Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejorz łatwiej wygrał z Piastem w Pucharze Polski niż w lidze

Maciej Lehmann
Rafał Murawski (w białym stroju) zdobył wczoraj drugiego gola dla Lecha
Rafał Murawski (w białym stroju) zdobył wczoraj drugiego gola dla Lecha fot. MIKOLAJ SUCHAN / POLSKAPRESSE
Kolejorz bez problemów awansował do 1/8 finału Remes Pucharu Polski. Cieszyć się trzeba również z tego, że trener Franciszek Smuda mógł pozwolić sobie na luksus pozostawienia na ławce rezerwowych kilku zmęczonych i poobijanych zawodników z podstawowego składu.

Lech nie jest taki straszny - mówili po ligowym meczu w Poznaniu piłkarze Piasta. Może powtórzą się rezultaty z półfinałów Pucharu Polski z 1978 i 1983 roku pisały śląskie gazety. Wtedy gliwiczanie wygrali 3:1 i 1:0. Wynik z niedzielnego spotkania ligowego w Poznaniu jeszcze zaostrzył apetyty. Ślązacy przegrali tylko 0:1 i bardzo szybko zapomnieli, że Kolejorz nie wykorzystał kilku doskonałych sytuacji. Lecz może dobrze się stało, iż na Bułgarskiej nie doszło do pogromu.

Gospodarze uwierzyli w swoje umiejętności, zaatakowali na własnym stadionie od pierwszej minuty i... nadziali się na dwie świetne kontry Kolejorza. Po 21 minutach było już "po sprawie". Lepszego scenariusza lechici nie mogli sobie wyobrazić.
Nikt przed meczem o tym głośno nie mówił, ale poniedziałkowe wyniki badań zakwaszenia mięśni u wielu piłkarzy z podstawowego składu okazały się fatalne. Gdyby skład na wczorajszy mecz musiał ustalić sztab medyczny, to na murawę stadionu w Gliwicach prawdopodobnie nie wbiegliby Manuel Arboleda oraz Rafał Murawski. Trener Franciszek Smuda musiał jednak zaryzykować. Na szczeście udało mi się oszczędzić Roberta Lewandowskiego i Tomasza Bandrowskiego, który grał tylko w drugiej połowie. Narzekający na drobne urazy Bartosz Bosacki i Sławomir Peszko nawet nie wsiedli do autobusu jadącego na Śląsk.

- Nie da się co trzy dni grać na pełnych obrotach. Gdybyśmy nie mieli problemów z kontuzjami, inaczej by wyglądała nasza sytuacja kadrowa, a co za tym idzie, miałbym zupełnie inne możliwości dokonania roszad w składzie. Oczywiście to nie jest żadne tłumaczenie, ale kilku piłkarzy musi mieć choć krótki odpoczynek. Kibice by mi nie wybaczyli, gdybyśmy w pojedynkach z Austrią i Legią nie byli w optymalnej formie - asekurował się Franz przed potyczką w Gliwicach.
Tym razem jego słowa wszyscy przyjmowali ze zrozumieniem. Wygrać z Piastem, obojętnie w jakim stylu - to było główne zadanie lechitów. I trzeba się cieszyć, że nasz zespół wykonał je w stu procentach, pewnie awansując do 1/8 finału Pucharu Polski.

Piast miał Lechowi wysoko zawiesić poprzeczkę, ale Marek Wleciałowski też dokonał wielu zmian w porównaniu z meczem w Poznaniu. Nie zagrał bramkarz Grzegorz Kasprzik, pauzowali też Adam Banaś, Marcin Nowak i Maciej Michniewicz. Pierwszy celny strzał gospodarzy odnotowaliśmy w 4. min. Michał Szczyrba uderzył z 20 metrów, jednak zbyt słabo, by zaskoczyć rozgrywającego drugi mecz w barwach Kolejorza Ivana Turinę.
Lech odpowiedział golem. Zegar wskazywał 12. minutę, gdy Semir Stilić, po dwójkowej akcji z Hernanem Rengifo, technicznym uderzeniem pokonał byłego bramkarza Lecha i Warty Jakuba Szmatułę.
Na śliskiej i mokrej murawie lechici radzili sobie znaczniej lepiej od gospodarzy. W 20. min świetną okazję na podwyższenie wyniku zmarnował Anderson Cueto. Ale co się odwlecze...

Kilkadziesiąt sekund później było 2:0. Rafał Murawski zagrał prostopadłą piłkę do Rengifo, lecz Peruwiańczyk, choć wygrał pojedynek ze Szmatułą, trafił tylko w słupek. Do piłki dopadł jednak Murawski i z bliska wpakował ją do siatki. Drugi celny strzał i drugi gol!
Jeszcze przed przerwą lechici mogli zdeklasować gospodarzy, ale Rengifo, po podaniu Piotra Reissa, znów nie wykorzystał sytuacji sam na sam z bramkarzem Piasta. Potem ładne uderzenie kapitana Lecha z rzutu wolnego instynktownie odbił Szmatuła. Dobrą interwencją tuż przed przerwą popisał się Turina, kiedy to czubkami palców zatrzymał zmierzającą pod poprzeczkę piłkę po strzale Petasza.
Po zmianie stron Lech całkowicie kontrolował sytuację. Gospodarzy całkowicie pogrążył w 54. min Stilić, który w ogromnym zamieszaniu zachował najwięcej zimnej krwi i wpakował piłkę do siatki. Wynik ustalił już w doliczonym czasie gry Hernan Rengifo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski