Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Hity i kity Transatlantyku - nasze podsumowanie

Jacek Sobczyński
Jacek Sobczyński
To oni zbudowali Transatlantyk - Jan A.P. Kaczmarek i jego wolontariusze
To oni zbudowali Transatlantyk - Jan A.P. Kaczmarek i jego wolontariusze MAREK ZAKRZEWSKI
Punktujemy mocne i słabe strony tegorocznej imprezy Jana A.P. Kaczmarka. A już jutro na naszej stronie polecimy najciekawsze filmy Transatlantyku!

To był naprawdę dobry festiwal. Ci, którzy narzekali, że miasto przeznacza zbyt duże fundusze na tak świeżą inicjatywę, powinni teraz potulnie posypać głowy popiołem, bo Transatlantyk już po raz drugi zaprezentował się jako impreza wizjonerska, z charakterem i - co najważniejsze - przyciągająca tłumy. Zwłaszcza tych, którzy w poznańskiej kulturze uczestniczą raczej od wielkiego dzwonu.

Z licznej obecności niedzielnych kinomanów Jan A.P. Kaczmarek może być najbardziej dumny. Nie do końca orientowali się jeszcze w harmonogramie imprezy, zadawali organizacyjne pytania wszystkim z festiwalowymi plakietkami na szyi (także dziennikarzom). Ale byli z nami przez cały tydzień. To budujące, że przynajmniej przez te siedem dni Transatlantykowi udało się zachęcić ich do łyku kultury, choć piękna pogoda kusiła do pozostania na świeżym powietrzu.

Wielu muzyków uważa, że nie druga, a trzecia płyta jest najtrudniejsza - to na niej trzeba już jasno określić, w którą stronę chce dalej się iść. Dlatego już teraz z ciekawością czekamy na przyszłoroczny sierpień i trzecią odsłonę Transatlantyku, a na razie przedstawiamy w punktach to, co najbardziej i najmniej podobało nam się na festiwalu w tym roku.

Hity:

1. Sekcja dokumentalna.

Po pierwsze - różnorodna. Po drugie - fantastycznie obsadzona. To w niej znalazły się dwa naszym zdaniem najlepsze filmy Transatlantyku: "Pom Wonderful prezentuje: najlepiej sprzedany film świata" Morgana Spurlocka i "A Tribe Called Quest. Życie w rytmie bitów" Michaela Rapaporta. Ale przecież były tam jeszcze dokumenty polityczne, społeczne (piękny "Off The Grid") czy poświęcone sztuce. Po trzecie - wstęp na wszystkie seanse tej sekcji był wolny!

2. Cennik.

Gdzie jeszcze znajdziecie tak duży festiwal z tak tanimi biletami? Na wysupłanie 10 złotych na jeden film stać praktycznie każdego. A przecież część projekcji była za darmo...

3. Frekwencja.

Do środowego poranka na festiwalowych seansach pojawiło się ponad 40 tysięcy widzów. Rok temu przez całą imprezę przewinęło się o 6 tysięcy osób mniej.

4. "Reality" Matteo Garrone.

Jedna z największych premier tegorocznego Transatlantyku, laureat Grand Prix festiwalu w Cannes. Tam obraz Garrone wywołał liczne dyskusje, ale my nieskrępowaną wyobraźnią Włocha jesteśmy wręcz zachwyceni. Podobnie, jak odtwarzającym główną rolę naturszczykiem Aniello Areną, mistrzowsko wcielającym się w rolę małego, smutnego człowieczka owładniętego marzeniem o byciu telewizyjnym celebrytą. Fellini i Chaplin odczytani na nowo. I to z jaką gracją!

5. Stylistyczny eklektyzm.

Jak można nudzić się na festiwalu, gdzie w jeden dzień możemy obejrzeć mocny dokument, lekki dramat obyczajowy, ponury thriller, eksperymentalny obraz science fiction, a całość zamknąć seansem jednego z najgorszych filmów świata, wyświetlanych co wieczór w kinie Muza?

6. Klub festiwalowy.

Bez wielkich nazwisk, ale z miłą atmosferą, dobrą selekcją didżejów, darmowym wejściem i świetną lokalizacją. Ci, którzy co noc odjeżdżali sprzed centrum Concordia Design nocnym autobusem, uroki położenia klubu mogą zachwalać szczególnie żarliwie.

7. Wydarzenia pozakinowe.

Tu też rozpiętość wachlarza kulturalnego była bardzo duża. Chętni mogli albo wybrać się na monodram Juliana Sandsa, albo wziąć udział w czytaniu sztuki Shema Bittermana, w międzyczasie skoczyć na koncert muzyki Marka Ishama, panel dyskusyjny "Wkulturwieni", wziąć udział w warsztatach lub zobaczyć, jak uczestnicy dwóch konkursów kompozytorskich bili się o nagrody na deskach Teatru Wielkiego.

8. Plenerowe kino Bałtyk.

W sam raz dla par: ciepło, pod dachem, w wygodnych łóżeczkach i z ekranami, wyświetlającymi świetne filmy za darmo. A pomiędzy widzami jak cień krążył Jan A.P. Kaczmarek, troskliwie dopytując się, czy aby wszystko im się podoba.

Kity:

1. Glokalność, ale bez "g"

To wciąż festiwal, na który wpadają głównie widzowie z Poznania. Transatlantyk dalej musi walczyć o kinomanów z całej Polski, którzy będą w stanie wziąć tygodniowy urlop tylko po to, by przyjechać do Poznania. Jak ich przyciągnąć? Jeszcze więcej "gorących" tytułów, szersza reklama i wprowadzenie festiwalowego karnetu bez ograniczeń seansowych.

2. "Na zawsze Laurence" Xaviera Dolana.

Hucznie zapowiadany nowy film młodej nadziei światowego kina okazał się spektakularną porażką. Pod rozbuchaną formą i serią efektownych ujęć Kanadyjczyk usiłuje zamaskować fakt, że nie ma nam kompletnie nic do powiedzenia.

3. Puste miejsca na salach przy równoczesnym braku biletów na poszczególne seanse.

Może warto rozwiązać ten problem, uruchamiając dodatkowe pule biletów już po zliczeniu wolnych miejsc i rozpoczęciu seansu?

4. Numerowane miejsca przy zasłonięciu foteli zagłówkami z logo sponsora.

Przed każdym seansem widzowie szukali swoich siedzeń jak dzieci we mgle. Apelujemy - wzorem innych festiwali znieśmy kłopotliwą numerację!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski