– Gdyby ktoś powiedział mi rok temu, że będę w półfinale Australian Open, to oddałabym za to wszystkie kolejne wygrane po tym turnieju. Potem oczywiście moja forma falowała, ale trzeba pamiętać, że miałam problemy zdrowotne i grałam siedem turniejów mniej w całym sezonie niż zazwyczaj. Nie chcę się też usprawiedliwiać, ale występowanie w roli faworytki nie jest wcale łatwe – mówiła Magda Linette w poniedziałkowe południe w siedzibie AZS, przy najstarszych kortach w Polsce.
Zobacz też: Oto najpiękniejsze tenisistki świata
Przed wejściem na konferencję zebrała burzę braw i zauważyła, że zamiast kwiatów tym razem czeka na nią wielki i efektowny tort.
31-latka opowiadała też jak się czuła w nowej roli, czyli zawodniczki często rozstawianej w turniejach z nr 1, 2 lub 3.
– Szczerze mówiąc spodziewałam się większych profitów po awansie do trzeciej dziesiątki rankingu WTA. A w I rundach zdarzały mi się wolne losy, ale też trafiałam w nich na bardzo solidne rywalki. Czułam też, że przeciwniczki się na mnie dodatkowo mobilizują. Pod koniec roku przestało to już być dla mnie nowością, przywykłam do takiego stanu rzeczy – dodała druga rakieta naszego kraju.
Uchyliła ona też rąbka tajemnicy związanego z przygotowaniami do Australian Open.
– Wspólnie z trenerem postawiliśmy na mniej jednostek treningowych, za to zwiększyliśmy jakość zajęć. Jak się okazało był to dobry plan. Ważne było też to, że nie narzekałam na kontuzje. Potem musiałam przez trzy miesiące grać z lekkim urazem i dlatego dziś znów marzę o tym, by dopisywało mi zdrowie – zauważyła Linette.
Wypowiedziała się ona również na temat szans Polski w zbliżającym się wielkimi krokami finale Billie Jean King Cup.
– W Sewilli liczę na dobry występ naszej drużyny, bo rywalki wydają się nieco łatwiejsze niż przed rokiem, kiedy mierzyłyśmy się z Amerykankami i Czeszkami. Teraz przyjdzie nam grać z Hiszpankami i Kanadyjkami, a w tych zespołach nawet liderki wydają się w moim zasięgu, bo z Leylą Fernandez już wygrywałam, a z Paulą Badosą stoczyłam swego czasu wyrównany bój na Wimbledonie. W sumie więc jest optymistką i wierzę, że nawet bez Igi Świątek możemy sporo zdziałać – przekonywała poznańska tenisistka.
Spore szanse na wygraną w WTA Finals daje ona właśnie Polce.
– Według mnie Iga jest w formie, a nie ma już takiej presji, gdy była światową „jedynką”. Zresztą jej zwycięskie serie czy Novaka Djokovicia robią w zawodowym tenisie na mnie największe wrażenie. Jest to wybitne osiągnięcie w sensie mentalnym, bo trzeba wiedzieć, że każdy rywal czy rywalka z grona pierwszej setki reprezentuje niesłychanie wysoki poziom – tłumaczyła zawodniczka AZS, która po zakończeniu konferencji przedłużyła z poznańskim klubem umowę obowiązującą od 2016 r.
Zapytaliśmy ją też o licznik obecności w swoim rodzinnym mieście. – Pod tym względem był to chyba najsłabszy rok w mojej karierze, bo nie wiem czy w sumie w Poznaniu spędziłam chociaż 10 dni. Nie ukrywam jednak, że wolę odpoczywać daleko stąd, żeby nie mieć do załatwienia przyziemnych spraw na poczcie czy w banku – wyjaśniła 23. rakieta świata.
Na konferencję po raz pierwszy przybył z nią brytyjski trener Mark Gellard. – To był dobry rok dla Magdy, bo z wysokim rankingiem trafiła do WTA Finals Trophy, dobrze grała też w Wielkich Szlemach. Nie ma więc na co narzekać – przyznał opiekun Linette.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?