Mało tego, są miejsca, gdzie podobne wypadki stają się smutną reguły. Nad stawem w Szczodrzykowie pierwszy wędkarz zginął w ten sposób dwa lata temu. Drugi - 8 sierpnia tego roku. Fakt, że już po pierwszym tego typu zdarzeniu nie zabezpieczono tamtego miejsca jestem w stanie zrozumieć.
W końcu tragedie się zdarzają. Jednak jadąc na miejsce w ponad tydzień po kolejnym, identycznym takim wypadku byłem przekonany, że zamiast wędkarzy zastanę tylko tablice ostrzegawcze. Nic bardziej mylnego. Kilku wędkarzy spokojnie siedziało i wpatrywało się w taflę wody. Zapytani o sprawę odpowiadali tylko, że się nie boją, bo są ostrożni.
Jestem przekonany, że mężczyźni, którzy tam zginęli również byli przekonani, że nic im nie grozi. Dlatego to najwyższy czas, by coś zrobić. Czyje to zadanie? Choć staw jest prywatny, gmina mogłaby porozumieć się z jego właścicielem i wspólnie ustalić, jak rozwiązać ten problem.
Bo jeśli takie wypadki się zdarzają, to oznacza, że on faktycznie jest. Nie mogę zrozumieć przejścia nad tą sprawą do porządku dziennego. I pytam: Ile osób musi zginąć, by w końcu ktoś zaczął działać?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?