić przedwojenne prawo, które jasno stawiało sprawę: polowanie związane jest z własnością gruntu i należy do właścicieli gruntu.

Takie głosy już nieraz słyszeli myśliwi, bo rolnicy burzą się od dawna. Straszą, że sami będą polować na zwierzynę. Myśliwi starają się więc łagodzić konflikt. - Tuż przed polami tworzymy pasy zaporowe wykładając je pokarmem. Rozdajemy rolnikom odstraszające preparaty zapachowe, ale ta metoda działa tylko przy zgodnej współpracy - podkreśla Stanisław Grylewicz szef oddziału PZŁ w Lesznie. Wysokość odszkodowań, które oddział wypłacił rolnikom w ubiegłym roku wyniosła 380 tysięcy złotych. W okręgu pilskim jeszcze więcej. - Wypłaciliśmy ponad 1,5 miliona złotych - tłumaczy Sławomir Jaroszewicz, łowczy okręgowy PZŁ w Pile.

Rolnicy uważają, że straty byłyby mniejsze, gdyby myśliwi lepiej dokarmiali zwierzynę. - Wykładamy 4 tysiące ton karmy rocznie - przekonuje Jaroszewicz. Widać wciąż za mało.

Współpraca Karolina Sternal

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski