Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Poznań - czyli misja, która przerosła Franciszka Smudę

Maciej Lehmann
Franciszek Smuda nie potrafi przyznać sie do błędów
Franciszek Smuda nie potrafi przyznać sie do błędów Janusz Romaniszyn
"To nie Wisła Kraków zdobyła mistrzostwo Polski, tylko Lech je stracił" - taką tezę postawił po ostatniej kolejce ekstraklasy Leo Beenhakker. Te słowa dwukrotnie w minionym tygodniu powtórzył prezes poznańskiego klubu Andrzej Kadziński. Również właściciel Kolejorza Jacek Rutkowski podkreślał, że Lech miał tak silną drużynę, że powinien zdobyć mistrzostwo. Dlaczego więc to się nie udało?

Liczby nie kłamią. 1 marca po pierwszej wiosennej kolejce Lech miał pięć punktów przewagi nad Wisłą Kraków. Sezon zakończył z pięcioma punktami straty do Białej Gwiazdy. Oznacza to, że przez 12 kolejek zdobył aż o 10 punktów mniej od mistrzów Polski. Trudno więc mówić o jakimkolwiek przypadku.

Nie ma sensu powtarzać, że olbrzymia szansa na tytuł uciekła przez to, że Lech tracił punkty w remisach ze słabeuszami. Trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego tak się działo. Smuda jak ognia unikał analizy tego problemu. W pewnym momencie zaczął powtarzać, że dzieje się to z powodu kontuzji podstawowych zawodników i "krótkiej ławki".

To ostatnie określenie było dla trenera kluczem do usprawiedliwienia słabych wyników. Smuda bowiem nie tylko nie potrafi się przyznać, ale nawet nie stara dojrzeć własnych błędów. Doszło nawet do tego, że winą za niepowodzenia zespołu zaczął obarczać trójkę zawodników, którzy... nie zagrali ani minuty, czyli Burica, Golika i Handzica.

- Mistrzostwo uciekło przez transfery, których nie było - stwierdził Franz. Widać, że do końca pracy w Poznaniu wierzył w tę wymyśloną przez siebie bujdę na resorach. - Drużyna zaczęła grać słabo, wtedy straciliśmy przewagę - zauważa właściciel klubu Jacek Rutkowski. - Naszym zdaniem trener sam pozbawił się możliwości, sprawdzenia innych zawodników i innych rozwiązań taktycznych - dodaje Andrzej Kadziński. Podobne odczucia mieli też kibice.

Największym grzechem Smudy nie było bowiem nawet to, że stracił przewagę, ale to, że nie potrafił reagować, gdy Lecha dopadł kryzys. Po prostu nie dopuszczał do siebie myśli o możliwości popełnienia błędu podczas zimowych przygotowań. Smuda nie jest typem człowieka, który potrafi posypać głowę popiołem. Wręcz przeciwnie. Ta wiara w swoją wielkość i nieomylność powodowała, że nie przyjmował żadnych uwag krytycznych, dotyczących taktyki czy ustawienia zespołu. Nawet dobre rady współpracowników odbierał jako ingerencję w swoje kompetencje. Efekt był taki, że w końcówce rozgrywek kompletnie się pogubił.

Nieporozumieniem była już sama taktyka, którą Smuda wybrał do gry na Bułgarskiej. Lech miał zbyt dużo defensywnych graczy, często rezygnował z lewego pomocnika, co ułatwiało rywalom obronę. Jak można wytrącić z rąk poznaniaków ich atuty na Bułgarskiej, pierwsza pokazała Arka. Potem inne zespoły kopiowały styl gry gdynian. Skutek był zaskakujący nawet dla dużo niżej notowanych rywali Kolejorza. Bo Lech zupełnie nie miał pomysłu na grę przeciwko zmasowanej obronie i znów wróciła taktyka bicia głową w mur.

Smudę zgubiło też przywiązanie do nazwisk. Semira Stilicia, który wiosną był tylko cieniem samego siebie, posadził na ławce rezerwowych dopiero po spotkaniu z Ruchem, kiedy Lech stracił pozycję lidera. Bez Bośniaka Lech wygrał ze Śląskiem 2:0, grając klasycznym 4-4-2. To pierwsze pewne zwycięstwo w rundzie wiosennej było jednak przykładem, że Franz nie ma "planu B" i często o wynikach drużyny decyduje przypadek. Bo gdyby taki plan istniał, Lech częściej grałby dwoma napastnikami, a niedyspozycja Rengifo nie byłaby traktowana jako tragedia.

Wystarczyło do ataku przesunąć Sławka Peszkę, który w drugiej lidze strzelił sporo goli, bo często występował w roli napastnika. I szybciej zdecydować się na wprowadzenie do składu Marcina Kikuta oraz Luisa Henriqueza. Co ciekawe, każdy gracz zastępujący kontuzjowanego kolegę zaprzeczał swoją postawą na boisku teorii o "krótkiej ławce". Możliwości roszad wcale nie były takie małe. Lecz gdy Franz słyszał takie opinie - wpadał w furię.

Teraz z perspektywy trzech lat pracy Smudy na Bułgarskiej trzeba zastanowić się, czy zatrudnienie tego trenera nie było błędem. W czasie jego kadencji Kolejorz grał na miarę oczekiwań tylko przez jedną rundę. Pracę przy Bułgarskiej powinien już stracić po pierwszym sezonie, w którym Lech zajął szóste miejsce.

Gdyby nie szum związany z rekordem Piotra Reissa i jego wyścigiem po 100. bramkę w ekstraklasie, emocje skończyłby się już w połowie kwietnia. Tylko nieco lepszy był drugi sezon, ale Lech znów przegrał na finiszu. Mimo czwartego miejsca, Smuda dostał trzecią szansę. Może gdyby wtedy zarząd Lecha zatrudnił Pawła Janasa, dziś szykowalibyśmy się do walki o Ligę Mistrzów?

Ale latem 2008 roku Franz dostał czterech nowych graczy, którzy kosztowali ponad 6 mln złotych i mógł pozbyć się kolejnych zawodników, którzy jego zdaniem nie nadawali się do gry w Kolejorzu. Nie potrafił jednak wprowadzić do drużyny wychowanka. O pracy trenerów zespołu Młodej Ekstraklasy i szkółce we Wronkach wypowiadał się z lekceważeniem.

Na szczęście zarząd nie dał mu okazji do powielania starych błędów z innych klubów. Bo Franz miał zaufanie tylko do tych, którym kiedyś udało się kilka razy dobrze trafić w piłkę. Gdy zapowiedział, że chętnie w Lechu widziałby Sobolewskiego, przyjęto to już z uśmiechem politowania. Zachowanie Smudy najlepiej podsumował Jacek Rutkowski.

- Decyzja o zwolnieniu Smudy została podjęta już wcześniej. Doszliśmy do wniosku, że mamy różne spojrzenia na strategię klubu. A trener to tak ważna pozycja, że powinien mieć chociaż podobne poglądy jak kierownictwo klubu - powiedział w rozmowie dla lechpoznan.tv właściciel Lecha.

Ta nieumiejętność współpracy Smudy z przełożonymi przybrała w pewnym momencie kuriozalne kształty. Kiedy teraz były trener wygaduje, że pracował za "frytki", choć było to 50 tysięcy złotych miesięcznie (!), wystawia sobie świadectwo, że kompletnie stracił kontakt z rzeczywistością.

Lech miał dobrą drużynę i szkoleniowca, który w najważniejszym momencie nie potrafił podjąć ryzyka i uwolnić się od schematów. Zadanie, które Smuda otrzymał trzy lata temu - zdobyć mistrzostwo - wyraźnie go przerosło. Rozczarowani są wszyscy, i zarząd, i piłkarze, i kibice. Dlatego Franciszek Smuda musiał rozstać się z poznańskim klubem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski