Przyznam, kusi mnie, aby ten eksperyment myślowy prowadzić dalej. Jakby to było, gdyby takie państwo istniało naprawdę? Jakby to było, gdyby ktoś, kto pożąda innej płci, słyszał, że to jakaś chora ideologia i ma się leczyć, a od rosłych patriotów dostawał łomot za każdym razem, gdy będą go podejrzewać, że nie podziela ich popędów? Dziwaczne, prawda?
Nic mi jednak nie wiadomo, aby takie państwo istniało. Istnieje Polska, w której, podobnie jak w Iranie, odmawia się osobom nieheteroseksualnym praw. Z tą różnicą, że tam paragrafami, a tu... zwyczajem. Jest tylko mniej przywilejów i rozkręcona nagonka, w której dla niektórych największym współczesnym problemem Polski jest istnienie 2 procent obywateli o niepowszechnej orientacji seksualnej.
I oczywiście, widzę czasem, że reakcje tej mniejszości bywają przesadzone. Choć... czy rzeczywiście? Gdybym przez całe życie słyszał, że mam siedzieć w domu i nie obnosić się z tym, że wolę kobiety od mężczyzn, bo norma jest inna... raczej nie zmieniałbym orientacji, tylko dlatego, że ktoś codziennie pluje mi w twarz. Mam to szczęście, że państwo nie interesuje się moją seksualnością, nie oskarża, nie wyśmiewa, nie dopisuje jej pseudonaukowych win i grzechów. Ma to w nosie, bo co to kogo obchodzi w relacjach społecznych i zawodowych. Dlaczego dla przechodnia miałoby mieć znaczenie z kim idę pod rękę, jeśli to nie jest jego ręka?
Przekonanych nie przekonasz. Moi współobywatele będą prześladować innych moich współobywateli, twierdząc, że to ci drudzy ich prześladują swoim istnieniem.
Historia pokazuje, że lekarstwem, które działało, jest ingerencja państwa, które chroni wszystkich współobywateli, zapobiega prześladowaniu mniejszości i edukuje większość, żeby nie bała się czegoś, tylko dlatego, że nie ma o tym pojęcia. Gdy państwo, z całą jego siłą, widzi w mniejszości wroga i aparat państwowy angażuje do tłamszenia tego „wroga”... to jak to świadczy o tej sile? Bijmy mniejszych? Bijmy rudych? Lesbijki? Leworęcznych? Najlepiej kupmy lotniskowiec i wypowiedzmy im wojnę. Skoro przedstawiciele władzy uważają, że 2 procent społeczeństwa może reszcie wejść na głowę... to trzeba powołać pozostałych pod broń i wypowiedzieć wojnę?
Historia pokazuje jeszcze jedno. Nigdy, ale to nigdy, nie wybuchła wojna z powodu tolerancji. Wojny wywołuje tylko tolerowanie nietolerancji.
PS. Doświadczenie uczy, że pod takim felietonem należy zablokować komentarze, bo anonimowi internauci lubią sobie poużywać na temat cudzej orientacji. A więc: frustrujcie się dalej
Rzeszów. Spacer szlakiem sklepów i warsztatów z okresu okupacji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?